Kobiety blokujące marsz narodowców 11 listopada zostały uznane za winne w "przeszkadzaniu w przebiegu niezakazanego zgromadzenia". Jest wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia w tej sprawie. Każda z obwinionych musi zapłacić 200 złotych grzywny i pokryć koszty sądowe.
Wyrok sądu - zgodnie z datą zapisaną na odpisie - zapadł 27 września tego roku, bez udziału stron. Dotyczy dziewięciu z 14 kobiet, które blokowały marsz narodowców w okolicy mostu Poniatowskiego.
Kobiety zostały obwinione o to, że "usiłowały przeszkodzić w przebiegu niezakazanego zgromadzenia publicznego Marsz Niepodległości 2017, w ten sposób, że usiadły na trasie przemarszu, czym utrudniały przemieszczanie się jego uczestników".
Obwinione - jak czytamy w odpisie wyroku - "zostały uznane za winne popełnienia zarzucanych im czynów". Każda z nich ma zapłacić 200 złotych grzywny i 100 złotych kosztów sądowych.
"Będziemy się odwoływać"
- O wyroku dowiedziałyśmy się dzisiaj [czwartek - red.]. Jedna z nas dosłownie godzinę temu go odebrała. Pozostałe jeszcze nie, ale z racji tego, że w dokumencie figurują nasze nazwiska, pewnie nastąpi to lada moment - mówi tvnwarszawa.pl Katarzyna Szumniak, jedna z ukaranych przez sąd kobiet.
Przekonuje, że jest "zbulwersowana decyzją sądu". - Kilka dni po tym, jak prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie poszarpania nas, pobicia, oplucia nas i znieważenia na moście, zostajemy ukarane za pokojowy protest. Bez wątpienia będziemy się odwoływać od tego wyroku. Już jesteśmy po konsultacjach z naszym mecenasem i pełnomocnikiem w tej sprawie - tłumaczy dalej Szumniak.
Zwraca uwagę, że sąd ukarał tylko dziewięć kobiet, choć marsz blokowało 14 pań. - Pewnie chodzi o to, że zanim na miejscu zdarzenia pojawiła się policja, minęło około 30-40 minut. Część z nas oddaliła się. Zostało nas dziewięć i właśnie ta dziewiątka została ukarana - tłumaczy.
- Pozostałe dziewczyny zastanawiają się nad ruchem w tej sprawie, natomiast te, które są ukarane, będą składać odwołania - podsumowuje nasza rozmówczyni.
Umorzenie śledztwa
Kilka dni temu Prokuratura Okręgowa w Warszawie - jak wspomniała Szymaniak - umorzyła śledztwo w sprawie naruszenia nietykalności cielesnej i znieważenia kobiet blokujących marsz narodowców.
Postępowanie było prowadzone na wniosek samych kobiet. Dotyczyło spowodowania uszczerbku na zdrowiu, znieważenia oraz zniesławienia przez uczestników marszu 12 uczestniczek kontrmanifestacji zorganizowanej przez ruch Obywateli RP oraz Strajk Kobiet.
Kontrprotest na marszu narodowców
Jak pisał tvn24.pl, kilkanaście kobiet 11 listopada 2017 roku zostało usuniętych siłą z trasy marszu narodowców po tym, jak zorganizowały protest na jego trasie. Na nagraniach z tego zajścia widać grupę kobiet, które najpierw stoją z transparentem "Faszyzm stop" na trasie marszu, a następnie siadają na jezdni i skandują antyfaszystowskie hasła.
Wówczas doszło do szarpaniny z uczestnikami marszu, padły wulgarne słowa. Transparent został porwany. Co bardziej agresywnych mężczyzn powstrzymywali inni uczestnicy marszu i jego straż. W pewnym momencie utworzyli kordon wokół siedzących kobiet. Policja nie interweniowała.
Kobiety zostały wyniesione, jednej z nich udzielono pomocy medycznej po tym, jak uderzyła głową o asfalt.
- Mieliśmy do czynienia z próbą konfrontacji, ale nie udało się to tym, którzy chcieliby doprowadzić do awantur - mówił 11 listopada 2017 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak.
- Wielokrotnie informowaliśmy osoby, wobec których były podejmowane interwencje przez nas, że zachowanie ich jest niezgodne z prawem - podkreślał komisarz Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
kw/mś