"Próbował pan wyważyć drzwi do Jolanty Brzeskiej?". Marek M. nie odpowiada

[object Object]
Magda Brzeska o próbie włamania do mieszkania jej matkiTVN24
wideo 2/8

Komisja weryfikacyjna badała we wtorek reprywatyzacje kamienicy przy Nabielaka 9, w której mieszkała ikona ruchu lokatorskiego Jolanta Brzeska. Jej córka w przejmujących zeznaniach powiedziała wprost: "zostaliśmy przekazani jak żywy towar". Marek M., handlarz roszczeniami, który przejął nieruchomość odmówił składania zeznań.

Wtorkowe posiedzenie komisji weryfikacyjnej dotyczyło jednego z najważniejszych adresów na mapie warszawskiej reprywatyzacji. Nabielaka 9 - to tu mieszkała Jolanta Brzeska, której spalone ciało znaleziono wiosną 2011 roku w Lesie Kabackim. Przyczyny tragicznej śmierci nie są znane do dziś.

W charakterze świadka zeznawała między innymi córka Brzeskiej - Magda. W swoich zeznaniach nie bała się używać mocnych słów. Mówiła wprost, że po reprywatyzacji kamienicy życie je matki zamieniło się koszmar. - Nie czuła się bezpiecznie we własnym mieszkaniu - mówiła.

Wspominała o nachodzeniu przez nowych właścicieli, podwyżkach czynszu czy próbie wyważenia drzwi antywłamaniowych. - Przychodził ze swoimi osiłkami, czuł się jak u siebie, żądał płacenia 500 złotych za korzystanie z chodnika - mówiła otwarcie o Marku M., który przysłuchiwał się jej (i pozostałym zeznaniom). Sam odmówił złożenia swoich. Nie chciał odpowiadać na pytania przekonując, że może zaszkodzić sobie i swojej rodzinie.

Kolejnym ważnym wątkiem wtorkowego posiedzenia były zeznania Mirosława Kochalskiego. To on w 2006 roku jako pełniący obowiązki prezydenta Warszawy podpisał decyzję zwrotową i de facto zdecydował o przekazaniu kamienicy w prywatne ręce.

Pytany przez członków komisji powiedział wprost, że przed podpisaniem dokumentu nie przeanalizował szczegółowo wszystkich aspektów tej sprawy. Jego zdaniem, leżało to w gestii urzędników Biura Gospodarki Nieruchomościami. Kochalski zaś, jak sam przyznał, zajmował się jedynie "oceną zarządczą", która trwała "pięć, dziesięć, może piętnaście minut". Dopytywany przez pełnomocniczkę ratusza, czy wiedział, że oddaje w prywatne ręce kamienicę, w której mieszkają ludzie powiedział: "Jeżeli w dokumentach nie było takiej informacji i nie została mi ona przekazana, mogła być sytuacja, ze nie miałem wiedzy na ten temat".

O sprawie Nabielaka mówił krótko: nie miała w sobie nic szczególnego, była jedną z wielu.

Kochalski był komisarzem z nadania Prawa i Sprawiedliwości (dziś jest wiceprezesem spółki PKN Orlen). Jednak trzeba przyznać, że nie mógł liczyć na taryfę ulgową z tego tytułu. Jego przesłuchanie trwało około trzech godzin, a członkowie komisji i przedstawiciele stron zadawali mu szereg szczegółowych pytań.

Posiedzenie w sprawie Nabielaka było również pierwszym, które nie zakończyło się grzywną dla prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. W ubiegłym tygodniu Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał, że kary za jej nieobecność na komisji powinny być nakładane na miasto stołeczne Warszawa i płacone z budżetu miasta (a nie prywatnego konta Gronkiewicz-Waltz). Poza tym, prezydent nie była w sprawie Nabielaka (w przeciwieństwie do poprzednich) wezwana "do osobistego stawiennictwa".

CAŁE POSIEDZENIE W SPRAWIE NABIELAKA 9 RELACJONOWALIŚMY NA BIEŻĄCO:

18.30. Przewodniczący komisji Patryk Jaki zamknął posiedzenie w sprawie reprywatyzacji kamienicy przy Nabielaka 9.

18.00. Zakończyło się krótkie przesłuchiwanie Marka M. i zaczyna przesłuchanie (w charakterze strony) Artura Wolskiego. Wolski został wezwany na komisję m.in. ze względu na transakcję dokonaną z Markiem M. Chodziło o przekazanie M. działki w Zalesiu (o wartości, jak powiedział Patryk Jaki, 150 tysięcy złotych), w zamian za suterenę w budynku przy Nabielaka 9.

Pytany przez członków komisji Wolski potwierdził, że taka transakcja miała miejsce i dodał, że to on wyszedł z inicjatywą w tej sprawie. Tłumaczył, że zależało mu na suterenie, bo był i jest właścicielem innego (położonego piętro wyżej) mieszkania w tym budynku.

Pytany o śmierć Jolanty Brzeskiej, Wolski powiedział, że dowiedział się o niej pięć lat temu. Zadeklarował, że nie znał działaczki lokatorskiej ani jej historii.

Po kilkunastu minutach komisja zakończyła przesłuchiwanie Artura Wolskiego.

Marek M. odmawia składania zeznań

17.45. Zakończyło się przesłuchanie Piotra Rodkiewicza. Komisja przystąpiła do przesłuchania stron. W pierwszej kolejności chciała przepytać Marka M., ale ten odmówił składania zeznań.

Patryk Jaki długo nie chciał się na to zgodzić. Stwierdził, że M. może odmówić udzielenia odpowiedzi na konkretne pytanie, ale nie składania zeznań w ogóle. Zaczął zarzucać go pytaniami.

- Do jakiej liczby nieruchomości warszawskich ma roszczenia? Czy żądał pan opłaty za przejście, przez chodnik? Czy podnosił pan czynsze? Czy to prawda, że wraz z pomocnikami próbował wyważyć drzwi w mieszkaniu Jolanty Brzeskiej? Co robił w dniu jej śmierci? - dopytywał.

Marek M. pozostał nieugięty i za każdym razem odpowiadał jak mantrę: "odmawiam odpowiedzi na to pytanie". Powołując się na odpowiednie przepisy prawne stwierdził, że ze sprawą Nabielaka 9 związana jest między innymi jego matka, więc to narusza dobro jego i jego rodziny.

Mimo to członkowie komisji zadali M. kilkadziesiąt krótkich pytań. Ten odpowiedział tylko na jedno, zadane przez posła Jana Mosińskiego. Brzmiało krótko: "Jak się pan nazywa?".

- Przedmiot wezwania został precyzyjnie określony w wezwaniu, dotyczy Nabielaka 9. Uznajemy, że pytania które padły nie mają z nią związku. Proszę o uszanowanie stanowiska mojego klienta - oznajmił pełnomocnik Marka M.

Patryk Jaki przesłuchuje Marka M.
Patryk Jaki przesłuchuje Marka M.TVN24

Kłopotliwa apelacja i miliony dla Marka M.

