Kobiety, które miały umówiony termin aborcji wynikającej z ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu, w świetle przepisów nie będą już mogły się jej poddać. - Gdy wczoraj w nocy dostałam informację, że takich zabiegów nie mogę już legalnie wykonywać, zostały mi odebrane narzędzia, które z mojego punktu widzenia miały służyć jako pomoc pacjentkom w tak trudnej sytuacji - mówi Anna Parzyńska, ginekolożka ze Szpitala Bielańskiego. Jej zdaniem wyrok Trybunału Konstytucyjnego odbiera prawo do postępowania zgodnie z kodeksem etyki lekarskiej.
W środę późnym wieczorem w Dzienniku Ustaw opublikowano wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku dotyczący aborcji. TK orzekł, że prawo do aborcji w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu jest niezgodne z ustawą zasadniczą. Oznacza to, że kobiety, mimo ciężkich wad płodu, będą musiały rodzić.
Wielu konstytucjonalistów twierdzi, że skład TK pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej został obsadzony nieprawidłowo - zasiadali w nim między innymi tak zwani sędziowie dublerzy.
"Nie było dziś planowanych żadnych operacji"
Ginekolożka Anna Parzyńska ze Szpitala Bielańskiego przekazała, że w czwartek nie było w placówce pacjentek, które jeszcze przed publikacją wyroku TK miały ustalony termin aborcji. - Nie jest to temat aż tak codzienny, są to jednak wyjątkowe sytuacje. Jeszcze się z nimi nie musieliśmy zmierzyć, ale na pewno będą pacjentki, które będą szukały pomocy - powiedziała reporterce TVN24.
O sytuację w stołecznych szpitalach był także pytany prezydent Rafał Trzaskowski. - Nie było dziś planowanych żadnych operacji. Ale rzeczywiście jest tak, że pacjentki mogły się zgłaszać do szpitali. Dziś mamy obowiązujące drakońskie prawo, które przyjął PiS. Oczywiście analizujemy konsekwencje, również dla badań prenatalnych. Wszyscy się zastanawiamy, bo byliśmy zaskoczeni tym, że rządzący opublikowali to orzeczenie w takich okolicznościach - zaznaczył podczas czwartkowej konferencji prasowej.
- Jedno jest pewne, nie jesteśmy w stanie narażać lekarzy na odpowiedzialność prawną - przyznał.
Dzień wcześniej w "Faktach po Faktach" w TVN24 prezydent Trzaskowski ocenił, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego skazuje kobiety na cierpienie. - To jest coś nieprawdopodobnego, to jest zabawa tak naprawdę ludzkim życiem i ludzkimi emocjami - komentował.
"To godzi w naszą pracę z punktu widzenia etyki i medycyny"
Anna Parzyńska opisywała, że po publikacji uzasadnienia orzeczenia TK lekarze obudzili się w czwartek w "totalnie różnej rzeczywistości". - 98 procent terminacji, które były do tej pory wykonywane to terminacje z uwagi na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu. W momencie gdy wczoraj w nocy dostałam informację, że takich zabiegów nie mogę już legalnie wykonywać, zostały mi odebrane narzędzia, które z mojego punktu widzenia miały służyć jako pomoc pacjentkom w już i tak trudnej sytuacji - powiedziała lekarka.
- To nie jest tak, że składamy narzędzia i mówimy, że nie ma szans na to, żeby pomagać. Ale na pewno będziemy musieli znaleźć jakieś inne wyjście z sytuacji, bo to my jesteśmy prawnie pociągani do konsekwencji wykonania zabiegu terminacji u pacjentki. I to też jest ważne, żeby pacjentki wiedziały, że one mogą wykonywać aborcję w Polsce i za granicą i nie grożą im za to żadne konsekwencje prawne - zaznaczyła.
Jej zdaniem w Polsce zawsze był "dramat, jeśli chodzi o dostęp do aborcji, a orzeczenie TK tylko nasiliło panikę pacjentek".
Parzyńska przypomniała też, że tuż po ogłoszeniu wyroku 22 października Polskie Towarzystwo Lekarzy Ginekologów i Położników oraz Polskie Towarzystwo Neonatologów zabrały głos w tej sprawie. - Oni jednoznacznie powiedzieli, że z punktu widzenia kodeksu etyki lekarskiej i tego, że my, jako lekarze zobowiązujemy się do opieki nad pacjentką zgodnie z aktualną wiedzą medyczną i dbając o jej największe dobro, to godzi w naszą pracę zarówno z punktu widzenia etycznego, jak i medycyny, którą my jesteśmy w stanie zagwarantować - wyjaśniła.
- Odbiera nam się prawo do postępowania zgodnie z kodeksem etyki lekarskiej - dodała.
"Jest bardzo wiele organizacji, które pomagają kobietom"
Jak opisywała, dotychczas terminacje w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego płodu zdarzały się na przykład, gdy u pacjentki w ciąży bliźniaczej okazywało się, że dzieci są zrośnięte narządami w taki sposób, że nie będą w stanie samodzielnie funkcjonować po urodzeniu i nie będzie też szans na ich rozdzielenie. - Taka pacjentka z punktu widzenia aktualnej sytuacji prawnej nie jest w stanie składać prośby o to, żeby wcześniej zakończyć ciążę, bo ustawa została ograniczona - wyjaśniła.
- Jest też dużo przypadków określanych jako "bezczaszkowiec". Jest to wada rozpoznawana w pierwszym trymestrze ciąży, czyli na etapie 12.-13. tygodnia. Pacjentka od tego momentu ma pewność, że dziecko zaraz po porodzie umrze. Dodatkowo ze względu na charakter wady może podczas porodu dojść do sytuacji, że kości czaszki, które są nie w pełni wykształcone mogą uszkodzić drogi rodne, doprowadzić do krwotoku i innych następstw. Więc nie dość, że mamy pewność, że płód nie przeżyje, to jeszcze mamy ryzyko i narażamy pacjentkę na utratę zdrowia. Kobieta jest w tym momencie zmuszana do kontynuacji ciąży i noszenia pod sercem płodu, który nie będzie miał szansy na przeżycie - dodała.
- Chciałabym zaznaczyć, że jest w tym momencie bardzo wiele organizacji, które pomagają kobietom. Jest Aborcja bez Granic, jest Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Są to miejsca, które odpowiadają na pytania i zapewniają informację na temat tego, co teraz można zrobić, żeby pomóc pacjentkom - podkreśliła.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock