Policja - pod nadzorem prokuratury - prowadzi dochodzenie w sprawie uszkodzenia ogrodzenia ambasady Rosji. Podczas marcowego protestu ktoś oblał je czerwoną farbą. Dotychczas nikt nie usłyszał zarzutów.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 28 marca tego roku. Przed gmachem ambasady rosyjskiej przy Belwederskiej zebrała się kilkuosobowa grupa. Uczestnicy happeningu mieli ze sobą transparent z napisem "Precz z faszyzmem". Przed ogrodzeniem rozłożono również fotografie pokazujące ogrom zniszczeń oraz ofiar w wojnie wywołanej przez Rosję w Ukrainie. W pewnym momencie trzech mężczyzn wyciągnęło z kieszeni butelki z farbą. Ich zawartość została wylana na fragment murowanego ogrodzenia przy bramie wjazdowej.
Dochodzenie dotyczy zniszczenia mienia
Policja od początku zapowiadała, że dalsze postępowanie w tej sprawie będzie uzależnione od ewentualnego zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. - Policjanci wydziału dochodzeniowo-śledczego przyjęli 30 marca zawiadomienie złożone przez ambasadę Rosji. Wszczęto dochodzenie - informuje teraz Małgorzata Wersocka z Komendy Stołecznej Policji.
Sprawa toczy się w kierunku artykułu 288 paragraf 1 Kodeksu karnego. Mówi on, że osoba, która niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku cudzą rzecz, podlega karze więzienia od trzech miesięcy do pięciu lat.
W dniu protestu Arkadiusz Szczurek z Lotnej Brygady Opozycji w rozmowie z "Gazetą Stołeczną" przekazał, że policja zatrzymała dwóch uczestników. - Zatrzymanych działaczy Lotnej Brygady Opozycji i KOD policjanci przewieźli na Wilczą. Pojechaliśmy tam i dowiedzieliśmy się, że zostali przewiezieni jednak do Komendy Stołecznej Policji - mówił mężczyzna.
Żadna zatrzymanych wówczas osób nie otrzymała jednak statutu podejrzanego. - Na obecnym etapie nie przedstawiono nikomu zarzutów. Sprawa jest w toku. Nadzoruje ją prokuratura - zaznacza Wersocka.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz/tvnwarszawa.pl