Na Ursynowie szykuje się zmiana nazwy ulicy. Powodem nie jest jednak dekomunizacja, tylko błąd gramatyczny. Według aktywistów mieszkańcy są oburzeni pomysłem zmiany.
Chodzi o ulicę, która dziś nazywa się ulicą Stefana Szolc-Rogozińskiego. Po trzydziestu latach członkowie miejskiego Zespołu Nazewnictwa doszukali się w tym błędu.
"Po zasięgnięciu opinii językoznawców przyznał, że zasadą w języku polskim jest odmiana obu członów nazwiska. Można jej nie stosować dla pierwszego członu nazwiska, jeśli jest on nazwą dawnego herbu lub dawnym zawołaniem bojowym. W związku z tym, prawidłowa nazwa ulicy powinna brzmieć ulica Stefana Szolca-Rogozińskiego" – czytamy w projekcie uchwały miejskiego zespołu do spraw nazewnictwa.
Teraz ten projekt mają zaopiniować dzielnicowi radni. Na pomysł miejskich urzędników nie patrzą przychylnie. W głowie wciąż mają protesty mieszkańców związane z dekomunizacją – chociażby głośny sprzeciw dotyczący ulicy Związku Walki Młodych.
3 tysiące mieszkańców
Przy ulicy Szolca-Rogozińskiego jest kilkanaście dużych bloków, w tym cztery wieżowce – tak zwany ursynowski "Manhattan”. Zmiany dotknęłyby około trzech tysięcy mieszkańców.
Problem mogą mieć też właściciele firm. Tych na Szolca-Rogozińskiego zarejestrowanych jest ponad 160. Do tego urząd pocztowy, sklep czy liceum ogólnokształcące.
Członkowie zespołu zarzekają się, że zmiana ulicy nie będzie wiązała się ze zmianą dokumentów mieszkańców - nowa nazwa ulicy na przykład w dowodzie osobistym pojawia się przy jego wymianie po utracie ważności. Ale już dokumenty firmowe trzeba będzie uaktualnić. Do zmiany będą też miejskie tablice.
Pytają o koszty
- Ludzie, których spotykam są oburzeni. Trzydzieści lat z błędem żyli i nie było problemu. Dopiero teraz został uwidoczniony – komentuje radny Paweł Lenarczyk ze stowarzyszenia Otwarty Ursynów.
I mówi wprost: jeżeli te zmiany będą wiązały się z kosztami dla mieszkańców, to będziemy na nie.
Paweł Lenarczyk zwraca też uwagę, że w tej sprawie nie przeprowadzono konsultacji. - Bo może mieszkańcy chcą dalej żyć z błędem – twierdzi. I zapewnia, że radni będą pytać o koszty zmiany, a także o ewentualne ankiety czy konsultacje.
Na podobnym stanowisku stoi też burmistrz Ursynowa Robert Kempa (PO). Zapewnia, że już zwrócił się do biura kultury o podanie informacji dotyczącej ewentualnych kosztów.
Radni tematem mają zająć się na najbliższej komisji. Rada dzielnicy może jednak wyłącznie zaopiniować zmianę. Ostateczną decyzję podejmie rada miasta.
kz/mś