Sanki na Kopie Cwila, zabawy w wykopie przy Zamiany, tajemnica "Fortepianu" czy pierwsza podróż metrem. Młody naukowiec tworzy mapę wspomnień mieszkańców Ursynowa, by utrwalić niematerialne dziedzictwo dzielnicy. Ale nie chodzi tylko o sentymenty.
Najpierw mieszkańcy wypełniają kwestionariusz i zaznaczają wirtualnymi pinezkami miejsca, które lubią i te, za którymi nie przepadają, a także lokalizacje ważne dla społeczności. Efektem końcowym pierwszego etapu akcji ma być mapa wspomnień, czyli przewodnik po ulubionych miejscach oraz tych, które wymagają zmian. Kwestionariusz można wypełniać do 15 lipca na stronie blokobranie.com.
Z miłości do betonu
Za ursynowską część "Blokobrania" odpowiada Maciej Świderski, mieszkaniec Dolnego Mokotowa, który w ramach studiów doktoranckich pracuje nad kwestiami związanymi z dziedzictwem kulturowym europejskich osiedli mieszkaniowych. Jak narodził się pomysł na "Blokobranie"? Świderski podkreśla, że po pierwsze z czystej sympatii do betonu i blokowisk w ogóle. - Moja wizja blokowisk jest bardzo wyidealizowana. Przez większość życia widziałem bloki z okna mojego pokoju. Zawsze marzyłem, aby w takim budynku zamieszkać, mieć mnóstwo sąsiadów – opowiada Świderski.
Dlaczego padło na Ursynów? Dla autora projektu ursynowskie blokowisko to dobre wspomnienia z dzieciństwa i okresu nastoletniego. Wypady do najbliższych przyjaciół, którzy tam mieszkali, rodzinne eskapady autobusem linii 195 do supermarketów. Jak wspomina, dla osoby wychowującej się w realiach lat 90. XX wieku taka wyprawa była dużym wydarzeniem. - Kiedy byłem dzieckiem, Ursynów w mojej głowie funkcjonował jako kraina dostatku i przyjemności. Można było kupić tam najlepsze słodycze, każdą wymarzoną zabawkę – mówi.
Oczywiście o wyborze dzielnicy, ale i samej tematyki zadecydowały również motywacje czysto architektoniczne. - Poprzez mój projekt chciałbym udowodnić światu, że polskie blokowiska, a w tym Ursynów, są udane, że dobrze się na nich mieszka i są naprawdę dobrze zaprojektowane – tłumaczy Świderski.
Tutaj odwołuje się do dość powszechnej opinii, szczególnie w krajach Europy Zachodniej, gdzie podobne osiedla uważa się za monotonne, nieudane pod względem urbanistycznym, utrudniające społeczną integrację, za to sprzyjające przestępczości. Tam bloki budowane w latach 60. i 70. XX wieku bywają wyburzane.
Świderski uważa, że przyjmowanie perspektywy zachodnioeuropejskiej lub północnoamerykańskiej w kontekście polskich osiedli z wielkiej płyty jest błędne. - Tutaj mieliśmy zupełnie inne trajektorie rozwoju, założenia, jeśli chodzi o budowę tych dzielnic ze względów politycznych i gospodarczych – mówi.
- Kiedy pójdziemy na którekolwiek osiedle w Warszawie, czy to jest Ursynów, Bemowo czy Sadyba, to przekonamy się, że te dzielnice tętnią życiem. Może nie przy głównych ciągach komunikacyjnych, ale wewnątrz już tak. Jestem wielkim zwolennikiem modernizmu i betonu w ogóle. Moją misją jest, żeby ten beton jakoś ozdrowić, żeby zmienić narrację na temat modernizmu i w naukowy sposób udowodnić, że nie jest to najgorszy możliwy styl architektoniczny – przekonuje nasz rozmówca.