17.00 Zakończyło się przesłuchanie Ewy Andruszkiewicz. Rozpoczyna przesłuchanie Jakuba Pędrasia. To radca prawny Prokuratorii Generalnej, który - jak sam powiedział - zajmował się sprawą dotyczącą odszkodowania dla Marka M. za bezumowne korzystanie z lokali w kamienicy przy Nabielaka 9. Pędraś reprezentował w niej interesy Skarbu Państwa.

Kiedy sąd przyznał M. odszkodowanie (w wysokości niecałych dwóch milionów złotych), Prokuratoria Generalna nie chciała się na to zgodzić i wniosła od tego wyroku apelację. Jednak po pewnym czasie wycofała ją (o czym napisał we wtorek rano portal Onet.pl).

Pędraś - pytany przez Patryka Jakiego - potwierdził, że najpierw złożył apelację, a potem ją wycofał. Dopytywany o powód takiego zachowania, przyznał: "była to decyzja wojewody mazowieckiego", którym był wówczas Jacek Kozłowski (PO).

Przy czym Pędraś wyjaśnił, że opinia wojewody (jako przedstawiciela Skarbu Państwa) w takich sprawach była konieczna. A stanowisko Prokuratorii Generalnej musiało być z nią zbieżne. - Ustawa przewiduje, że jesteśmy związani ze stanowiskiem organu [czyli właśnie wojewody - red.] - oznajmił świadek i dodał - wojewoda uznał, że wyrok sądu był w pełni zgodny z prawem i jego wstrzymywanie może oznaczać większe szkody dla Skarbu Państwa.

Zastrzegł jednocześnie, że gdyby decyzja zależała tylko od niego - nie wycofałby apelacji.

Zakończyło się przesłuchanie Jakuba Pędrasia. Rozpoczyna się przesłuchanie Piotra Rodkiewicza, obecnego szefa miejskiego Biura Spraw Dekretowych, dawniej również radcy prawnego Prokuratorii Generalnej.

Urzędnik na wstępie podkreślił, że Prokuratoria Generalna - jako pełnomocnik Skarbu Państwa - wielokrotnie zwracała uwagę na problemy reprywatyzacyjne związane z brakiem ustawy. Zapewnił też, że w swojej działalności "zawsze działał na rzecz dobra publicznego".

W nawiązaniu do wyżej wspomnianej apelacji Rodkiewicz powiedział, że prawnicy Prokuratorii Generalnej - kiedy nie otrzymali jeszcze stanowiska wojewody, to zawsze, "w ramach ostrożności" wnosili apelacje od niekorzystnych wyroków sądowych. Po otrzymaniu stosownej opinii wojewody musieli się do niej jednak dostosować.

Przy okazji przesłuchania Rodkiewicza, przewodniczący Jaki dopytywał go jeszcze o to, czy zna osobiście byłego wojewodę Jacka Kozłowskiego. Świadek odpowiedział, że nie.

Poseł Paweł Lisiecki pytał urzędnika z kolei, czy on lub jego rodzina miała roszczenia do nieruchomości na terenie Warszawy. - Tak - powiedział Rodkiewicz. - Zostało za nią wypłacone odszkodowanie. Była to nieduża nieruchomość na Bródnie, dom moich pradziadków i dziadków. Postępowanie w tej sprawie toczyło się 28 lat, zostało wszczęte jeszcze w poprzednim ustroju - wyjaśnił Rodkiewicz. Jak doprecyzował, tytułem odszkodowania otrzymał 105 tysięcy złotych, co uwzględnił w oświadczeniu majątkowym.

"Powtarzała, że będzie dobrze, a tydzień później już nie żyła"

16.10. Przewodniczący komisji Patryk Jaki po przerwie wznowił posiedzenie w sprawie reprywatyzacji kamienicy przy Nabielaka 9. Rozpoczęło się przesłuchanie kolejnego świadka - Ewy Andruszkiewicz - przyjaciółki Brzeskiej i lokatorki, która współpracowała z nią w Warszawskim Stowarzyszeniu Lokatorów (sama też była poszkodowana dziką reprywatyzacją).

Andruszkiewicz rozpoczęła swoje zeznania od tzw. swobodnego oświadczenia. Powiedziała, że w ostatnią niedzielę lokatorzy spotkali się przy Nabielaka 9, aby powspominać Jolantę Brzeską. - W pewnym momencie otworzyło się okno w budynku numer 11. Wyjrzała pewna kobieta i krzyknęła: "wynocha stąd, mamy was dosyć". To mnie zastanowiło. My tam spotykamy się regularnie. Od tylu lat nikt nie zareagował, nie otworzył okna - wspomniała.

Dalej powiedziała o pewnym niepokojącym incydencie: - Kiedy zakończyła się demonstracja, podeszła do nas pewna kobieta [inna niż ta z okna - red.] i powiedziała, że ona pamięta, jak Jola była bita i szarpana. Byłam w szoku. Okazało się, że wiele ludzi widziało, jak wciągano ją do samochodu. To pokazuje, że mamy do czynienia ze zmową milczenia - powiedziała Andruszkiewicz. Dodała, że kobieta szybko odeszła, nie chciała zdradzić swoich danych. Według świadka mieszkańcy ulicy Nabielaka mogą mieć "znacznie większą wiedzę niż się wszystkim wydaje". Zwłaszcza że - jak zwróciła uwagę - Brzeska zaginęła około godziny 15-16, a nie w nocy.

Ewa Andruszkiewicz przed komisją
Ewa Andruszkiewicz przed komisjąTVN24

Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał lokatorkę, czy w jej opinii Jolanta Brzeska mogła się komuś narazić i jeśli tak, to komu. - Ona przez ostatnie lata żyła wyłącznie reprywatyzacją. Jeśli się komuś naraziła, to tym, co uwłaszczyli się na cudzych majątkach - odpowiedziała Andruszkiewicz. - A komu pani Brzeska mogła najbardziej psuć interesy, gdzie miała najwięcej podopiecznych, którym pomagała? - dociekał Jaki. - Takim miejscem była kamienica przy Hożej 25 - odparła lokatorka.

Andruszkiewicz była pytana też o to, jak poznała Jolantę Brzeską, odpowiedziała, że kiedy sama miała problemy z reprywatyzacją, znalazła informację o Nabielaka i Brzeskiej w internecie. W ten sposób nawiązały kontakt.

Sebastian Kaleta, członek komisji z ramienia Prawa i Sprawiedliwości pytał świadka, czy zgłaszali (jako lokatorzy) swoje problemy do instytucji państwowych. - Oczywiście, że tak. Do ratusza, ale nie tylko. Między innymi do ministerstwa finansów, sprawiedliwości, skarbu czy prokuratury - wyliczała Andruszkiewicz. - Nigdy nie było reakcji. Byliśmy lekceważeni. Zarówno jak występowaliśmy pojedynczo, jak i grupowo. Lekceważono nas zawsze - dodała.

