UWAGA! dotarła do poszkodowanych przez jeden z serwisów komputerowych działających w Warszawie i okolicach. Oburzeni klienci założyli w sieci grupę. Należy do niej 120 osób. Jednak nabitych w butelkę może być znacznie więcej.
"Darmowa diagnoza"
W laptopie Grzegorza Ćwieka zepsuła się klawiatura. Mężczyzna skorzystał z oferty pogotowia komputerowego, które zapewniało, że w 48 godzin zdiagnozuje przyczynę usterki i wyceni koszt naprawy. Można było zdecydować, czy komputer dalej będzie naprawiany. Tyle w teorii.
Mijały dni, a pan Grzegorz w ogóle nie mógł odzyskać sprzętu. Kiedy kolejny raz zadzwonił do serwisu odezwał się jego właściciel Jacek P.
- Pana laptop jest pana problemem. Pan na chama cały czas próbuje wmówić, że to jest nasza wina. Zachowuje się pan żenująco – stwierdził właściciel serwisu w rozmowie z panem Grzegorzem.
- Pan Jacek zaczął mi ubliżać. Ostatecznie powiedział, że jestem trudnym klientem, a laptop zostaje zablokowany. Nie będzie naprawiany ani zwrócony. Po tych słowach się rozłączył – opowiada pan Grzegorz.
Jacek P. przedstawia się jako prawnik. Wcześniej w internecie handlował perfumami, miał wielu niezadowolonych klientów. Teraz wykorzystuje fakt, że ludziom zależy na szybkiej naprawie laptopów, więc oferował błyskawiczną pomoc.
Próba znalezienia serwisu
Pan Grzegorz postanowił znaleźć siedzibę pogotowia komputerowego. Adres znajdował się na pokwitowaniu odbioru sprzętu przez kuriera. Drzwi były zamknięte.
- Lokal jest wynajmowany, obecnie nie mamy z najemcą kontaktu – przyznaje Anna Wysokińska z administracji budynku. – Ten pan nie płaci, wpłacił na początku kaucję i od tamtej pory nie widzieliśmy złotówki.
Popularne strony
Dziennikarze "UWAGI!" postanowili skorzystać z serwisu komputerowego Jacka P, co nie było trudne, ponieważ posiada on kilkadziesiąt witryn, które pojawiają się w wyszukiwarce jako jedne z pierwszych.
Jacek P. potwierdził przez telefon, że diagnoza i wycena jest darmowa. I że później bez kosztów można zrezygnować z naprawy. Wysłał SMS-a z instrukcją. Po dwóch godzinach kurier przyjechał po komputer.
Okazało się, że na podpisanym potwierdzeniu odbioru jest link do regulaminu serwisu. Kiedy dziennikarze weszli na podaną stronę znaleźli niepokojące zapisy m.in., że za zwrot komputera przed diagnozą i wyceną trzeba zapłacić na konto 184 zł i 50 gr, a ta nie trwa zawsze 48 godzin, tylko może się przedłużyć. Dodatkowo zapisano, że koszty za przetrzymywanie mogą rosnąć, a jak klient nie będzie miły, to serwisant przesunie go na koniec kolejki.
Jakby tego było mało, po 45 dniach komputer miał stawać się własnością serwisu.
Fragmenty regulaminu znajdowały się też na odwrocie pokwitowania. Jego treść dziennikarze "UWAGI!" skonsultowali z prawnikiem.
- Cały regulamin budzi moje wątpliwości. Nie spełnia wymogów obowiązujących przepisów, a w szczególności ustawy o prawach konsumenta. Wiele zapisów stanowi o dodatkowych opłatach, o których konsument nie ma wcześniej informacji. Ustawa o prawach konsumenta mówi, że na wszelkie dodatkowe opłaty musi konsument udzielić wyraźną zgodę. Taka zgoda nie może być udzielona przez samą akceptację regulaminu – mówi Miłosława Strzelec-Gwóźdź.
Zdaniem prawniczki, jeżeli serwis się opóźnia z wykonaniem usługi, klient ma prawo wyznaczyć serwisowi dodatkowy termin.
- W przypadku jego bezskutecznego upływu ma prawo odstąpić od umowy i nie może być obciążany dodatkowymi kosztami – mówi.
O zapisie w regulaminie reporterzy programu poinformowali miejskiego rzecznika praw konsumenta.
- Szereg tych zapisów nosi znamiona niedozwolonych postanowień umownych, czyli jest nieuczciwą praktyką rynkową. Klient płaci za usługę. Jeżeli jest niewykonana, to nie można żądać za nią zapłaty. Po zapoznaniu się z regulaminem tego przedsiębiorcy zawiadomimy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, którego prezes ma instrumenty do podjęcia działań administracyjnych – twierdzi Małgorzata Rothert, miejski rzecznik konsumentów w Warszawie.
Od kuriera do kuriera
Po kilkugodzinnej jeździe z kurierem komputer trafił w ręce innego kuriera, ten ujawnił siedzibę serwisu Jacka P. Dziennikarze udali się tam z panem Grzegorzem. Na miejsce przyjechała też policja.
Okazało się, że właściciela serwisu nie ma na miejscu. Byli za to jego pracownicy, którzy odnaleźli sprzęt pana Grzegorza. Po złożeniu zeznań na policji, mężczyzna odzyskał swój laptop.
Po kilku dniach reporterom udało się spotkać i porozmawiać z Jackiem P.
- W żaden sposób nie oszukuję ludzi. Jedynie oczekiwałem zapłaty za swoją pracę. Trzeba zapłacić za odbiór, zwrot – stwierdza Jacek P.
Dlaczego klienci słyszeli, że diagnoza i wycena są darmowe i trwają maksymalnie 48 godzin?
- 48 godzin, ale może ulec przedłużeniu. Hejt został rozpętany przez dwie osoby, te nakręcają klientów, mówiąc, że jestem nieuczciwy – mówi.
Jacek P. złożył też zapewnienie, że nie będzie pobierał 184,50 zł za zwrot nienaprawionego sprzętu.
- W tej chwili mogę zrezygnować z tej opłaty. Z tego względu, że w tej chwili ta opłata jest zbędna – deklaruje.
Czy Jacek P. zwróci pieniądze klientom za nienaprawiony sprzęt?
- Jeżeli opłata była naliczona niesłusznie, to tak. Opłata naliczana jest niesłusznie w sytuacji, kiedy zażądałem opłaty za zwrot sprzętu przed wykonaniem diagnozy – stwierdza.
Po interwencji właściciel serwisu komputerowego zmodyfikował wątpliwe zapisy w regulaminie dotyczące opłaty za zwrot nienaprawionego laptopa, przesuwania klienta na koniec kolejki czy przechodzenia sprzętu na własność po 45 dniach. Poszkodowani przez Jacka P. mogą zgłaszać się na komendę policji - Warszawa Śródmieście.
UWAGA! TVN