Nie mogli się doprosić pomocy, postanowili więc urządzić happening. Mieszkańcy ul. Sęczkowej, która od kilu dni przypomina jezioro, przynieśli ze sobą ponton, stroje kąpielowe, maski, koła ratunkowe a nawet wędki.
- W tym roku nie mieliśmy zamiaru jechać nad morze w środku zimy, ale morze przyszło do nas – żartuje Natalia Przybytkowska, jedna z organizatorek happeningu.
Zalana ulica to jednak realny problem. - Na całej szerokości drogi płyniemy. Są dziury które niszczą nasze samochody, woda wdziera się na podwórka, zalewa piwnice – dodaje Przybytkowska.
Mieszkańcy ulicy przestali się w niedzielę denerwować i do tematu kałuży podeszli z poczuciem humoru. – Traktujemy to na wesoło. Są kiełbaski, chleb ze smalcem, są sąsiedzi z dziećmi. Nad bezpieczeństwem czuwa ratownik – relacjonuje Przybytkowska. Mieszkańcy postanowili nawet wspólnie pośpiewać i zabrali się za znany ostatnio utwór zespołu Weekend.
"Nic nie robią"
Według mieszkańców, dotychczasowe prośby o pomoc nie przyniosły skutku. – Władze dzielnicy nic nie robią z naszą kałużą. W zeszłym tygodniu wysłaliśmy maila do każdego z radnych. Zareagował tylko jeden i przesłał list do burmistrza. Skutek był jednak żaden. Nic to nie dało, bo jak widać kałuża wciąż jest – żali się Magdalena Lepianka, która współorganizowała happening.
Ulica pod wodą
Problemy mieszkańców przyszły wraz z odwilżą. - Od trzech dni na ulicy Sęczkowej stoi woda. Pracownik gminy Wawer twierdzi, że nie może wysłać ekipy, która by wodę wypompowała, ponieważ ma problem z wykonawcą. Nikogo nie obchodzi natomiast, że mieszkańcy mają problem, żeby dostać się do swoich domów" - napisała w piątek na Kontakt24 Magda.
- Jesteśmy dzielnicą rozległą. Roztopy spowodowały, że wody się nazbierało nie tylko na ulicy Sęczkowej, ale w całym Wawrze. Nie mamy dróg odwodnionych, nie mamy kanalizacji takiej, jak np. w centrum Warszawy - mówi w rozmowie z redakcją Kontaktu24 Andrzej Murat, rzecznik prasowy dzielnicy.
Jak zapewnia, Wawer podejmuje działania żeby wodę usunąć, ale brakuje odpowiedniego systemu odwadniania, który by to ułatwił. - Mamy ponad 500 ulic, 309 km i jeden samochód, który jeździ i wypompowuje wodę - tłumaczy.
Rzecznik dodaje, że śniegu już prawie nie ma, więc wody nie powinno przybywać.
"Mieszkańcy nie bez winy"
Andrzej Murat twierdzi, że bez winy nie pozostają także sami mieszkańcy.
- Budują domy wbrew warunkom zabudowy. Wykładają kostką całe podwórka i to powoduje, że woda spływa do sąsiadów lub na ulice, które też są wyłożone kostką lub asfaltem, a stąd woda nie ma ujścia - mówi.
Tak wyglądała ulica Sęczkowa w sobotę:
wp/par