Wyjątkowa instalacja ceramiczna Krzysztofa Henisza z lat 60. została właśnie zniszczona. Ceramiczną dekorację skuł ze ściany w budynku "Merkury" na Żoliborzu nowy najemca lokalu, który zamierza w nim urządzić restaurację.
- Cała moja rodzina chodziła tu do kawiarni. Najpierw była Cafe Hawana, potem Coyot. W grudniu przyszedł nowy właściciel i chce zrobić tajską knajpę, niszcząc kompozycję ceramiczną, która wisi tam od ponad 50 lat – mówi nam radny dzielnicy Konrad Smoczny (Miasto Jest Nasze).
Utracone dziedzictwo
Ceramika zdobiła ścianę na klatce schodowej, prowadzącej do wspomnianych lokali ponad 50 lat. Paweł Giergoń, historyk sztuki i autor książki "Mozaika Warszawska" od lat domaga się ochrony podobnych kompozycji plastycznych. Przekonuje, że - nawet jeśli nie figurują w rejestrze zabytków - są świadkiem kultury tamtych lat, dziełami sztuki.
- Niszczenie ich nie ma sensu, jeśli budynek wynajmuje nowa osoba, która chce zaprojektować wnętrze na własne potrzeby, takie instalacje może bardzo prosto zasłonić - podkreśla Giergoń w rozmowie z tvnwarszawa.pl. W ten właśnie sposób niemal w ostatniej chwili udało się ocalić np. mozaiki ze sklepu rybnego przy placu Zbawiciela, gdzie teraz mieści się modna kawiarnia (w środku wzorcowo biała).
Archiwalne zdjęcia dzięki uprzejmości portalu sztuka.net:
Ceramika jak "żywa ściana"
Zniszczona ceramika powstała w budynku przy ul. Żeromskiego w 1963 r. Została stworzona przez wybitnego artystę-plastyka Krzysztofa Henisza. Jego dzieła nazywane były "żywymi ścianami". Były trójwymiarowe oraz "żyły" zarówno kolorem, jak odbijającym się od nich słońcem.
Radny Smoczny opowiada też o ogromnej wartości sentymentalnej, jaką niosą ze sobą takie ozdoby.
- Pamiętam, jak w Havanie, w oparach papierosowego dymu z carmenów jadłem najlepsze galaretki w pucharkach, najlepsze rurki z kremem wydawane przez ekspedientki z lekkim wąsem w pięknych fartuszkach, gdzie sączyła się muzyka z szafy grającej - wspomina. - Ostatni relikt z tego miejsca został właśnie zniszczony. Gdy podszedłem do majstra prosząc o kawałek ceramiki na pamiątkę, usłyszałem, że on pamiątek nie zbiera i kawałkiem ceramiki rzucił o ziemię - opowiada.
"Bo ściana była popękana"
Żadne argumenty nie przekonują jednak prezes spółdzielni "Społem" WSS Żoliborz, która jest właścicielem lokalu i od grudnia wynajmuje go nowemu najemcy. Twierdzi, że remont ściany, na której znajdowała się instalacja, był konieczny, bo była w opłakanym stanie. - Ściana była popękana, odpadała i stwarzała zagrożenie dla klientów – przekonuje Jadwiga Rowicka.
Jak mówi, z ceramiki pozostał jedynie fragment. Jest to wąski pasek o szerokości 30 cm i długości ok. 4,5 metra. Reszta została skuta. - Ten fragment instalacji, który nie został rozebrany, mieści się pod jednym z okien. Na razie nie będzie skuty, będziemy obserwować, czy nie niszczy się i nie zagraża bezpieczeństwu - zapewniła nas prezes Rokicka.
O zdanie poprosiliśmy również przedstawicieli mieszczącego się tuż obok urzędu dzielnicy. Rzecznik Andrzej Kawka podkreśla, że nie czuje się kompetentny, by oceniać wartość artystyczną zniszczonej instalacji. Przekonuje, że urząd w tego typu sprawach ma związane ręce, bo praca nie figurowała w rejestrze zabytków, dlatego w takich sytuacjach bardziej aktywni powinni być sami mieszkańcy.
- Na Żoliborzu już funkcjonuje coś, co roboczo można nazwać "ochroną społeczną". Mieszkańcy organizują się i protestują w obronie szczególnie ważnych obiektów. Wiąże się z tradycją dzielnicy i szczególnym wyczuleniem na jej sprawy ze strony samych mieszkańców - mówi Andrzej Kawka. Najwyraźniej w tym wypadku czujność mieszkańców zawiodła.
ep/b