- Publikacje w mediach sprawiły, że miejskim urzędnikom otworzyły się oczy – mówi jeden z członków stowarzyszenia Borzymowska. Skupia ono ludzi, którzy kupili od dewelopera tzw. dziurę w ziemi. Firma upadła, a właściciele zostali z problemem. Po miesiącach milczenia, urzędnicy zapowiedzieli wreszcie spotkanie z poszkodowanymi.
Niedoszli mieszkańcy bloku przy ul. Borzymowskiej 34/36 od kilku lat starają się znaleźć rozwiązanie pozwalające im dokończyć budowę i zamieszkać w lokalach, za które zapłacili setki tysięcy złotych.
Pomocy szukali m.in. w urzędzie miasta. Bo choć grunt pozostaje w długoletniej dzierżawie prywatnej firmy, to należy do Skarbu Państwa. Ten z kolei reprezentuje stołeczny ratusz, więc mieszkańcy wyszli z założenia, że miastu także powinno zależeć na rozwiazaniu problemu.
Oczekiwane wsparcie ze strony urzędników jednak nie nadchodziło. Adwokat reprezentująca mieszkańców podkreślała w rozmowie z nami, że składane przez nią wnioski "miesiącami leżą nierozpatrzone".
Po rozwiązaniu Biura Gospodarki Nieruchomościami i odejściu nadzorującego problem Borzymowskiej Marcina Bajko, mieszkańcy nie wiedzieli nawet, kto przejął ich sprawę.
- Przez kilka miesięcy nic się nie działo, nie było odpowiedzi. Wystarczyły jednak publikacje w mediach i znów zaczęliśmy rozmawiać z miastem. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej uważam, że tak nie powinno być – komentuje Mirosław Obarski, który działa w stowarzyszeniu Borzymowska.
Konrad Klimczak z wydziału prasowego urzędu miasta informuje nas, że po rozwiązaniu BGN, sprawą Borzymowskiej zajmuje się nowo powstałe Biuro Mienia Miasta i Skarbu Państwa. Nadzoruje ją dyrektor tej jednostki – Arkadiusz Kuranowski.
"Temat wraca, bo interesują się media"
W przesłanych do naszej redakcji odpowiedziach urzędnicy podkreślają, że wbrew temu, co mówią poszkodowani, miasto podjęło szereg działań w celu rozwiązania problemu. Wśród nich Klimczak wymienia m.in. spotkania z członkami stowarzyszenia Borzymowska, które odbyły się w październiku (ubiegłego roku), grudniu i ostatnie – w styczniu.
Przez kolejne miesiące miało trwać zbieranie odpowiedniej dokumentacji. W lutym urzędnicy zlecili wykonanie wyceny nieruchomości przy Borzymowskiej, w kwietniu poprosili swoich kolegów z Biura Prawnego o opinię prawną, a w lipcu o jej uzupełnienie.
Ostatnia opinia wpłynęła do ratusza 7 października. - Miasto otrzymało też zlecaną wycenę, zgodnie z którą nieruchomość jest obecnie warta około 39 mln zł (wartość gruntu – 8 mln i budynku – 31 mln) - informuje Klimczak. W najbliższym czasie ma podjąć "ważne decyzje kierunkowe" i na prośbę mieszkańców z Borzymowskiej, zorganizować spotkanie poszkodowanych z kierownictwem Biura Mienia. Kiedy ono się odbędzie? – Data nie jest jeszcze ustalona - przyznaje Konrad Klimczak z wydziału prasowego urzędu miasta.
- Gdyby nie aktywność mieszkańców, to miasto nic by nie robiło. Sprawa cały czas stałaby w miejscu – obstaje przy swoim Mirosław Obarski. – To, że w poprzednim roku w ogóle rozpoczęliśmy rozmowy było wynikiem naszych starań i interwencji radnych, którzy na naszą prośbę skierowali do ratusza wspólną klubową interpelację. Teraz jest podobnie. Temat wraca, bo interesują się nim media – dodaje.
"Sprawa skomplikowana i wielowątkowa"
Klimczak podkreśla, że sprawa Borzymowskiej jest "wyjątkowo skomplikowana i wielowątkowa". Oprócz mieszkańców i miasta, występują w niej bowiem dwaj inni ważni gracze. Pierwszy to syndyk po upadłym deweloperze, czyli firmie Edbud. Drugi – dzierżawca gruntu, firma Euro-Ring Development.
Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, miasto już w latach 90. oddało w dzierżawę grunt, na którym dziś stoi niedokończony blok. Umowa została podpisana aż do 2028 roku i zakłada, że na wskazanym gruncie powstanie budynek mieszkalny. W tym celu, w 2006 roku Euro-Ring zawarł umowę właśnie z Edbudem, który miał zbudować i sfinansować blok. Miał, bo w 2011 roku ogłosił upadłość, zostawiając niedokończoną inwestycję.
Dziś strony te są ze sobą w konflikcie. Spór między Edbudem a Euro-Ringiem toczy się na sali w sądzie. Nie ma też porozumienia między mieszkańcami a dzierżawcą gruntu.
Mieszkańcy mają plan
Poszkodowani apelowali do ratusza o rozwiązanie umowy z dzierżawcą, co otworzyłoby im furtkę do przejęcia gruntu i dokończenia budowy na własną rękę. Jak twierdzą urzędnicy, takie rozwiązanie nie wchodzi jednak w grę.
- Z analizy dokonanej 5 lipca 2013 r. przez radcę prawnego ówczesnego Biura Gospodarki Nieruchomościami, wynikało, iż brak jest wystarczających powodów do wypowiedzenia umowy – precyzuje Konrad Klimczak.
Wobec tego mieszkańcy wyszli z inną propozycją. Założyli spółdzielnię mieszkaniową i chcą wykupić grunt razem z aktywną umową dzierżawy, ale – co ważne i co budzi wśród urzędników wątpliwości – z 95-procentową bonifikatą (zniżką) od ustalonej ceny gruntu.
- Jeśli uda się uzyskać prawa do gruntu, weźmiemy na siebie ciężar rozliczenia się z dzierżawcą i z podmiotem, który wykaże prawo do nakładów poniesionych na budowę bloku. Następnie przy pomocą innych inwestorów dokończyć budowę – mówiła nam przed kilkoma tygodniami mecenas Grabowska-Dziadak reprezentująca stowarzyszenie Borzymowska.
Czy takie rozwiązanie jest możliwe? O tym przekonamy się na spotkaniu mieszkańców z urzędnikami ratusza.
Mieszkania w powstającym bloku przy Borzymowskiej kupiło 50 rodzin. Część z nich zaciągnęła w tym celu kredyty na całe życie albo sprzedała swoje dotychczasowe mieszkania. Dziś zamiast cieszyć się "własnym M" mogą jedynie obserwować okazały pustostan z ulicy.
kw/b
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl