Kontrole z Ratusza to reakcja na informacje ujawnione w kwietniu tego roku przez Pawła Bujskiego (wtedy wiceburmistrza Bemowa). Oskarżył on wiceprezydenta Jarosława Dąbrowskiego (wcześniej był on burmistrzem dzielnicy) oraz władze i urzędników bemowskiego ratusza m.in. o nepotyzm, mobbing, nadużywanie władzy i niejasności przy inwestycjach.
Portal tvnwarszawa.pl dotarł do szczegółowych raportów z kontroli w bemowskim urzędzie i w Centrum Promocji Zdrowia i Edukacji Ekologicznej (jednostce podlegającej urzędowi).
Kto jeździł służbowym autem?
W pierwszym raporcie czytamy, że w dzielnicy nie określono szczegółowych zasad z korzystania z samochodów służbowych. Jeśli ktoś chciał skorzystać z auta, nie musiał informować o tym na piśmie. Nawet jeśli istniały jakieś dokumenty, to na próżno szukać w nich informacji o użytkowaniu samochodu czy stanie licznika przy tankowaniu.
Kontrolerzy szczególną uwagę skupili na volkswagenie passacie. Jego użytkownikiem od 1 stycznia do 6 czerwca 2013 roku był Jarosław Dąbrowski (wtedy burmistrz Bemowa). Korzystał on również ze skody octavii (np. 2 stycznia ubiegłego roku od godziny 8 do 21). W tym samym czasie - według kontrolerów - używał również z passata, choć w karcie pojazdu nie ma o tym żadnej adnotacji. Dni, w których dochodziło do takich sytuacji, było ponad 80.
- Karty pojazdu nie były wypełniane na bieżąco i zawierają nieprawdziwe informacje – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.
W dodatku wypełnione karty zostały doniesione dopiero w trakcie kontroli. Wynika z nich, że z volkswagena korzystał... ówczesny wiceburmistrz Bogdan Szułczyński. Część wypełnionych w ten sposób kart podpisała sekretarka Szułczyńskiego oraz sekretarka burmistrza Alberta Stomy. Kontrolerzy nie dali wiary tym dokumentom.
Monitoring uległ awarii
Kto zatem najczęściej korzystał z volkswagena?
Nie dało się jednoznacznie ustalić. Nie pomogły kamery monitoringu skierowane na miejsce, gdzie parkują służbowe auta. 8 kwietnia doszło bowiem do awarii twardego dysku, na którym były archiwizowane nagrania.
Tablety i komputery zalegają w magazynach
Kontrolerzy pochylili się także nad zakupami urządzeń elektronicznych zakupionych dla urzędu. Z ich ustaleń wynika, że w latach 2012 – 2013 zakupiono 220 telefonów komórkowych: 196 aparatów kupiono w promocji po groszu za sztukę, a za pozostałe 24 telefony (m.in. iPhone) zapłacono 60 tysięcy złotych.
Urząd nabył również 129 komputerów stacjonarnych za prawie 300 tysięcy złotych, 51 laptopów (Apple MacBook Pro) za 132 tysiące złotych, 25 tabletów (m.in. Apple iPad) za 32 tysiące złotych oraz 13 drukarek za prawie 50 tysięcy złotych.
Kontrolerzy stwierdzili, że zakupiony sprzęt zalega w magazynach. Z dokumentów wynika, że nieużywanych jest połowa zakupionych tabletów czy komputerów stacjonarnych.
Część sprzętu elektronicznego była użyczana instytucjom całkowicie nie powiązanym z dzielnicą Bemowo, takim jak Wojskowy Instytut Medyczny czy Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej.
Z telefonów korzystali, nie pracując
- Stwierdzono pojedyncze przypadki korzystania z telefonów służbowych i opłacania abonamentu przez urząd dzielnicy dla osób przebywających na bezpłatnych urlopach lub nawet po rozwiązaniu umowy o pracę – czytamy w raporcie.
Kontrolerzy stwierdzili, że tak duże zakupy sprzętu i sposób jego wykorzystania "budzi wątpliwości co do celowości i zasadności dokonywanych zakupów".
Umowy pod lupą
Kontrolerzy zajęli się również umowami o dzieło i zlecenie. Wykazali, że dwóch pracowników urzędu dzielnicy miało podpisane umowy z dzielnicowym biurem finansowania oświaty. Urzędnicy wykonywali obowiązki tożsame z obowiązkami osób już zatrudnionych w dzielnicowym biurze finansowania oświaty.
Kontrolerzy nie piszą natomiast nic na temat umów podpisanych w Bemowskim Centrum Kultury. Tam zlecenie dostał m.in. ojciec kierowcy wiceprezydenta Dąbrowskiego czy żona jednego z byłych wiceburmistrzów dzielnicy. Umowy ujawniło samo centrum.
Z kolei umowę na obsługę prawną Centrum Promocji Zdrowia i Edukacji Ekologicznej podpisano z radcą prawnym urzędu dzielnicy Bemowo. Zatrudniona była tam też dyrektorka jednego z dzielnicowych przedszkoli.
