Kiedy zaginął w sierpniu, pojawiły się obawy, że padł ofiarą napadu. Okazało się jednak, że 46-letniemu listonoszowi nie przydarzyło się nic złego. Postanowił przeprowadzić się na Śląsk, na poczet nowego życia zabierając pieniądze z dostarczanych rent i emerytur.
Zgłoszenie o zaginięciu listonosza Urzędu Pocztowego Warszawa 118 bielańscy policjanci przyjęli 11 sierpnia od jego żony. Funkcjonariusze ustalili w rozmowie z jego przełożonym z urzędu pocztowego, że Andrzej B. pobrał tego dnia przesyłki oraz pieniądze na renty i emerytury, ale po zakończeniu pracy nie wrócił do urzędu. O tej sprawie pisaliśmy na tvnwarszawa.pl.
Bielski trop
Na pocztę zaczęli się zgłaszać pierwsi klienci, do których listonosz nie dotarł. Kryminalni rozpoczęli poszukiwania. Przesłuchiwali świadków, rozmawiali z rodziną i znajomymi. Ustalali miejsca, w których mężczyzna mógłby przebywać.
Pod koniec wrzesnia udało im się wpaść na ślad Andrzeja B. Wszystko wskazywało na to, że mieszka w wynajętym mieszkaniu w Biesku-Białej. Policjanci z komendy stołecznej poprosili o pomoc w jego zatrzymaniu do bielskich kolegów.
Odnaleźli część pieniędzy
W czwartek listonosz został zatrzymany i przewieziony do policyjnego aresztu na Bielanach. Zabezpieczono przy nim część przywłaszczonych pieniędzy. Mężczyzna usłyszał zarzuty przywłaszczenia powierzonego mienia. 46-latek odpowie też za sfałszowanie podpisów na pokwitowaniach odbioru przesyłek.
Śledczy wystąpią do sądu z wnioskiem o zastosowanie wobec niego tymczasowego aresztowania. Grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności.
js/mz