Rozpoczęło się, zaplanowane na dziewięć dni, przesłuchanie Ireneusza P., skazanego w pierwszym procesie w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. W trwającym od ponad roku drugim procesie ma on status świadka.
Od marca 2022 roku przed Sądem Okręgowym w Płocku (Mazowieckie) toczy się drugi proces w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, w którym akt oskarżenia wobec pięciu osób, w tym Jacka K., bliskiego znajomego i wspólnika porwanego, sporządził oddział Prokuratury Krajowej w Krakowie. Właśnie w tym procesie, w czerwcu tego roku, miał zeznawać w charakterze świadka Ireneusz P.
Jeszcze przed pierwszym z wyznaczonych terminów płocki sąd otrzymał jednak pismo z policji, z którego wynikało, że Ireneusz P. złożył oświadczenie, iż nie stawi się na przesłuchanie, przy czym zrezygnował z programu ochrony świadków. Gdy, zgodnie z zapowiedzią, nie przybył do sądu, aby zeznawać, sąd zdecydował, że podejmie się ustalenia miejsca jego pobytu w celu ponownego wezwania. Ostatecznie ustalenia te przyniosły efekt, co umożliwiło ponowne wezwanie świadka.
"Nie było mowy o żadnym zabójstwie"
W środę Ireneusz P. stawił się w płockim Sądzie Okręgowym w asyście policji, jako świadek chroniony. Ubrany w czarny podkoszulek, opięty na kamizelce kuloodpornej, i czarne spodnie dresowe. Miał też czarną kominiarkę i czarne okulary przeciwsłoneczne. Jego przesłuchanie, w pierwszym dniu z dziewięciu zaplanowanych, odbyło w specjalnej sali, poza głównym budynkiem sądu.
- To miało trwać trzy miesiące, do Bożego Narodzenia, to porwanie. Wojtek miał zaplanowane, jak odebrać pieniądze. Nie było mowy o żadnym zabójstwie - zeznał w środę Ireneusz P., wspominając szefa grupy porywaczy Wojciecha F. Przed przesłuchaniem sąd odebrał od świadka przyrzeczenie co do jego prawdomówności.
Jak podał Ireneusz P., w uprowadzeniu, do którego doszło w październiku 2001 r. pod Drobinem niedaleko Płocka, bezpośrednio uczestniczyli: F., jako szef grupy, oraz jej członkowie - Artur R., Piotr S. i Cezary W. Zostali oni skazani w pierwszym procesie w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Według Ireneusza P., na miejscu, pilnując jednej z dróg dojazdowych niedaleko domu Krzysztofa Olewnika, był też Robert P., podobnie jak Ireneusz P., pochodzący z Drobina. On sam, zeznając przed sądem, podkreślił: nie byłem na porwaniu.
"Będą z tego problemy"
Według wcześniejszych ustaleń śledczych, Ireneusz P. i F. poznali się w 1998 r., odbywając wyroki w Zakładzie Karnym w Płocku. To wówczas - jak przyznał Ireneusz P. podczas pierwszego procesu - opowiadał on Wojciechowi F. o rodzinie Olewników, a ten miał zasugerować, że pieniądze "najlepiej zrobić na porwaniu dla okupu jakiejś bogatej osoby". Później okazało się, że na ofiarę porwania wybrano Krzysztofa Olewnika, który mieszkał sam.
W środę Ireneusz P. mówił przed sądem, że gdy podczas jednej z rozmów w płockim zakładzie karnym F. dowiedział się od niego, że pochodzi z Drobina, zaczął wypytywać o rodzinę Olewników. - Mówił, że planuje porwanie Olewnika. Z początku to chyba ojca (Włodzimierza Olewnika, ojca Krzysztofa). Użył sformułowania "starego" - zeznał świadek.
Jak dodał Ireneusz P., po odbyciu kary pozbawienia wolności na polecenie F. przez pewien czas obserwował on zakład Włodzimierza Olewnika znajdujący się pod Drobinem. Później rozpoznaniem, w tym okolic domu Krzysztofa Olewnika, zajął się sam F., który odwiedzał Ireneusza P. w Drobinie. Według niego, F. zrezygnował wówczas z porwania Włodzimierza Olewnika ze względu na jego kłopoty ze słuchem, mówiąc, że "będą z tego problemy". Otrzymał też od Roberta P. narysowany przez niego plan domu Krzysztofa Olewnika. Prowadzono jednocześnie obserwację posesji, m.in. z pobliskich pól kukurydzy.