Lokalna świadomość
Ursynów jest dzielnicą opisaną w literaturze, sfilmowaną, zarchiwizowaną. Czy potrzeba kolejnych opracowań na jej temat? - Ursynowianie już mają wypracowane schematy myślenia na temat swojej dzielnicy. Wykształcona jest lokalna świadomość. Mieszkańcy Ursynowa są bardzo dumni, że tam mieszkają. Znają dobrze nie tylko dzielnicę, ale też jej historię - przyznaje Świderski.
- Wybrałem Ursynów, bo dostępność materiałów na temat dzielnicy sprawia, że mieszkańcy są bardziej jej ciekawi. Nie muszę nikomu mówić, jaka jest historia Ursynowa, żeby nią zaciekawić. Oni po prostu już to wiedzą - tłumaczy. - Nie jestem z Ursynowa, jednak sporo o nim wiem i mam z nim wiele wspomnień, ale nie poczuwam się do tego, żeby opowiadać jego historię. Trochę przychodzę z zewnątrz, trochę sam chcę się czegoś dowiedzieć na temat tego miejsca. Ale głównie chodzi o to, żeby porozmawiać o tym, jak to miejsce nas ukształtowało - dodaje.
Zaprojektowany przez niego kwestionariusz zakłada, że wypełniający go mieszkańcy podzielą się osobistymi wspomnieniami związanymi z konkretnymi miejscami w dzielnicy. Ale, jak się okazuje, duża wiedza mieszkańców na temat swojej "małej ojczyzny" niekiedy utrudnia zbieranie właściwego materiału.
- Projektując kwestionariusz, liczyłem się z tym, że wiele osób może na opak zrozumieć intencję tego badania. I zamiast skupiać się na swoich wspomnieniach będą opisywać historię dzielnicy. Osoby starsze często przyjmują rolę edukatorów. Piszą na przykład, kiedy został otwarty Megasam albo opisują historię budowy kościoła. Nie ma tam ani słowa, jaki to ma związek z osobą, która to pisze – mówi autor "Blokobrania", ale zaznacza, że takie odpowiedzi są w zdecydowanej mniejszości.
Holenderskie "plastry miodu"
Bazą naukową Macieja Świderskiego jest Vrije Universiteit w Amsterdamie, dlatego pierwotnie na warsztat projektu "Blokobranie" planował wziąć wyjątkowe w skali całej Holandii, leżące na obrzeżach jej stolicy, osiedle Bijlmermeer. Plany pokrzyżował wybuch pandemii. "Blokobranie" wróci tam po zakończeniu pierwszego etapu badań w Warszawie.
Historia holenderskiego blokowiska jest zupełnie inna od tej znanej z Ursynowa, ale - jak zauważył Świderski - w obu osiedlach można doszukać się kilku podobieństw. W tym jednego tragicznego, ale i symbolicznego.
Bijlmermeer powstało na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Składało się z 31 segmentów po 11 pięter każdy. Bryły zostały ułożone w heksagonalne wzory, nazywane przez projektantów "plastrami miodu". Podobne rozwiązanie zastosowano między innymi na gdańskim blokowisku Zaspa.
- To było pierwsze tego typu przedsięwzięcie w Holandii. Kraju, który charakteryzuje się życiem ulicznym. Szczególnie w starszych miastach holenderskich dominuje kultura siedzenia na ulicy, obserwowania sąsiadów. Ulica tętni życiem. To było bardzo nietypowe, żeby wybudować jakikolwiek wysokościowiec w tym kraju, a do tego na taką skalę – mówi Świderski.
Wtedy osiedle Bijlmermeer miało być odpowiedzią na zatłoczone holenderskie miasta: Amsterdam czy Utrecht, duszące się od samochodowych spalin. Wybudowano je w odległości 15 kilometrów na południe od stolicy Holandii, w miejscu, które nie miało żadnego połączenia z miastem. To połączenie, w postaci linii metra, miało się pojawić wraz z oddanymi do użytku budynkami. Tak się jednak nie stało, a pierwsi zakwaterowani mieszkańcy czekali na wygodne połączenie jeszcze kilka lat. - I tutaj mamy pierwsze podobieństwo z Ursynowem, bardzo oczywiste zresztą. Z tą różnicą, że na Ursynowie metro jest pod ziemią, w Bijlmermeer przebiega nad ziemią na estakadach - zauważa Świderski.
