Jest biała w niebieskie paski. Zakrywa nos i usta. Niby zwyczajna, ale coś ją wyróżnia: na wysokości ust ma przyłbicę. - Noszenie takich maseczek może rozwiązać problemy, z którymi teraz borykają się osoby, mające problemy ze słuchem - mówi Mateusz Witczyński.
Mateusz Witczyński jest rzecznikiem konsorcjum wykonującego ważne warszawskie inwestycje, jak choćby część Południowej Obwodnicy Warszawy. Los, a konkretnie pandemia Covid-19, sprawiła, że oderwał się od spraw budowlanych i zajął zupełnie innym problemem.
Bliska mu osoba ma problem ze słuchem. Mógł więc przekonać się, jak wraz z wprowadzeniem obowiązku noszenia maseczek u osób niedosłyszących pojawiły się obawy: jak odczytać z ruchu warg słowa pracownika sklepu albo apteki, albo lekarza czy pielęgniarki?
- Osoby te, tak jak my wszyscy, boją się zakażenia i rozumieją, że inni też mogą się go obawiać. Nie oczekują więc w żaden sposób rezygnacji z używania tych środków. Nie mają jednak na twarzach wypisanych problemów ze słuchem, tym bardziej tego, że muszą widzieć ruch warg swoich rozmówców - zwraca uwagę Mateusz Witczyński. - W poddenerwowanym społeczeństwie te osoby narażone są też na frustracje ze strony obsługujących ich pracowników punktów handlowych, czy personelu medycznego - dodaje.
Szukał rozwiązania
Sam postanowił poszukać rozwiązania, które mogłoby pomóc.
- Pewnym rozwiązaniem tego problemu są przyłbice. One jednak są zwykle stosowane wraz z zasłaniającą usta maseczką, a także nie nadają się do używania przez osoby układające włosy czy uprawiające sport. Nie sposób też przekonać do utrzymania ich na miejscu dzieci. Zrozumiałem że konieczne jest wykonanie maseczki, która będzie w odpowiednim miejscu przezierna. Spędziłem prawie dwa tygodnie, dzwoniąc i pisząc do różnych szwalni, szwaczek, by znaleźć taką, która, oczywiście za wynagrodzeniem, podejmie się wykonać taką maseczkę - opisuje Mateusz Witczyński.
W międzyczasie znalazł w sieci zdjęcia wymyślonej równolegle na Zachodzie, podobnej maseczki. Jednak nie mógł znaleźć nikogo, kto chciałby się podjąć jej wykonania. - Kiedy byłem już naprawdę zrezygnowany, przypomniałem sobie, że szefowa sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w którym działa moja córka, hobbystycznie szyje. Zgłosiłem się do niej w piątek i wszystko się zmieniło. Anna Traczewska w weekend wymyśliła materiały, rozwiązała problem niemożności marszczenia materiału maseczki z szybką i już w poniedziałek wczesnym popołudniem miałem do dyspozycji działający prototyp - relacjonuje.
Witczyński ma nadzieję, że podobne maseczki będą powstawać w większych liczbach i pomogą osobom, które mają problem ze słuchem. - Proszę: tam, gdzie jest to możliwe, używajmy przeziernych przyłbic. Kiedy mamy wrażenie, że ktoś nas zupełnie nie rozumie w maseczce, bądźmy wyrozumiali. Apelujmy też, by w przezierne środki ochrony osobistej wyposażyć personel medyczny, tak by mógł on obsługiwać osoby z problemami ze słuchem. One i tak są już wystarczająco zestresowane - apeluje.
Interwencja RPO
Czy maseczki zaproponowane przez Mateusza Witczyńskiego mogą zdać egzamin? O to zapytaliśmy prezesa Polskiego Związku Głuchych Krzysztofa Kotyniewicza.
- Kwestia maseczek jest bardzo dużym problemem dla osób głuchych, a przede wszystkim osób niedosłyszących, które głównie komunikują się poprzez odczytywanie mowy z ust. Sam jestem taką osobą. Co prawda mówię, ale mam aparat słuchowy, również odczytuję mowę z ust. Nie ukrywam, że maseczki bardzo to utrudniają. Łapię się już na tym, że nie zawsze rozumiem, co ktoś mówi - komentuje Kotyniewicz.
Jak mówi, związek w tej sprawie co prawda nie interweniował, ale zrobił to Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar.
- Wystosował pismo do pełnomocnika Komendy Głównej Policji, żeby policjanci byli poinformowani o tym, że w przypadku interwencji z osobą głuchą trzeba albo zdejmować maseczki, albo stosować maseczki, które umożliwiają odczytywanie ruchu z ust - mówi Kotyniewicz.
Samą maseczkę zaproponowaną przez Witczyńskiego poleca, ale nie wszystkim. - Jeżeli chodzi o tłumaczy, to polecam przyłbice, które są całkowicie przezroczyste, ponieważ komunikacja z osobami głuchymi to nie tylko mimika ust, a ruch twarzy. Maseczki z okienkiem częściowo rozwiązują problem, przy mniejszych odległościach - zaznaczył.
Problemy z infolinią NFZ
Ale maseczki to nie jedyne problemy, z jakimi w ostatnim czasie mierzą się osoby, które mają problem ze słuchem. Kiedy pojawiają się u nas objawy, które mogą świadczyć o zakażeniu koronawirusem, powinniśmy zadzwonić na infolinię NFZ. Głusi jednak tego nie zrobią. Nie są w stanie.
- Osoba głucha nie jest w stanie zadzwonić tak po prostu do sanepidu, szpitala czy przychodni. Nie przekaże żadnej informacji. Potrzebna jest pomoc tłumacza - mówi Krzysztof Kotyniewicz.
Członkowie Polskiego Związku Głuchych uruchomili na początku kwietnia całodobową, ogólnopolską, bezpłatną infolinię dla głuchych. W projekt zaangażowało się Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej oraz Fundacja PGNiG.
Jak skorzystać z infolinii? Do wyboru są trzy opcje:
- aplikacja z tłumaczem online - na ekranie głównym ukaże się okienko wideokonferencji, a w panelu po lewej stronie lista aktywnych tłumaczy. Jeśli tłumacz jest "wolny", przy jego nicku pojawia się ikonka z zieloną słuchawką. Żeby nawiązać połączenie wystarczy na nią kliknąć; - połączenie przez Skype z użytkownikiem o nicku "Koronawirus - tłumacz PJM"; - komunikator IMO (aplikację można pobrać na telefon - przyp. red.) - trzeba się połączyć z numerem 609 939 546.
- Przez pierwsze szesnaście dni udzieliliśmy wsparcia w 421 sprawach, gdzie dzwoniły osoby głuche z rożnymi problemami: od przedłużenia L4 do wypisywania lekarstw. Natomiast wiemy, że pandemia nie skończy się do 15 maja, dlatego szukamy dodatkowych środków, które mogłyby wesprzeć działanie infolinii - zaznacza prezes związku.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Witczyński