Jak powiedział rzecznik prasowy komendanta stołecznego policji Mariusz Mrozek, w trakcie przeszukania mieszkania funkcjonariusze nie znaleźli materiałów wybuchowych, zabezpieczyli natomiast części, które mogły być wykorzystane do produkcji broni, tzw. samoróbki.
Oględziny w mieszkaniu prowadzono całą noc oraz w piątek. Po południu prokurator prowadzący postępowanie zarządził ewakuację klatki, w której mieszkał mężczyzna.
- Znaleziono jakieś urządzenie, prokurator uznał, że dla bezpieczeństwa osób z najbliższego otoczenia należy jednak zarządzić ewakuację - wyjaśniła rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prok. Renata Mazur.
Według Agnieszki Veljković reporterki TVN24 po dokonaniu oględzin prokurator znalazł w zegarze z kukułką "wystające jakiegoś rodzaju druty, kable".
"Musimy sprawdzić każdy karton"
- Mieszkanie jest wypełnione różnymi przedmiotami. Z zegara wystawały jakieś przewody. Pirotechnicy je sprawdzili. Nie są niebezpieczne. Prokurator podjął decyzję o ewakuacji jednej klatki. Chcemy mieć 100 procent pewności, że jest bezpiecznie. Mieliśmy do czynienia z osobą niebezpieczną. Musimy dokładnie sprawdzić każdy karton i każdy słoik w mieszkaniu - powiedział Mariusz Mrozek.
Na miejscu pojawili cały czas są pirotechnicy policja oraz pogotowie. Blok został otoczony taśmą policyjną. Ludzie, którzy w nim mieszkają przez kilka godzin nie mogli do niego wejść. Jak ustalił reporter tvnwarszawa.pl, śledczy zakończyli pracę przed godz. 20. dopiero wtedy mieszkańcy mogli wrócić do domów.
Akcja służb odbywa się w tym samym miejscu, w którym wczoraj doszło do strzelaniny. W czwartek mężczyzna zaatakował ratowników medycznych, którzy udzielali mu pomocy, a potem postrzelił interweniującego policjanta. Zabarykadował się w mieszkaniu i prawdopodobnie próbował popełnić samobójstwo. Interweniowali antyterroryści.
Zaczęło się od rodzinnej awantury?
Według relacji policji, całe zdarzenie w bloku przy ul. Polskich Skrzydeł zaczęło się od rodzinnej awantury. Na miejsce wezwano pogotowie. - Ekipa spotkała się z agresją. Mężczyzna nie chciał się uspokoić. Dlatego poproszono o pomoc policjantów. Pierwsze wezwanie było ok. godz. 15.30. Na miejsce przyjechał patrol - relacjonował Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznych policjantów.
Akcja pirotechników na Gocławiu
Ewakuowany blok
Moment wynoszenia napastnika:
Akcja służb na Gocławiu
PAP/lata
Moment wynoszenia napastnika