Lokatorka podkreśliła też, że zgłaszane przez działaczy informacje o nieprawidłowościach związanych z reprywatyzacją były bardzo szczegółowe - zawierały listę konkretnych nieruchomości, w zwrocie których brał udział znany handlarz roszczeniami Marek M. - Składaliśmy w tej sprawie pismo do Prokuratorii Generalnej. Chcieliśmy wskazać, że to niemożliwe, aby jedna osoba zgromadziła taki majątek - powiedziała. Dodała, że nie było żadnej odpowiedzi.

Członkowie komisji pytali też, jak wielu osobom pomagała Jolanta Brzeska. Andruszkiewicz przyznała, że "było ich mnóstwo". - Jej telefon był pierwszym, pod który się dzwoniło, jak występował jakiś problem: kiedy ktoś próbował wedrzeć się do mieszkania albo był jakiś problem w sądzie - odpowiedziała.

Bartłomiej Opaliński (członek komisji z ramienia Polskie Stronnictwo Ludowego) pytał z kolei, czy Brzeska otrzymywała jakieś pogróżki. - Ona w ogóle nie brała pod uwagę tego, że coś może się jej stać - odpowiedziała lokatorka. Dodała, że spotkała się z Andruszkiewicz po raz ostatni tydzień przed śmiercią. - Ona stale powtarzała wtedy, że będzie dobrze. A tydzień później już nie żyła - podsumowała ze smutkiem lokatorka.

14.55. Zakończyło się przesłuchanie córki Jolanty Brzeskiej - Magdy. Przewodniczący komisji Patryk Jaki ogłosił godzinę przerwy.

Brzeska: Marek M. zachowywał się jak u siebie

14.05. Trwa przesłuchanie Magdy Brzeskiej, córki Jolanty Brzeskiej. Po zadawaniu pytań przez przewodniczącego komisji Patryka Jakiego, głos zabrał Bartłomiej Opaliński (PSL). Pytał świadka, czy Marek M. osobiście pojawiał się w mieszkaniu Brzeskich, jeszcze za życia jej matki. Córka lokatorki oświadczyła, że taka sytuacja miała miejsce wielokrotnie. - Marek M. zachowywał się jak u siebie - stwierdziła.

Poseł PiS Paweł Lisiecki pytał natomiast, czy Marek M. próbował wypowiadać Jolancie Brzeskiej umowę na mieszkanie. Tu również córka lokatorki powiedziała, że takie próby były podejmowane wielokrotnie. - Marek M. zameldował się przecież w naszym mieszkaniu. Jak to się stało? Do dzisiaj nie wiem. Zgłosiliśmy to na policję i do prokuratury. Pan M. został wymeldowany dość szybko, ale nadal nie mamy szczegółowej informacji w tej sprawie - opisywała Magda Brzeska.

Łukasz Kondratko (członek komisji z PiS) pytał z kolei o wspomnienia z jednego z pierwszych spotkań z Markiem M. - Razem z Hubertem Massalskim weszli do naszego mieszkania, rozsiedli się w fotelach i powiedzieli, że są właścicielami - mówiła Brzeska. - Mój tata był bardzo zaskoczony tą sytuacją, wpuścił ich zdziwiony tym, co się dzieje - dodała.

Kolejny poseł Prawa i Sprawiedliwości - Jan Mosiński pytał o ponaglenia do wyprowadzki z Nabielaka 9 kierowane w stosunku do rodziny Brzeskich przez Marka M. Córka lokatorki przekonywała, że takich pism było bardzo dużo. - Wszystkie napisane ręcznie, żadne komputerowo - stwierdziła. Dodała też, że żadne nie zawierało w sobie żadnych podstaw prawnych.

Dalej Mosiński wrócił do wspomnianej wcześniej próby wtargnięcia do mieszkania Brzeskich. Markowi M. mieli wtedy towarzyszyć policjanci. - Przyszedł ze swoją ekipą policji. Ci panowie byli po jego stronie. Twierdzili, że może się zameldować i wejść do lokalu. Nie widzieli nic złego w tym, że przecina sztaby antywłamaniowe. Przyjechali też drudzy policjanci, wezwani przez nas i twierdzili, że M. nie ma prawa robić tego, co robi. Mieliśmy dwie zupełnie sprzeczne opinie - wspominała Magda Brzeska. - Moja mama na pewno nie czuła się bezpiecznie w swoim mieszkaniu - dodała.

W dalszej części przesłuchania Brzeska długo opisywała, jak bardzo zmieniła się jej matka po zwrocie kamienicy. - Ona wcześniej była osobą bardzo fajną i energiczną. Ale od czasu reprywatyzacji budynku w 2006 roku jedyne co ją zajmowało to reprywatyzacja. Kiedy do niej przychodziłam, pierwsze co robiła, to wyjmowała segregator i pokazywała kolejne pisma - powiedziała.

- Szłyśmy na spacer do Łazienek. A moja mama, zamiast patrzeć, jak dorasta jej wnuk, pożyczała ode mnie kodeks prawa administracyjnego, uczyła się przepisów. Ja czułam, że wariuję w tym wszystkim - dopowiedziała wprost.

Poseł Platformy Obywatelskiej Robert Kropiwnicki pytał świadka między innymi o wątek wznowienia śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej (zostało wznowione w ubiegłym roku). Magda Brzeska odpowiedziała, że nie ma dostępu do akt sprawy. Poinformowała też, że była przesłuchiwana ponownie w tej sprawie. Nie chciała jednak udzielać więcej informacji "ze względu na dobro śledztwa".

"Moja mama nie dostała nic"

13.30. Zakończyło się przesłuchanie Mirosława Kochalskiego. Rozpoczyna się przesłuchanie Magdy Brzeskiej - córki Jolanty Brzeskiej.

Kiedy świadek weszła na salę, przewodniczący Patryk Jaki powiedział: "Nikt z nas nie jest w stanie wczuć się sytuację, w jakiej pani się znalazła. Jest nam wstyd za to, co z tą sprawą zrobiło polskie państwo".

Rozpoczęło się zadawanie pytań. Jaki chciał wiedzieć, jak Brzescy dowiedzieli się o reprywatyzacji kamienicy i jak potem zmieniło się przez to ich życie. - Pierwszą informację o tym, że budynek został zwrócony dostaliśmy w maju 2006 roku. Było tam wyraźnie napisane, że nasze prawa jako lokatorów będą takie same. Zmieni się tylko konto, na jakie będziemy uiszczać opłaty. Dalej będziemy mieć umowę najmu - opisywała Magda Brzeska. - Ale już przed długim weekendem dostaliśmy pismo od Marka M., że nasza umowa jest nieważna, będziemy musieli się wyprowadzić i płacić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu - dodała.

