W beczkach z Woli nie było gazu bojowego

Żołnierze w ciężkich strojach chemicznych
Żołnierze w ciężkich strojach chemicznych
Źródło: Tomasz Zieliński /tvnwarszawa.pl.
W beczkach znalezionych w piwnicy przy Górczewskiej 14 nie było gazu bojowego. - Okazało się, że schowane w nich były filtropochłaniacze, elementy wyposażenia schronów - poinformowało wojsko. Przy okazji akcji na Woli okazało się, że w sytuacji zagrożenia nie tak łatwo wezwać na pomoc wojsko, które oceni potencjalne zagrożenie.

- Na początku było podejrzenie, że w beczkach może znajdować się gaz bojowy - iperyt – powiedział mjr Jarosław Czepiel z Centralnego Ośrodka analizy Skażeń.

Na miejscu pojawili się więc wojskowy chemicy. Ubrani w kombinezony ochronne, przy pomocy swoich urządzeń pobrali próbki. Sprawdzono je na miejscu, w przenośnym laboratorium rozstawionym przed blokiem.

Nie było gazu

– Okazało się, że beczki nie zawierają gazu bojowego. Kolejne badania przeprowadzono w piątek rano, w naszym laboratorium, które ostatecznie wykluczyły obecność niebezpiecznych substancji w beczkach – dodaje Czepiel.

W środku znajdowały się filtropochłaniacze. Były montowane w urządzeniach oczyszczających powietrze między innymi w schronach. – Nasi żołnierze przypuszczają, że piwnica mogła kiedyś pełnić funkcję schronu. Świadczą o tym potężne drzwi, śluzy czy inne elementy sprzętu do ochrony ludności – tłumaczy major.

"Biurokracja zamiast walki z zagrożeniem"

Za nim na Wolę dotarli wojskowi chemicy, od wykrycia podejrzanych beczek upłynęło kilka godzin. Dlaczego? Okazuje się, że najpierw trzeba było dopełnić formalności.

Zgodnie z procedurami wojewoda mazowiecki musiał wysłać pisemną prośbę do ministra obrony narodowej, o pomoc wojska. Minister - w momencie wyrażenia zgody - prośbę wojewody przesłał do właściwej jednostki. Dopiero po tym żołnierze mogli pojechać na Wolę.

Procedury ściśle określa ustawa o zarządzaniu kryzysowym. Według ekspertów, niepotrzebna biurokracja wydłuża czas oczekiwania na interwencję.

- Procedury powinny być maksymalnie uproszczone., aby skrócić oczekiwania na działanie w sytuacji zagrożenia – ocenia w rozmowie z tvnwarszawa.pl generał Roman Polko, były dowódca jednostki GROM.

- Ten problem dotyczy użycia różnych jednostek wojska, nawet specjalnych. Przykład odnalezionych beczek na Woli doskonale obrazuje problem. Zamiast zająć się zwalczaniem potencjalnego zagrożenia, najpierw trzeba zająć się biurokracja. Przygotować pismo, później jest zastanawianie się do kogo je przesłać – ocenia generał Polko.

Jak dodaje: - Powinny być już przetarte ścieżki, gotowe schematy. Od kilkunastu lat apeluje, aby te procedury były uproszczone – przypomina były dowódca GROM.

"Akcja przebiegła sprawnie"

Rzeczniczka prasowa Wojewody Mazowieckiego ocenia jednak, że czwartkowa akcja przebiegła sprawnie i maksymalnie szybko. – Na miejscu był cały czas obecny dowódca sztabu kryzysowego. Na bieżąco oceniał zagrożenie. Ponadto był stały kontakt z całodobowym centrum zarządzania kryzysowego wojska – tłumaczy Ivetta Biały, rzeczniczka prasowa Wojewody Mazowieckiego.

- Czasami w sytuacjach bardzo pilnych wojewoda prośbę o pomoc wojska kieruje przez telefon. Dopiero później są dopełniane formalności – zapewnia Biały.

Żołnierze w ciężkich strojach chemicznych

Akcja straży pożarnej przy ul. Górczewskiej

bf/roody

Czytaj także: