W piątek przed siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii w Warszawie rozpoczął się protest przeciwko decyzji sądu o dwumiesięcznym areszcie dla Margot z kolektywu Stop Bzdurom, która jest podejrzana o uszkodzenie furgonetki z homofobicznymi hasłami i atak na jej kierowcę. Protest przeniósł się później na Krakowskie Przedmieście w pobliże pomnika Chrystusa, gdzie doszło do przepychanek z policjantami. Policja zatrzymała 48 osób, które później usłyszały zarzuty.
To właśnie zajścia z Krakowskiego Przedmieścia zostały uwiecznione na filmie opublikowanym w poniedziałek na stronie Komendy Stołecznej Policji.
"Wobec nieuczciwego posądzania policjantów Komendy Stołecznej Policji o nadgorliwość oraz liczne wypowiedzi ekspertów, że działania Policji były niepotrzebne, bo protestujący nie byli agresywni i zachowywali się spokojnie, przedstawiamy film, którego celem jest zobrazowanie działań z perspektywy 'oczu' policjantów" - przekazano na stronie internetowej KSP. Dalej czytamy, że celem filmu nie jest obraza kogokolwiek, a jedynie prezentacja przyczyn działań funkcjonariuszy. "Jako stołeczni policjanci jesteśmy bardzo tolerancyjni, jednak jest od tego jeden wyjątek. Nigdy nie będziemy tolerować łamania prawa. Dlatego decydujemy się na upublicznienie nagrań" - wyjaśnia w komunikacie KSP.
Na opublikowanym przez KSP nagraniu widać m.in. osoby siedzące na nieoznakowanym policyjnym radiowozie i blokujące przejazd funkcjonariuszom. Z nagrania wynika, że w kierunku funkcjonariuszy kierowane są też wulgarne słowa i gesty.
"I can't breathe"
W sobotę, czyli dzień po protestach, na oficjalnym profilu Komendy Stołecznej Policji został udostępniony film z innego profilu, na którym widać wzburzoną osobę. Na filmie krzyczy ona w kierunku stojącego obok mężczyzny. W dalszych kadrach pojawia się zdjęcie, na którym widać, jak funkcjonariusz przytrzymuje ją za szyję (w udostępnionym materiale przez KSP twarz tej osoby jest widoczna). W tle leci muzyka i pojawia się napis "I can't breathe". Te słowa nawiązują do sprawy George'a Floyda, 46-letniego Afroamerykanina, który zmarł 25 maja w Minneapolis, gdy w czasie aresztowania za domniemaną próbę zapłacenia fałszywym 20-dolarowym banknotem został przygnieciony do ziemi przez policjanta, który przez prawie dziewięć minut klęczał na jego szyi. Na nagraniu wideo z aresztowania słychać, jak Floyd, który był nieuzbrojony, mówił, że nie może oddychać. Zdanie "I can't breathe" stało się jednym z motywów protestów po śmierci Floyda.
Rzecznika Komendy Stołecznej Policji Sylwestra Marczaka chcieliśmy poprosić o komentarz dotyczący udostępnionego w sobotę nagrania. Nie odbierał jednak telefonu.
Po godzinie 15 przesłał naszej redakcji oświadczenie. "Zdajemy sobie sprawę, iż niektóre materiały, które prezentujemy mogą być różnie odbierane i budzić różne odczucia. Nie ingerujemy jednak w ich treść i podajemy dalej w oryginalnej formie, bo najlepiej pokazuje ona z jakimi zachowaniami i postawami reprezentowanymi przez zatrzymane osoby mieliśmy do czynienia. Podkreślamy po raz kolejny, ze przyczynkiem do naszych interwencji nie jest czyjś światopogląd, ale łamanie przez daną osobę prawa obowiązującego wszystkich w jednakowym stopniu. I bez względu na poglądy prezentowane przez którąkolwiek z zatrzymanych osób, nie mogą one stanowić immunitetu dla naruszania porządku publicznego" - napisał Marczak.
"Doprowadzili do wielkiej eskalacji napięć"
Zastrzeżenia wobec działań policjantów podczas piątkowego protestu zgłaszali m.in. posłanki i posłowie opozycji. W niedzielę gościem programu "Fakty po Faktach" była m.in. parlamentarzystka Magdalena Biejat, która obserwowała piątkowe wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu, a także wcześniej, przed siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii.
- Widziałam przede wszystkim przemoc policji w stosunku do demonstrujących pokojowo ludzi, widziałam nieprofesjonalne zachowanie policji. Ja byłam od samego początku do samego końca przy tych wydarzeniach - mówiła posłanka.
Jak opisywała, policjanci w brutalny sposób wyłapywali z tłumu osoby, które zachowywały się pokojowo. - Jeżeli stawiali jakiś opór, to był to opór bierny, [policjanci - red.] doprowadzili w sposób głęboko nieprofesjonalny do wielkiej eskalacji napięć i wielkiej eskalacji konfliktu. Zaczęli po prostu wyłapywać obywateli - mówiła Biejat.
Zatrzymano przypadkowych ludzi?
Wśród 48 zatrzymanych znalazły się osoby, które - jak twierdzą - w centrum piątkowych wydarzeń znalazły się przypadkowo. Tak o zatrzymaniu jednego z mężczyzn mówił jego adwokat. - Mój klient wracał do mieszkania, które jest w odległości około 100-150 metrów od ulicy Wilczej, z zakupami, z siatką owoców. Zobaczył zgromadzenie ludzi przed komendą na Wilczej. Zatrzymał się na chwilę przy kiosku, żeby zobaczyć, co się tam dzieje i nagle został zatrzymany przez policjanta, zaprowadzony do radiowozu - mówił na antenie TVN24 adwokat zatrzymanego Jakub Bartosik.
Z relacji adwokata wynika, że zatrzymany mężczyzna był przewożony z jednego komisariatu na drugi. Na spotkanie zatrzymanego z prawnikiem policja pozwoliła dopiero około 3 w nocy. Mężczyznę wypuszczono dopiero po kilkunastu godzinach.
Interwencja RPO
W sprawie interweniowało biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Jak poinformowało, przedstawiciele Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur rozmawiali z 33 spośród 48 osób zatrzymanych. Z obserwacji KMPT również wynika, że wśród zatrzymanych znalazły się m.in. osoby, które nie uczestniczyły czynnie w zgromadzeniu na Krakowskim Przedmieściu czy ul. Wilczej, a przyglądały się zajściu. Osoby, które rozmawiały z przedstawicielami KMPT, zwracały uwagę na ogromny chaos panujący wśród funkcjonariuszy policji. W momencie ujęcia nie podawano im powodów zatrzymania. Wraz z upływem czasu jako przyczyny zatrzymania wskazywano na naruszenie tzw. ustawy covidowej. Ostatecznie większości z zatrzymanych zarzucono popełnienie czynu z art. 254 Kodeksu karnego, czyli udział w zbiegowisku.
Autorka/Autor: dg/ran
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: KSP, Facebook