W czasie kontroli dyrektor centrum zapewnił, że umowy o dzieło czy zlecenie był zawierane po uprzedniej analizie rynku, tak, by wybrać najtańszą ofertę. Jednak kontrolerzy nie dali wiary tłumaczeniu. - W toku kontroli nie przedstawiono jednak materiałów utrwalających dokonane czynności - czytamy w raporcie.
Kontrolerzy nie stwierdzili za to żadnych nieprawidłowości przy realizowaniu budżetu bemowskich ośrodków kultury i sportu, choć Bujski wskazywał na ich niewydolność finansową.
Praca dla przyjaciółki
Kontrola obejmowała też samo Centrum Promocji Zdrowia i Edukacji Ekologicznej. Tam pracuje przyjaciółka, a według Bujskiego, narzeczona Dąbrowskiego.
Kontrolerzy przyznali, że centrum nie generuje żadnych dochodów własnych, a ponosi jedynie wydatki. Zatrudnionych jest tam pięć osób na cały etat i jedna osoba na pół etatu. W 2012 roku wydatki na wynagrodzenia dla pracowników wyniosły 595 tysięcy złotych, a rok później 634 tysiące złotych, co stanowiło ponad 70 procent wszystkich wydatków.
Przyjaciółka Dąbrowskiego w centrum zdrowia zatrudniona jest od 2011 roku na stanowisku głównego specjalisty. Zarabia dwa razy więcej, niż szeregowi pracownicy i prawie tyle samo co dyrektor placówki. Kontrolerzy jednak nie ujawnili wysokości pensji.
Zastrzeżenia pojawiły się również odnośnie listy obecności pracowników. Leżały w ich pokojach i były zbierane raz w miesiącu. Kontrolerzy wykryli, że zazwyczaj była jedna lista dla wszystkich pracowników. Jednak po przyjściu do centrum przyjaciółki Dąbrowskiego, nagle pojawiły się oddzielne listy dla każdego pracownika.
Na listy nie były wpisywane wszystkie wyjścia z urzędu przyjaciółki Dąbrowskiego. Tłumaczyła, że ma pisemną zgodę dyrektora centrum na wykonywanie zadań poza siedzibą pracodawcy. Kontrolerzy podejrzewają, że dokument mógł być sfabrykowany. – Nie posiada numeracji, jaką są oznaczone poszczególne karty akt osobowych – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.
Przyjaciółka Dąbrowskiego, zanim przyszła do centrum zdrowia, pracowała przez kilka lat w bemowskim ratuszu. Jednak 28 marca 2011 roku poprosiła go o przeniesienie do centrum zdrowia. Jeszcze tego samego dnia wszystkie formalności zostały załatwione.
Kontrolerzy dowiedli, że w tym samym czasie kobieta była zatrudniona w TBS Warszawa Północ. O ile w centrum była specjalistką od zdrowia i ekologii i zajmowała się m.in. organizowaniem festynów, to już w TBS Warszawa Północ była asystentką działu inwestycyjnego, gdzie brała udział między innymi w kontroli projektu budowlanego.
Kontrolerzy ustalili, że godziny pracy w TBS Warszawa Północ pokrywały się z godzinami pracy w centrum zdrowia. – Zachodzi podejrzenie, iż mogła wykonywać czynności dla zleceniodawcy (TBS Warszawa Północ – red.) w jego siedzibie, w czasie, gdy zgodnie z obowiązkami powinna być w dyspozycji Centrum Promocji Zdrowia i Edukacji Ekologicznej – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.
Mobbingu nie wykryto
Kontrolerzy zajęli się również sprawą rzekomego mobbingu w wydziale kultury. Bujski twierdzi, że już w 2013 roku trafiały do niego "niepokojące sygnały" od pracowników tego wydziału. W piśmie, skierowanym do władz dzielnicy, pisali o terrorze telefonicznym, znajdowaniu sobie ofiar wśród podwładnych do ciągłego nękania i dręczenia.
Kontrolerzy uznali, że w "sposób formalny" nie potwierdziły się zarzuty, a wspomnianych pracowników przeniesiono do innych wydziałów.
Potwierdzili natomiast zarzuty odnośnie złej współpracy wydziału kultury z zewnętrznymi firmami, jednak nie wykazano "niegospodarności, nierzetelności i nielegalności".
W wystąpieniu pokontrolnym podkreślono, że, mimo niepotwierdzonych zarzutów, naczelniczka wspomnianego wydziału otrzymała w 2013 roku jedną z niższych premii.
Kilkanaście osób upomnianych
Kontrolerzy swój raport podsumowali stwierdzeniem, że liczne uchybienia i nieprawidłowości "wskazują na brak funkcjonowania adekwatnej, skutecznej i efektywnej kontroli zarządczej" przez Jarosława Dąbrowskiego i Alberta Stomę.
Ponadto wymieniono nazwiska kilkunastu osób, odpowiedzialnych za konkretne uchybienia. Są to naczelnicy i szeregowi pracownicy kilku wydziałów. Nikogo nie zwolniono.