Według Brzeskiej życie jej rodziców po reprywatyzacji stało się bardzo niespokojne. - Zaczęli się denerwować. Przestali sypiać w nocy. Kiedy doszło do pierwszej próby włamania, zaczęli parkować samochód w innym miejscu - mówiła. Podkreśliła, że po śmierci jej ojca (miał nowotwór), Jolanta Brzeska przeniosła swoje wszystkie kosztowności do jej mieszkania. W obawie, że z Nabielaka 9 ktoś je po prostu zabierze.

Przejmującym momentem przesłuchania był wątek dotyczący włamania do mieszkania Brzeskich. - Rozmawiałam z mamą wtedy przez telefon. Była godzina 20.15. Powiedziała mi: "ktoś próbuje włamać się do naszego mieszkania". Sztaby antywłamaniowe były przecinane diaksem. Pan M. przyszedł ze swoimi osiłkami, ale też z policjantami. Miał dowód, który pozwolił mu się zameldować na Nabielaka - wspominała.

Jaki dopytywał Brzeską też o innych lokatorów kamienicy, którzy stopniowo się z niej wyprowadzali. - Jedni sąsiedzi nie mogli już walczyć, nie mieli możliwości. Byli za granicą, wiedzieli, że nie ma sensu - mówiła. Dodała, że pozostałe osoby z czasem też odpuszczały walkę. Jedna z sąsiadek otrzymała mieszkanie socjalne, bo miała dzieci. - Moja mama jako jedyna nie dostała lokalu socjalnego. Nie dostała nic. W momencie eksmisji nie miałaby gdzie się podziać, to nikogo nie interesowało - wskazała ze smutkiem Brzeska.

Jak mówiła dalej, Marek M. próbował wręczyć jej matce gotówkę w wysokości 80 tysięcy złotych po to, aby wyprowadziła się z kamienicy. Jolanta Brzeska nie chciała jednak tych pieniędzy bez żadnych dokumentów ani aktu notarialnego.

Dalej przesłuchujący Brzeską Patryk Jaki przypomniał: "W 2011 roku w programie Superwizjer powiedziała pani, że wie, co stoi u podstaw śmierci mamy". - Mogłaby pani rozwinąć ten wątek? - zapytał. - Myślę, że moja mama mogła komuś podpaść - odpowiedziała Brzeska. Nie chciała jednak kontynuować tego wątku, by - jak dodała - nie snuć teorii spiskowych.

Dalej Jaki pytał o wspomnienia z dnia, w którym Jolanta Brzeska zaginęła.

- To był 1 marca, charakterystyczny dzień, akurat zapisałam dziecko do szkoły. Dzwoniłam do mamy wieczorem, ale nie odbierała telefonu - wspominała córka działaczki. Przyznała, że początkowo nie była tym zmartwiona, bo "każdemu zdarza się nie odebrać telefonu". Zaczęła się niepokoić w środę. - W czwartek dzwoniłam już do niej praktycznie co 15 minut, do późnego wieczora. Nie odbierała, co mnie już bardzo zaniepokoiło - mówiła. Wspominała, że zdenerwowana zaczęła wydzwaniać też po lokatorach, z którymi współpracowała Jolanta Brzeska z pytaniem, czy nie wiedzą, co się dzieje z jej matką.

W weekend pojechała do mieszkania przy Nabielaka 9 osobiście. - Było jedzenie w lodówce, komórka na stole. Tak jakby wstała i wyszła na chwilę - wspominała. - Pojechałam na policję przy Malczewskiego, żeby zgłosić zawiadomienie, ale nie chcieli go ode mnie przyjąć, bo nie miałam przy sobie jej zdjęcia - dodała. Próbowała złożyć zawiadomienie też na policji w Legionowie, ale tam też nie chcieli tego przyjąć, odesłali mnie na Mokotów - mówiła dalej.

Przewodniczący pytał Brzeską, czy po reprywatyzacji kamienicy podniesiono czynsze. Świadek powiedziała, że "na pewno tak", ale nie pamiętała, jak wysokie były te podwyżki.

Dodała jednak, że Marek M. wniósł też pozew o odszkodowanie za bezumowne korzystanie z lokalu. Nie tylko w stosunku do Jolanty Brzeskiej, ale też i do samej Magdy Brzeskiej (która była zameldowana w mieszkaniu przy Nabielaka). - Wniósł wobec mnie pozew na 85 tysięcy złotych - oświadczyła córka Brzeskiej. Jak dodała, sądy zawsze stawały po stronie Marka M.

"Pan w ogóle wiedział, że zwraca kamienicę z lokatorami?"

13.05. Trwa przesłuchanie Mirosława Kochalskiego - ówczesnego sekretarza miasta, który w 2006 roku podpisał decyzję zwrotową w sprawie Nabielaka 9. Po zadawaniu pytań przez członków komisji weryfikacyjnej, głos przeszedł do przedstawicieli stron. Jako pierwsi pytania zadawali pełnomocnicy stołecznego ratusza. Mecenas Bartosz Przeciechowski dopytywał między innymi o końcówkę rządów Kochalskiego na stanowisku pełniącego obowiązki prezydenta stolicy.

- Był to koniec czerwca lub początek lipca [2006 roku - red.]. Nie zamierzałem kandydować ani nawet ubiegać się o kandydowanie na stanowisko prezydenta miasta - odpowiedział świadek. Jednocześnie przypomniał, że taką chęć zgłaszał z kolei Kazimierz Marcinkiewicz. - Uznałem, że jeżeli jest chętny kandydat, to powinienem złożyć rezygnację z funkcji komisarza. Uważałem, że tak będzie lepiej dla pewnej wizji miasta, a Marcinkiewicz będzie miał większą szansę, aby wygrać [wybory - red.] - stwierdził Kochalski.

Pytany dalej przez Przeciechowskiego, czy pracując w ratuszu (jeszcze przed odejściem z niego Lecha Kaczyńskiego), miał z nim bezpośredni kontakt. - Pracowałem w pionie Lecha Kaczyńskiego, rozmawiałem z nim ale w sprawach, które bardziej mnie dotyczyły [głównie inwestycje - red.] - odpowiedział. Jako przykłady wskazał tu między innymi takie inicjatywy jak odbudowa Pałacu Saskiego czy budowa Muzeum Powstania Warszawskiego. - To były zagadnienia, które powierzał mi pan prezydent, co starałem się z determinacją wykonywać - zapewnił.

Przeciechowski zapytał także świadka, jak prezydent Lech Kaczyński (często przez niego przywoływany) oceniałby funkcjonowanie urzędu za rządów Kochalskiego. Ten nie odpowiedział jednoznacznie. - Nie ośmieliłbym się gdybać, w jaki sposób mój sposób działania oceniłby prezydent Lech Kaczyński. Byłoby to dalece nietaktowne. Moim zadaniem było sprawienie, aby jakość zarządzania miastem się nie pogorszyła i żeby zrealizować zapowiadany program - przyznał.

