Do zdarzenia doszło po południu w okolicy skrzyżowania z ul. Kadetów. - Monitorujący wały policjanci usłyszeli krzyki z pobliskich chaszczy, które teraz są zalane - mówił Lech Marcinczak, reporter tvnwarszawa.pl na podstawie relacji kajakarza.
"Zabrał jednego na brzeg"
Policjanci się rozdzielili - niektórzy pobiegli w głąb chaszczy, a dwie funkcjonariuszki do kajakarza, który znajdował się nieopodal. Chciały, by pomógł w akcji. Jak relacjonuje Lech Marcinczak, mężczyzna popłynął w miejsce, z którego dobiegał krzyk.
- Kajakarz stwierdził, że zobaczył dwóch mężczyzn mocno wyziębionych. Zabrał jednego na brzeg. Gdy wrócił po drugiego, jego już nie było - dodaje.
Usłyszeli krzyki, rzucili się na ratunek
Swoją wersję przedstawiła też komenda stołeczna. Jak poinformowali funkcjonariusze , o 17:30 trzej młodzi policjanci podczas służby na wałach wiślanych usłyszeli wołanie o pomoc dochodzące od strony rwącej rzeki. Funkcjonariusze rozebrali się i rzucili w rwący nurt Wisły.
Po przepłynięciu kilkudziesięciu metrów zauważyli tonącego mężczyznę. W tym czasie podpłynął też do nich kajakarz, który rzucił im kapok, dzięki któremu łatwiej było holować tonącego. Na miejsce przyjechała też załoga z komisariatu przy ul. Umińskiego. Funkcjonariusze przekonują, że jeden z nich również rzucił się na pomoc kolegom.
Uratowanym mężczyznom zajęło się pogotowie ratunkowe. Trafił do szpitala. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jak powiedział przed 20.00 Tomasz Oleszczuk ze stołecznej policji, policjanci wciąż sprawdzają informację, czy z uratowanym mężczyzną były inne osoby. - Na razie nikogo nie znaleziono - dodał.
Na miejscu była też straż pożarna, która pomagała w poszukiwaniach.
Akcja służb
su/ran