Ireneusz P. przyznał przed sądem, że pierwsza próba porwania Krzysztofa Olewnika niemal zakończyła się pomyłką – było to mniej więcej tydzień przed ostatecznym uprowadzeniem, gdy z obserwowanej posesji wyjechał samochód, ale ostatecznie okazało się, że prowadził go Jacek K., przyjaciel i wspólnik Krzysztofa Olewnika, przy czym obaj czasem wymieniali się autami. Jacek K. jest oskarżonym w obecnym procesie.
Jak wyjaśnił w środę Ireneusz P., o porwaniu Krzysztofa Olewnika dowiedział się następnego dnia rano, gdy przebywał na działce w Kałuszynie (Mazowieckie), należącej do F. Ukrywał się tam po wcześniejszym incydencie z jego udziałem, który nazwał "odwetem". Na działce zjawili się wtedy F. i Artur R., którzy przyjechali uszkodzonym polonezem. Według ich relacji, podczas uprowadzenia w aucie urwał się tłumik i teraz chodziło o jego naprawę. F. miał opowiadać, że aby wywieźć porwanego, konieczne było uruchomienie bmw Krzysztofa Olewnika – ostatecznie za kierownicą auta usiadł F., z tyłu dwaj inni porywacze, a między nimi Krzysztof Olewnik. Z kolei Artur R. ruszył za bmw uszkodzonym polonezem.
Po uprowadzeniu – jak zeznał Ireneusz P. – Krzysztof Olewnik został wywieziony przez porywaczy początkowo do "meliny na wsi" w okolicy Nowego Dworu Mazowieckiego. - Dzień lub dwa później - relacjonował świadek - Krzysztofa Olewnika przewieziono na działkę do Kałuszyna. Był skuty kajdankami, bez butów, miał ślady krwi na głowie.
"Policja jest już w drodze"
Przed sądem Ireneusz P. mówił też, że gdy porywacze – Artur R., Piotr S. i Cezary W. – dostali się do domu Krzysztofa Olewnika, w pewnym momencie zauważyli, że dzwoni on do kogoś, po czym oznajmił, że "policja jest już w drodze". Wtedy trzej porywacze wybiegli z domu i uciekli w pole kukurydzy. W tym czasie F. na podjeździe próbował uruchomić bmw. Po chwili Krzysztof Olewnik zdołał wydostać się na zewnątrz i zaczął krzyczeć. Zareagował na to F., który wciągnął go z powrotem do domu. Wtedy ponownie zjawili się tam Artur R., Piotr S. i Cezary W. - Strasznie był na nich zdenerwowany, bo oni uciekli mu z tego domu w kukurydzę – mówił Ireneusz P. o reakcji F.
Przesłuchanie Ireneusza P., które przed płockim sądem okręgowym rozpoczęło się w środę, zaplanowano do 22 września - w tym czasie wyznaczono dziewięć dni na wysłuchanie świadka.
Anonim
Ireneusz P., ps. Bokser, Bokserek, w pierwszym procesie w sprawie porwania, a następnie w 2003 r. w sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika, który toczył się w latach 2007-2008, został skazany przez Sąd Okręgowy w Płocku na karę łączną 14 lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po odbyciu kary 12 lat. Był on wtedy jednym z 11 oskarżonych, wśród których znaleźli się Robert P. i Sławomir K., skazani ostatecznie na dożywocie. Po ogłoszeniu wyroku zostali znalezieni powieszeni w celach Zakładu Karnego w Płocku: K. w 2008 r., a P., w 2009 r.
Jeszcze przed pierwszym procesem, w 2007 roku, w celi Aresztu Śledczego w Olsztynie został znaleziony powieszony Wojciech F. Według ówczesnych ustaleń tamtejszej prokuratury okręgowej, był on szefem grupy, która porwała Krzysztofa Olewnika. Ireneusz P. i Wojciech F. poznali się w 1998 r., odbywając wyroki w płockim zakładzie karnym. To wówczas - jak przyznał Ireneusz P. podczas pierwszego procesu - opowiadał on F. o rodzinie Olewników. Później okazało się, że na ofiarę porwania wybrano Krzysztofa Olewnika.