Mecenas Zofia Gajewska pytała z kolei o procedury związane z podejmowaniem decyzji zwrotowych w ratuszu - kwestie związane z indeminizacją, badaniem posiadania nieruchomości (przed jej zwrotem) czy ustalaniem kuratorów. Kochalski mówił szczerze, że nie pamięta, a panią mecenas odesłał po pierwsze - do dokumentów, a po drugie - do ludzi, którzy pracowali w Biurze Gospodarki Nieruchomościami i zajmowali się tymi sprawami bezpośrednio.

Podkreślił, że przed wydaniem decyzji zwrotowej dokonywał "oceny zarządczej". W kwestii szczegółowej analizy polegał na swoich współpracownikach, do których miał zaufanie. Jego ocena zarządcza zaś - jak powiedział wprost - nie trwała zbyt długo. - Pięć, dziesięć minut, może piętnaście. Zapoznanie zarządcze to nie jest 50 godzin. Gdybym tak robił, nie zajmowałbym się innymi sprawami - stwierdził Kochalski.

- A czy pan w ogóle wiedział, że zwraca kamienicę z lokatorami - dopytywała świadka mecenas Gajewska. - Jeżeli w dokumentach zarządczych nie było takiej informacji i nie została mi ona przekazana, mogła być sytuacja, ze nie miałem wiedzy na ten temat - oświadczył świadek.

12.40. Trwa przesłuchanie Mirosława Kochalskiego. Po pośle Kropiwnickim głos ponownie zabrał przewodniczący Patryk Jaki. Powiadomił, że otrzymał SMS-em ważne oświadczenie Elżbiety Jakubiak (pracującej w ratuszu razem z Lechem Kaczyńskim i Mirosławem Kochalskim). - Z oświadczenia wynika, że prezydent Lech Kaczyński zorganizował spotkanie, na którym miał wydać polecenie: zakazać zwrotu budynków z mieszkańcami, a pana Marka M. wyrzucać ze wszystkich biur ratusza - powiedział Jaki. W spotkaniu tym, jak dodał, miał uczestniczyć również i Kochalski.

Świadek oświadczył jednak, że nie pamięta takiej narady ani wyżej wspomnianego polecenia Kaczyńskiego. Poprosił też komisję, aby potwierdziła ten wątek wśród innych osób, które miały uczestniczyć w tej rozmowie. - Komisja zwróci się do uczestników spotkania z prośbą o oświadczenie - zapowiedział Jaki.

Paweł Rabiej, członek komisji z ramienia Nowoczesnej pytał Kochalskiego między innymi o to, czy docierały do niego apele ze strony mieszkańców w sprawie nieprawidłowości przy reprywatyzacji. - Nie przypominam sobie żadnego dokumentu ani żadnej skargi lokatorów dotyczących reprywatyzacji - odpowiedział świadek.

Kochalski o sprawie Nabielaka: nie było w niej nic szczególnego

11.55. Trwa przesłuchanie Mirosława Kochalskiego. Pytania zaczął zadawać poseł Platformy Obywatelskiej Robert Kropiwnicki. Na wstępie chciał wiedzieć, czym obecnie zajmuje się świadek. - Pracuję. Jestem wiceprezesem jednej z firm giełdowych - odpowiedział Kochalski.

Poseł dopytywał też o podstawy prawne wydawania decyzji przez świadka w roku 2006, kiedy był sekretarzem urzędu. Kochalski ponownie przypomniał, że pełnił obowiązki prezydenta miasta po tym, jak ówczesny szef ratusza Lech Kaczyński został prezydentem RP. Miał do tego niezbędne pełnomocnictwa i - jak zapewnił - nie miał żadnych wątpliwości co do możliwości wydawania decyzji administracyjnych. - Prawnicy ratusza również ich nie mieli - dopowiedział.

- A nie miał pan refleksji, aby z wydawaniem istotnych decyzji się wstrzymać? - dociekał Kropiwnicki. - Nie miałem - odpowiedział krótko świadek. Przekonywał, że jego zadaniem było "zapewnienie prawidłowego funkcjonowania miasta". Przypomniał też, że jako komisarz nie miał żadnych zastępców.

Mimo wyjaśnień, poseł Kropiwnicki zaapelował do pozostałych członków komisji weryfikacyjnej, aby przed wydaniem ostatecznej decyzji w sprawie Nabielaka zbadali kwestie legalności decyzji wydawanych przez Kochalskiego w czasach jego urzędowania.

Poseł PO pytał dalej o to, kto przygotowywał decyzję w sprawie Nabielaka, zanim Kochalski złożył pod nią ostateczny podpis. Świadek przyznał wprost, że nie jest w stanie sobie przypomnieć. - A czy zna pan Jakuba R. [byłego wiceszefa Biura Gospodarki Nieruchomościami - red.]? - dociekał dalej poseł. - Nie znam tej osoby. Nawet nie wiem, czy w tamtym czasie pracował w urzędzie - stwierdził krótko świadek. - Czyli nie pamięta pan, że to pan zatrudnił R.? - pytał Kropiwnicki. Kochalski obstawał przy swoim - zapewniał, że nie znał Jakuba R., nie miał z nim nic wspólnego.

Kropiwnicki pytał też o Marcina Bajkę, byłego dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami. Chciał wiedzieć, czy świadek go znał i czy pamięta, że to właśnie on awansował go na wyżej wspomniane stanowisko. - Jeśli tak jest w dokumentach, to pewnie tak było. Nie pamiętam dokładnie - odpowiedział Kochalski. I dodał: "ja w tym czasie powołałem bardzo wiele osób na stanowiskach dyrektorskich". Dopytywany o powody takiego działania, wyjaśnił, że wiele osób, które do tej pory pełniły funkcje dyrektorskie odeszły wraz z Lechem Kaczyńskim z ratusza i zaczęły pracować na innych stanowiskach. Według Kochalskiego, szybkie awansowanie osób pełniących do tej pory funkcję na przykład wicedyrektorów zapewniało sprawne funkcjonowanie miastem.

Wracając do kamienicy przy Nabielaka 9, poseł Platformy zapytał: "czy w tej sprawie było coś szczególnego". - Nic szczególnego. Dla mnie była to sprawa absolutnie neutralna - odparł Kochalski.

W dalszej części przesłuchania Kropiwnicki pytał między innymi o oddawanie kamienic w ręce kuratorów czy ustalanie kręgu spadkobierców nieruchomości (przed jej oddaniem). Co do kuratorów świadek stwierdził, że "nie miał żadnej takiej sprawy". Natomiast w kwestii poszukiwania spadkobierców - odesłał polityka do Biura Gospodarki Nieruchomościami, którego urzędnicy zajmowali się tymi sprawami.

- A czy przeczytał pan w ogóle tę decyzję? - zapytał w końcu Kropiwnicki, mając na myśli zwrot Nabielaka 9. - Na pewno ją czytałem i zwróciłem uwagę na główne elementy - odpowiedział świadek. Potwierdził, że nie analizował szczegółowo poszczególnych dokumentów, bo "od tego było Biuro Gospodarki Nieruchomościami".