- Podjęto decyzje o konsekwencjach służbowych w stosunku do siedmiu osób. Był rozmowy dyscyplinujące, upomnienia lub nagana. Dwie osoby ze stanowiska naczelnika przesunięto do stanowiska szeregowego pracownika. Nie chciałbym mówić tutaj o personaliach. Mogę powiedzieć jedynie, że chodzi tutaj o kilka wydziałów między innymi administracyjno-gospodarczy - wyjaśnia w rozmowie z nami Mariusz Gruza, rzecznik prasowy Bemowa.
Jak dodał, w urzędzie trwa wdrażanie zaleceń pokontrolnych. - Przygotowano nowy regulamin organizacyjny i uregulowano kwestię korzystania z samochodów służbowych, a także zapoznano pracowników z kodeksem etyki i wewnętrzną polityką antymobbingową - wylicza Gruza.
Pytany o przyjaciółkę byłego wiceprezydenta Dąbrowskiego powiedział, że kobieta nadal pracuje w Centrum Promocji Zdrowia i Edukacji Ekologicznej.
O konsekwencjach służbowych mówi Mariusz Gruza, rzecznik prasowy Bemowa
O komentarz do wyników kontroli chcieliśmy też poprosić Jarosława Dąbrowskiego. Jego telefon milczy.
Mimo starań, nie udało nam się też skontaktować z jego przyjaciółką.
"To kpina. Kontrolę przeprowadzono po łebkach"
Paweł Bujski, który ujawnił tzw. aferę bemowską, jest rozżalony.
- To kpina. Kontrola była przeprowadzona po łebkach. Razi brak wyciagnięcia poważnych konsekwencji wobec winnych uchybień – denerwuje się Bujski.
- To nie do pomyślenia, że nie zwolniono przyjaciółki Dąbrowskiego. Nie wiem, na podstawie czego podpisano z nią umowę w TBS Warszawa Północ. Nikt nie sprawdzał jej kwalifikacji w zakresie budownictwa - dziwi się.
Bujski odniósł się także do kwestii służbowych samochodów i sprzętu elektronicznego. - Tutaj nadużywanie służbowych aut jest ewidentne. Szkoda tylko, że jednoznacznie nie ustalono, kto najczęściej tych samochodów nadużywał w celach prywatnych. Dziwne też jest to, że na dzień przed moim odwołaniem doszło do awarii dysku, na którym były przetrzymywane archiwalne nagrania z monitoringu – zwraca uwagę były wiceburmistrz.
Bujski twierdzi, że "w magazynach zalega sprzęt elektroniczny, bo po tym, jak gruchnęła wieść o kontroli, część pracowników i ich rodziny w popłochu go zwracały".
Byłego wiceburmistrza najbardziej zabolało to, że w kontroli nie potwierdzono zarzutów o mobbing. – To jeden wielki skandal. Badając sprawę, kontrolerzy nie przesłuchali żadnej z osób, których dotyczył mobbing. Kontrolerzy dysponowali dokumentami, w których pracownicy pisali o przemocy psychicznej – oburza się Bujski.
Śledztwo prokuratury. Na razie bez zarzutów
Śledztwo w sprawie nieprawidłowości na Bemowie podjęła prokuratura. Jest ono prowadzone w kilku wątkach.
Jak poinformowała Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, przesłuchano już ponad 20 świadków. Będą kolejne przesłuchania.
- Na razie nikomu nie postawiono zarzutów. Kilka dni temu do śledczych trafiły wystąpienia pokontrolne. Analizują je - powiedziała.
Afera na Bemowie
Tak zwaną aferę bemowską rozpętał były wiceburmistrz dzielnicy Paweł Bujski. Po tym, jak został odwołany, wydał oświadczenie, w którym oskarżył wiceprezydenta Jarosława Dąbrowskiego oraz władze i urzędników bemowskiego ratusza m.in. o nepotyzm, mobbing, nadużywanie władzy i niejasności przy inwestycjach.
Spowodowało to lawinę dymisji i odwołań. Najpierw zrezygnował Jarosław Dąbrowski, wiceburmistrz Warszawy i były burmistrz Bemowa.
Ze stanowiskiem pożegnał się wiceburmistrz Krzysztof Zygrzak. Twierdził jednak, że nie ma to związku z aferą bemowską.
25 kwietnia na szeregowe stanowisko został zdegradowany Radosław Kulikowski, dyrektor Warszawskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Wcześniej był dyrektorem OSiR Bemowo.
Do dymisji podał się Arkadiusz Majcher, dyrektor Bemowskiego Ośrodka Kultury.
Prezydent Warszawy odwołała też szefa dzielnicowego OSiR, Roberta Panewczyńskiego.
Do dymisji podał się burmistrz Albert Stoma. Wraz z zastępcami Danielem Nowoleckim i Markiem Karpowiczem.
Bartłomiej Frymus - b.frymus@tvn.pl //mz