W przypadku Bijlmermeer utrudniony dostęp do miasta spowodował, że nowi mieszkańcy wprowadzali się tam niechętnie.
Tragiczny punkt zwrotny
Punktem zwrotnym dla nowo powstałej dzielnicy był rok 1975. Wtedy niepodległość ogłosiła dawna kolonia holenderska – Surinam.
- To spowodowało falę emigracji z tego kraju do Holandii. Rząd nie wiedział, co ma zrobić z nowymi mieszkańcami, więc zaczął umieszczać ich tam, gdzie rdzenni Holendrzy nie chcieli się osiedlać. Infrastruktura nie była przystosowana do tak nagłego napływu mieszkańców. Szkoły nie były przystosowane, żeby przyjąć tak zróżnicowaną etnicznie i językowo populację. Rdzenni mieszkańcy zaczęli wyprowadzać się z tego osiedla do miasteczek satelitarnych Amsterdamu, gdzie odrzucono ideę budowania wzwyż - tłumaczy Świderski.
Imigrantów pozostawiono na pastwę losu, bez konkretnych pomysłów na integrację. W latach 80. Bijlmermeer zaczęło popadać w ruinę, a między bloki wkroczyły narkotyki i przestępczość.
Przypieczętowaniem procesu degradacji osiedla, ale i tragicznym punktem zbieżnym z Ursynowem, było to, że i tam, i tu spadł samolot. 9 maja 1987 roku samolot Polskich Linii Lotniczych Ił-62M "Kościuszko" z Warszawy do Nowego Jorku rozbił się w Lesie Kabackim około trzech kilometrów w linii prostej od ursynowskich bloków. Zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi – 183 osoby.
Do katastrofy w Bijlmermeer doszło 4 października 1992 roku. Samolot Boeing 747-258F niedługo po starcie uderzył w jeden z 11-piętrowców. Zginęły 43 osoby. - Ta tragedia stała się katalizatorem do tego, żeby zacząć te budynki wyburzać. Stwierdzono, tak jak w większości krajów zachodniej Europy, że winowajcą tej postępującej degradacji była architektura, która nie jest przyjazna mieszkańcom. Wyburzono większość plastrów miodu. Pozostało łącznie pięć segmentów. Zlikwidowane budynki zastąpiono niższą zabudową – opowiada Świderski.
Lepsze czasy dla holenderskiego osiedla nadeszły dopiero w pierwszej dekadzie XXI wieku, kiedy na większą skalę zaczęto integrować lokalną społeczność z resztą miasta. Nieco wcześniej w okolicy zbudowano stadion Ajaksu Amsterdam. Pojawiła się też lepsza komunikacja z centrum miasta. - Okolica zaczęła tętnić życiem, a mieszkańcy utożsamiać się z tym miejscem. Przechodząc tamtędy, można poczuć się jak w Ameryce Południowej, bo mimo typowo modernistycznego krajobrazu mieszkańcy dekorują przestrzeń na swój sposób. Widać, że to jest miejsce, w którym mieszkańcy czują się dobrze i do którego zapraszają, aby poznać ich historie. To jest też w pewnym sensie zbieżność z Ursynowem, bo udało się wypracować dość silną lokalną tożsamość – mówi Świderski.
Obecnie Bijlmermeer zamieszkują różne grupy społeczne. A samym osiedlem interesują się artyści i naukowcy. W 2017 roku jeden z bloków otrzymał prestiżową nagrodę architektoniczną im. Miesa van der Rohe za najlepszą rewitalizację.
Kopa Cwila - ulubione miejsce mieszkańców
Zanim jednak mieszkańcy Bijlmermeer zaczną wypełniać kwestionariusze, Maciej Świderski przeanalizuje to, co zaznaczyli i napisali mieszkańcy Ursynowa.