Podczas przesłuchania Kochalskiego Kropiwnicki wrócił też do wątku, o którym mówił na porannej konferencji prasowej (opisywana na dole tekstu, na samym początku relacji). - W tej decyzji dał pan zastrzeżenie, że do ostatecznego przekazania budynku potrzebne jest unieważnienie innej decyzji, wojewody z 1992 roku. Pamięta pan te okoliczności? - pytał poseł PO. Świadek przyznał, że nie.

"Prezydent nie jest osobą, która rozpatruje wnioski. Musi ufać współpracownikom"

11.15. Trwa przesłuchanie Mirosława Kochalskiego. Po zadawaniu pytań przez przewodniczącego komisji Patryka Jakiego głos zabrał Bartłomiej Opaliński (PSL).

Na wstępie chciał wiedzieć, od kiedy Kochalski pracował w urzędzie miasta. - Od początku roku 2003, dość wcześnie przyszedłem do ratusza - odpowiedział. Podkreślił też, że przed pełnieniem obowiązków prezydenta stolicy nie zajmował się sprawami związanymi z reprywatyzacją.

W sprawie kamienicy przy Nabielaka 9 Opaliński - podobnie jak wcześniej Jaki - przekonywał, że to na organie (czyli wówczas Kochalskim) spoczywała odpowiedzialność rzetelnego sprawdzenia informacji i zbadania wszystkich przesłanek dotyczących reprywatyzacji budynku, zwłaszcza z lokatorami.

- Po to prezydent miasta dysponuje aparatem urzędniczym miasta, aby ten dokonywał stosownych analiz, przygotowywał projekty decyzji. Sam prezydent nie jest osobą, która rozpatruje wnioski. Musi mieć zaufanie do pracowników. Jeśli tego nie ma, powinien odejść albo zwolnić pracowników - odpowiedział Kochalski.

Po Bartłomieju Opalińskim głos zabrał Sebastian Kaleta, członek komisji z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Na wstępie zapytał, czy świadek rozmawiał z ówczesnym prezydentem Lechem Kaczyńskim o reprywatyzacji. Kochalski odpowiedział przecząco.

Dalej Kaleta zacytował wypowiedź Elżbiety Jakubiak współpracującej z Lechem Kaczyńskim. Mówiła, że działalność Marka M. była już wtedy znana w ratuszu, a Kaczyński nie był skłonny do oddawania mu nieruchomości. Kochalski ponownie zaprzeczył - stwierdził, że nie znał tej wypowiedzi.

Na wiele pytań członka komisji świadek odpowiadał uporczywie: "podejmując decyzję byłem przekonany, że robię to zgodnie z prawem".

Kaleta wypomniał też Kochalskiemu, że podczas swojego urzędowania jako pełniący obowiązki prezydenta wydawał znacznie więcej decyzji zwrotowych niż Lech Kaczyński. - W 2006 roku razem z Kazimierzem Marcinkiewiczem [był komisarzem miasta po Kochalskim - red.] wydaliście ponad 200 decyzji, czyli tyle, co urzędnicy podlegli prezydentowi Kaczyńskiemu przez trzy lata - przyznał Kaleta.

- Liczby, które pan minister pokazał, wskazują, że decyzje reprywatyzacyjne były podejmowane cały czas. Sytuacja, że było ich więcej za moich czasów jest tylko odzwierciedleniem pewnej statystyki. Nadal jednak nie było ich tak wiele - odpowiedział Kochalski.

O powyższe liczby dopytywał też Łukasz Kondratko, członek komisji z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Skomentował, że wspomniana przez świadka "statystyka" doprowadziła do cierpienia wielu lokatorów, którzy stracili dach nad głową. - Za moich czasów nie było żadnego programu czy polecenia intensyfikacji działań w tym zakresie [wydawania decyzji zwrotowych - red.] - zapewnił Kochalski.

- Jeśli jakiś aspekt nie został należycie wyjaśniony, być może. Nie byłem i nie jestem specjalistą od zarządzania nieruchomościami - stwierdził. - Czy mam w sobie tyle pychy, aby powiedzieć, że gdzieś nie było uchybień? Nie, nie mam - dopowiedział.

Po Łukaszu Kondratko pytania zaczął zadawać inny członek z ramienia PiS - Jan Mosiński. - A gdyby pan miał wiedzę, że w przypadku Nabielaka 9 Marek M. nabył roszczenia za kilkaset złotych, to podpisałby pan taką decyzję? - zagaił na wstępie poseł. Przypominając, że zgodnie z wyceną ekspertów prawa do tego budynku mogły być warte nawet sześć milionów złotych. - Nie posiadałem takiej informacji, ale każde zderzenie kwot mogłoby wzbudzić zainteresowanie - odpowiedział Kochalski, po czym jednak dodał - ale kwota roszczeń sama w sobie nie może być podstawą oceny legalności całej transakcji.

Kochalski: moi urzędnicy uznali, że ta sprawa powinna być zakończona

10.25. Rozpoczyna się przesłuchanie Mirosława Kochalskiego, sekretarza pełniącego obowiązki prezydenta miasta w 2006 roku (z ramienia Prawa i Sprawiedliwości), który podpisał decyzję zwrotową w sprawie kamienicy przy Nabielaka 9.

- Czy to świadek podpisał tę decyzję? - chciał upewnić się na wstępie przewodniczący Jaki.

- Skończyłem swoją pracę na stanowisku pełniącego obowiązki prezydenta w połowie 2006 roku. Od tego czasu minęło 11 lat. Informacje internetowe wskazują, że ją podpisałem i zapewne tak było - stwierdził.

Kochalski przypomniał, że pełnił obowiązki prezydenta stolicy - jako sekretarza - po tym, gdy prezydentem Polski został ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Podkreślił, że miał od Kaczyńskiego pełnomocnictwo do podejmowania decyzji "właściwie we wszystkich sprawach".

Przewodniczący pytał świadka, kto "przedłożył mu dokumenty w sprawie zwrotu Nabielaka".

- Nigdy, kiedy pracowałem w mieście stołecznym Warszawa, nie zgłaszałem się do BGN o przedłożenie żadnej sprawy - odpowiedział wymijająco Kochalski. Skarcony przez Jakiego, że "nie tego dotyczyło pytanie", odpowiedział:- Nikt nie naciskał na mnie, żebym podpisywał jakąkolwiek decyzję. Ta sprawa trafiła do mnie w rutynowy sposób z Biura Gospodarki Nieruchomościami - odpowiedział.

Jaki pytał dalej między innymi o ustalanie spadkobierców kamienicy, badanie przesłanki posiadania nieruchomości (koniecznej do zwrotu) czy też o cenę, za jaką kupiono do niej roszczenia. - Nie jest możliwe, aby prezydent miasta mógł przeprowadzić pełne postępowanie dowodowe - odpowiedział Kochalski. Podkreślał też, że wiele spraw - ze względu na upływ czasu - nie pamięta.