Na początku w 2003 r. rodzina Olewników otrzymała anonim, w którym wskazano właśnie Ireneusza P. oraz P., również pochodzącego z Drobina, jako uczestniczących w porwaniu. W anonimie przekazano też, że Krzysztof Olewnik był wówczas więziony przez porywaczy w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego. Po zatrzymaniu w 2006 r. Ireneusz P. przyznał się do udziału w przetrzymywaniu uprowadzonego.
W trakcie obecnego procesu w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, Katarzyna R., ówczesna żona F. - kobieta nosi obecnie inne nazwisko - zeznała jako świadek przed płockim sądem okręgowym, że jeździła do domu na działce w Kałuszynie (Mazowieckie) - gdzie, jak się później okazało, był więziony Krzysztof Olewnik - dowożąc żywność dla Ireneusza P., który "tam pomieszkiwał". Katarzyna R. wyjaśniła, że F. mówił jej wtedy, że Ireneusz P. musi ukrywać się w Kałuszynie, bo kogoś pobił. Kałuszyn, jak relacjonowała, odwiedzał też Sławomir K.
Katarzyna R. w pierwszym procesie o uprowadzenie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika była oskarżona o udział w zorganizowanej grupie przestępczej - ostatecznie od zarzutu tego została uniewinniona. Sąd orzekł wówczas wobec niej karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata za ukrywanie dokumentów.
W akcie oskarżenia, który do płockiego sądu okręgowego trafił pod koniec czerwca 2021 r., krakowski oddział Prokuratury Krajowej zarzucił Jackowi K., przyjacielowi i wspólnikowi Krzysztofa Olewnika, udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym oraz udział we wzięciu przy użyciu przemocy Krzysztofa Olewnika jako zakładnika, przetrzymywanie go do zapłaty okupu w wysokości 300 tys. euro. Okres i sposób przetrzymywania uprowadzonego, poprzez m.in. przykucie łańcuchem do ścian oraz umieszczenie pokrzywdzonego w zbiorniku na nieczystości, łączył się z jego szczególnym udręczeniem, a ostatecznie został on pozbawiony życia. Podczas pierwszej rozprawy, w marcu 2022 r., Jacek K. nie przyznał się do zarzucanych czynów, a zarzuty określił jako absurdalne.
Podobne zarzuty jak w przypadku Jacka K., w tym udziału w grupie zbrojnej, która porwała Krzysztofa Olewnika, krakowski oddział Prokuratury Krajowej przedstawił też Eugeniuszowi D., ps. Gienek. Aktem oskarżenia objęto również Grzegorza K., byłego samorządowca z Sierpca, któremu zarzucono m.in. wykorzystanie, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, stanu emocjonalnego i położenia Włodzimierza Olewnika, czyli ojca uprowadzonego, i przekazywanie mu nieprawdziwych informacji oraz wyłudzenie 160 tys. zł. Zarzuty doprowadzenia Włodzimierza Olewnika do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przedstawiono też dwóm innym oskarżonym, w tym Andrzejowi Ł. - chodzi m.in. o ponad 120 tys. zł i nieprawdziwe zapewnienie o możliwości doprowadzenia do uwolnienia porwanego - oraz Mikołajowi B. - chodzi m.in. o przekazanie 13 tys. zł i wprowadzenie w błąd co do możliwości zidentyfikowania miejsc logowań telefonu używanego przez sprawców uprowadzenia.
Po tym, jak w nocy z 26 na 27 października 2001 r. Krzysztof Olewnik został uprowadzony z własnego domu, sprawcy kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego rodziną, żądając okupu. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro, jednak uprowadzony nie został uwolniony. Jak się później okazało, został zamordowany miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy. Jego ciało zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan (Mazowieckie) - zwłoki odnaleziono dopiero w 2006 r.
Akta postępowania, które toczy się obecnie przed płockim sądem okręgowym, wraz z załącznikami liczą ponad 400 tomów. Na obecnym etapie proces planowany jest tam do marca 2024 r.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24