Które miejsca na mapie dzielnicy są dla nich szczególne? - Po przejrzeniu pierwszych wypełnionych kwestionariuszy, raczej bez zaskoczenia, okazało się, że najczęściej wskazywane jako miejsca ważne są dwa ursynowskie wzniesienia: Kopa Cwila i oraz Górka Kazurka – zdradza autor "Blokobrania".
Sporo wspomnień zostało umiejscowionych w przestrzeni międzyblokowej na terenie Ursynowa Północnego, czyli tej części, która powstała jako pierwsza. Co ciekawe, dużo wspomnień pochodzi z części wybudowanej najpóźniej, czyli Kabat. Wśród ulubionych miejsc pojawiają się też dzielnicowe zieleńce. Jeden z mieszkańców tak napisał o parku im. Jana Pawła II: "Kiedyś ściernisko przed kościołem. Tu rozkładały się wesołe miasteczka. Tu ojciec dostał choroby lokomocyjnej na diabelskim młynie - ku mojej uciesze i zgubie tych co stali na dole. Teraz wszystko bardzo cywilizowane, ale przyjemne i zapraszające".
W komentarzach pojawiają się też obrazki beztroskiej zabawy, ale i mroczne legendy. "W miejscu bloku pod adresem Zamiany 12 przez lata na przełomie lat 80. i 90. był wielki wykop, wypełniony wodą i śmieciami. Dziś wydaje się to strasznie nieodpowiedzialne, ale to było jedno z naszych ulubionych miejsc dziecięcych zabaw. Bardziej odważni 'żeglowali' po tym akwenie na pływających w nim blokach styropianu i drewnianych paletach. Legenda głosiła, że wystający piętą do góry kalosz kryje nogę topielca. Nikt jednak tego nigdy nie sprawdził".
- Kiedy będę już publikował tę mapę, na pewno pojawi się tam przewodnik, gdzie można pójść na randkę. Bo bardzo dużo wspomnień, którymi dzielą się mieszkańcy, jest związanych właśnie z randkami. Okazuje się, że Ursynów jest bardzo romantycznym miejscem – opowiada Maciej Świderski.
A których miejsc ursynowianie nie lubią najbardziej? Z wypełnionych dotychczas kwestionariuszy wynika, że największą niechęcią darzą słynny "Fortepian" u zbiegu ulic Cynamonowej i Gandhi, czyli zaledwie kilka kroków od budynku dzielnicowego ratusza i stacji metra Imielin. Dwie dekady temu miało tu powstać centrum handlowe. Wylano fundamenty i postawiono fragmenty stalowego szkieletu. Budowa została przerwana. Kilka lat temu szkielet rozebrano, ale szpetne ogrodzenie i zarośnięte fundamenty pozostały.
Nawiązanie dialogu pomiędzy mieszkańcami a decydentami
Jak zapowiada Maciej Świderski, mapa wspomnień zostanie opublikowana we wrześniu. W przyszłym roku natomiast na podstawie mapy zorganizowana zostanie gra miejska dla mieszkańców. Potem autor "Blokobrania" chciałby zorganizować cykl spotkań ze specjalistami: urbanistami, architektami oraz lokalnymi władzami w celu nawiązania dialogu pomiędzy nimi a mieszkańcami.
- Poprzez ten projekt chciałbym, aby mieszkańcy podzielili się swoją wiedzą, bo to oni są największymi specjalistami od tej dzielnicy. Warstwa emocjonalna, do której chcemy dotrzeć, będzie kopalnią wiedzy dla planistów, lokalnych władz i wszelkiego rodzaju decydentów. To warstwa informacji, której do tej pory nie mieliśmy – podsumowuje Maciej Świderski.
"Blokobranie" jest jednym z 15 projektów badawczych powstałych w ramach ogólnoeuropejskiego programu HERILAND, którego głównym założeniem jest unowocześnienie koncepcji, metod i technik zarządzania dziedzictwem kulturowym. Głównym założeniem jest aktywizacja mieszkańców w oparciu o osobiste relacje z najbliższym otoczeniem.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński/tvnwarszawa.pl