Przewodniczący przypomniał też, że sprawa zwrotu Nabielaka toczyła się w urzędzie przez lata. Pierwsza decyzja Samorządowego Kolegium Odwoławczego została wydana już w 2001 roku. - Dlaczego świadka zdaniem, Lech Kaczyński nie podejmował decyzji w sprawie reprywatyzacji tego budynku? - zapytał Kochalskiego. Ten w odpowiedzi powiedział, że nigdy nie rozmawiał z Lechem Kaczyńskim o tej sprawie. Ponadto stwierdził: - Urzędnicy, na mocy kodeksu postępowania administracyjnego, muszą działać bez zbędnej zwłoki.

Na co w dalszej części przesłuchania wielokrotnie zwracał jeszcze uwagę. Przekonywał, że "urzędnicy mają określone terminy i muszą się ich trzymać".

- Ale to nie była zwykła sprawa, było o niej głośno. Dotyczyła bezpieczeństwa wielu ludzi. Jak świadek ją badał? - dociekał Jaki. - Prezydent miasta ma 10-12 godzinny czas pracy. Jakkolwiek to tragicznie dziś zabrzmi to była jedna z wielu decyzji, jaką wtedy podejmowałem. Jedna z wielu, a nie jedyna. Następnego dnia miałem kolejne decyzje - wyjaśniał Kochalski.

- A czy świadek kiedykolwiek pytał, co stanie się z lokatorami kamienicy przy Nabielaka 9? - dopytywał przewodniczący. Kochalski przekonywał w odpowiedzi, że sądził, iż osoby ubiegający się o zwrot to faktyczni spadkobiercy dawnych właścicieli.

Jaki pytał Kochalskiego również o Marka M. i o to, czy wiedział, że M. posiadał roszczenia do innych nieruchomości w Warszawie. Kochalski powiedział, że nie. Zapewniał, że nigdy nie spotkał się z M., nie miał wiedzy na temat jego działalności. Podobnie świadek odpowiadał także w sprawie mecenasów Roberta N. i Andrzeja M. oraz byłego urzędnika ratusza Jakuba R. Kochalski przekonywał, że nie znał żadnego z nich.

- Pan Marek M. kupił roszczenia do kamienicy za 300 złotych. Profesjonalny urzędnik powinien zwrócić na to uwagę - skomentował dalej Jaki. Świadek zgodził się z przewodniczącym. Przyznał, że taka sprawa nie powinna mieć miejsca, ale - jak dodał - "był możliwy obrót prawami majątkowymi, ale urzędnicy, w tym ja, nie mieliśmy na to wpływu".

- Moi urzędnicy uznali, że ta sprawa powinna być zakończona. Były jakieś nieprawidłowości? Być może tak, ale z pewnością nie było to świadome działanie - uciął Kochalski.

10.05. Przewodniczący komisji Patryk Jaki otworzył posiedzenie w sprawie reprywatyzacji kamienicy przy Nabielaka 9. Rozpoczął od sprawdzenia listy obecności.

W siedzibie ministerstwa stawili się w charakterze strony pełnomocnicy warszawskiego ratusza: mecenasi Bartosz Przeciechowski i Zofia Gajewska. Pojawił się również Piotr Rodkiewicz - dyrektor miejskiego Biura Spraw Dekretowych. Za strony stawili się też Marek M. i Artur Wolski. Nie zjawiła się za to Barbara Zdręka (matka Marka M.) oraz Kamil Kobylarz.

Przewodniczący Jaki wniósł na wstępie o przesłuchanie dyrektora Rodkiewicza w charakterze świadka.

Poseł Robert Kropiwnicki (PO) zaproponował, aby komisja przesłuchała również (jako świadka) Aleksandra Czartoryskiego, byłego sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (za czasów Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-07). - Co do pana Rodkiewicza, został wezwany na dziś w charakterze strony, więc nie powinien być przesłuchiwany jako świadek - wtrącił Kropiwnicki.

- Pana Rodkiewicza chcemy przesłuchać nie jako urzędnika ratusza, ale jako byłego radcy Prokuratorii Generalnej, który wycofał ważną apelację, wskutek której Markowi M. przyznano wysokie odszkodowanie za budynek przy Nabielaka 9 - odpowiedział Jaki. Co do wezwania Czartoryskiego przyznał, że jest niemożliwe ze względów logistycznych. Argumentował, że posiedzenie odbywa się dziś, poseł Czartoryski nie został uprzedzony. - Nie będę odwoływał rozprawy tylko dlatego, że pan wcześniej nie zgłosił wniosku w tej sprawie - dodał.

Ostatecznie wskutek głosowania komisja zatwierdziła przesłuchanie jako świadka Piotra Rodkiewicza, a także Jakuba Pędrasia.

9.40 Przed posiedzeniem komisji weryfikacyjnej posłowie Platformy Obywatelskiej zorganizowali konferencję prasową. Na niej przypomnieli, że decyzję zwrotową w sprawie kamienicy przy Nabielaka 9 podpisał Mirosław Kochalski - ówczesny komisarz miasta z nadania Prawa i Sprawiedliwości, a dziś wiceprezes spółki PKN Orlen.

- Ostateczne przekazanie budynku było jednak możliwe tylko po unieważnieniu odpowiedniej decyzji wojewody mazowieckiego. To można było zrobić tylko w ministerstwie spraw wewnętrznych - mówił Robert Kropiwnicki, poseł PO. Przypominając jednocześnie, że to Prawo i Sprawiedliwość było wtedy u władzy.

- Taką decyzję podjął wówczas Aleksander Czartoryski, wiceminister spraw wewnętrznych. To on przekazał budynek handlarzowi roszczeń Markowi M. - dodał Kropiwnicki i zapowiedział, że będzie pytał o tę kwestię podczas wtorkowego posiedzenia komisji.

Konferencja Platformy ObywatelskiejTomasz Gzell / PAP

Budynek przejął Marek M.

Kamienica przy Nabielaka została zreprywatyzowana w 2006 roku. Decyzję zwrotową w tej sprawie podpisał Mirosław Kochalski, ówczesny sekretarz i pełniący obowiązki prezydenta miasta z nadania Prawa i Sprawiedliwości.

Budynek jako pełnomocnik dawnych właścicieli przejął Marek M., jeden z najbardziej znanych handlarzy roszczeniami w Warszawie. Po przejęciu budynku wyprowadzili się z niego niemal wszyscy lokatorzy. Brzeska została.

Jej zwęglone ciało znaleziono w marcu 2011 roku w Lesie Kabackim. Mimo upływu lat, okoliczności tragicznego zdarzenia nie są znane do dzisiaj. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo dwa lata po śmierci Brzeskiej, z powodu nie wykrycia sprawców. Wznowił je w ubiegłym roku Zbigniew Ziobro.

CZYTAJ WIĘCEJ O TEJ SPRAWIE

kw/mś

Pozostałe wiadomości

Saturn - kundel z podwarszawskiego schroniska - stał się dawcą nerki dla rasowego owczarka z hodowli. Fundacja zajmująca się ochroną zwierząt informuje teraz, że lekarz weterynarii, który okaleczył psa, usłyszał wyrok.

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Pięć tysięcy złotych mandatu i 10 punktów karnych kosztowało 20-latka driftowanie na parkingu przed sklepem w Piasecznie. Wszystkiemu przyglądali się członkowie jego rodziny, a ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć".

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

- Skrzywdził rodzinę, odebrał ojca dzieciom - mówią o Łukaszu Ż. żona i matka zmarłego 37-letniego Rafała. Podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w czwartek zostanie przewieziony z Niemiec do Polski. Prokuratura przedstawi mu zarzuty.

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Źródło:
"Uwaga!" TVN, tvnwarszawa.pl

- Moją rolą, jako mamy, jest zadbać o to, żeby dzieci nie zapomniały, jaki był tatuś. Każdej nocy o tym rozmawiamy, krzyczymy: "tatusiu, kochamy cię" - tak mówi wdowa po panu Rafale, który zginął dwa miesiące temu w wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Auto, którym jechała cała rodzina, staranował swoim samochodem Łukasz Ż. 14 listopada mężczyzna trafi z Niemiec prosto w ręce polskich służb.

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

Źródło:
Fakty TVN

W miejscowości Jedlińsk pod Radomiem dachowała karetka, która wracała z wezwania, bez pacjenta. "Jechało nią dwóch mężczyzn, jeden z nich poniósł śmierć na miejscu, drugi trafił do szpitala" - podała policja. Prokuratura wyjaśnia, kto był sprawcą wypadku.

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjant z Ostrołęki wracał po służbie do domu, gdy zobaczył siedzącego na poboczu mężczyznę. Pieszy był wyraźnie zdezorientowany, na nogach miał klapki. Funkcjonariusz pomógł wyziębionemu mężczyźnie, który miał zamiar pieszo dotrzeć do domu. Miał jeszcze 30 kilometrów.

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Twarz miał zakrytą szalikiem, a na głowie kaptur. Groził pracownikom stacji paliw przedmiotem przypominającym broń palną. Ukradł pieniądze z kasy i uciekł w kierunku drogi wojewódzkiej numer 7.

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Zakończyło się śledztwo w sprawie ataku w szkole w Kadzidle (Mazowieckie). 18-letni Albert G. zaatakował uczniów. Do szpitali trafiły trzy osoby. Tuż po zdarzeniu nożownik usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa wielu osób. Po roku od zdarzenia stanie przed sądem.

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

W środę przed Sądem Okręgowym w Warszawie mowy końcowe wygłosili obrońcy oskarżonych w sprawie o zabójstwo byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony. To jedna z najgłośniejszych zbrodni początku lat 90. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku.

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Źródło:
PAP

Policjanci wyjaśniają okoliczności poważnego wypadku pod Legionowem. Ranni zostali mężczyźni wykonujący prace na drodze. Obaj stali przed autem, w które wjechał inny kierowca.

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl

"Decyzją Mazowieckiego Konserwatora Zabytków wpisem objęte zostały brama główna wraz ogrodzeniem (trzy przęsła), budynek dyrekcji, hala kolebkowa, części hali spawalni, części hali tłoczni wraz z rampą wjazdową oraz główne ciągi komunikacyjne i teren położony przy ul. Jagiellońskiej w Warszawie" - poinformowano w środę.

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Źródło:
PAP

Jak wynika z danych ratusza, przemoc domowa w dalszym ciągu jest silnie związana z płcią i zdecydowana większość osób jej doświadczających to kobiety. A w skrajnych przypadkach może być przyczyną bezdomności. Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności. One bardzo potrzebują wsparcia.

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Parking P+R przy stacji metra Młociny przejdzie kompleksową przebudowę. Wymieniona zostanie nawierzchnia, a obiekt zyska rozwiązania, które ograniczą zużycie energii.

Największy parking P+R do przebudowy

Największy parking P+R do przebudowy

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Prokuratura przesłuchała już wszystkich świadków w sprawie śmierci 31-latka na plebanii w Drobinie niedaleko Płocka (Mazowieckie). Śledczy mają otrzymać na początku lutego przyszłego roku wyniki badań toksykologicznych zmarłego.

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Źródło:
PAP

75-latkę osaczali przez kilka dni. Przekonali ją, że bierze udział w policyjnej obławie i jest świadkiem incognito. Byli tak wiarygodni, że nie wierzyła prawdziwym policjantom i swoim bliskim, którzy sygnał o jej dziwnym zachowaniu dostali od pracownika banku. Przekazała oszustom ponad pół miliona złotych. Na jej szczęście prawdziwi policjanci działali. Oszuści wpadli w zasadzkę, a teraz zostali oskarżeni o oszustwo, grozi im do 10 lat więzienia.

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Na terenie powiatu kozienickiego doszło do dwóch groźnych wypadków z udziałem dzikich zwierząt. W Magnuszewie kierowca zderzył się z łosiem, który wbiegł na jezdnię. W Zajezierzu kobieta potrąciła sarnę. Policja przestrzega przed wzmożonym ruchem zwierząt w rejonach zalesionych.

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Studenci, którzy nie kupowali dyplomów, ale rzetelnie na nie zapracowali, mają poważne problemy. Po aferze korupcyjnej Collegium Humanum zmieniło nazwę, ale to tylko spotęgowało kłopoty. Część studentów zdecydowała się już na pozew zbiorowy przeciwko uczelni. Materiał Łukasza Łubiana z programu "Polska i Świat" TVN24.

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Źródło:
TVN24

Urząd dzielnicy Mokotów zapowiedział, że w najbliższych miesiącach wybudowane zostanie 650 metrów nowej drogi rowerowej w ciągu ulic Domaniewskiej i Suwak. W ramach prac przebudowane zostaną chodniki oraz jedno z przejść dla pieszych.

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policja zatrzymała 23-letnią mieszkankę warszawskiego Targówka podejrzaną o posiadanie znacznej ilości mefedronu i marihuany. W mieszkaniu kobiety znaleziono m.in. pojemniki z poporcjowanymi narkotykami oraz wagę elektroniczną.

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policjanci z Piaseczna w niecałą godzinę dwukrotnie zatrzymali 44-letniego mężczyznę, który prowadził samochód nietrzeźwy i bez prawa jazdy. - Musiałem odwieźć partnerkę do domu - tłumaczył.

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Źródło:
PAP

Auto ciężarowe, dwa busy i samochód osobowy. W środę rano na autostradzie A2 doszło do poważnego wypadku. Są ranni.

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjanci ze Śródmieścia zatrzymali czterech obywateli Turcji, w tym podejrzanego o brutalny atak nożem. 23-latek usłyszał już zarzuty: usiłowania spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, posiadania narkotyków oraz kierowania samochodem pod ich wpływem.

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

Źródło:
tvnwarszawa.pl