Zderzenie tramwajów na Woli, katastrofa kolejowa we Włochach. Tego dnia zginęło 15 osób

Źródło:
tvnwarszawa.pl
3 września 1987 roku - czarny czwartek w warszawskiej komunikacji
3 września 1987 roku - czarny czwartek w warszawskiej komunikacji
Tomasz Igielski, Życie Warszawy, Express Wieczorny
3 września 1987 roku - czarny czwartek w warszawskiej komunikacjiTomasz Igielski, Życie Warszawy, Express Wieczorny

Wygięte blachy rozbitego wagonu nie pozwalały ratownikom dotrzeć do uwięzionych we wraku pasażerów. Niebezpiecznie przechylony wagon strażacy podparli samochodem gaśniczym. Nie mogli pozwolić, aby się przewrócił, w środku były ciężko ranne osoby. Poszkodowanych po zderzeniu dwóch tramwajów na Woli było tak wielu, że pielęgniarki z pobliskiego szpitala w wiadrach donosiły środki opatrunkowe. Nie wszyscy przeżyli. Dwie godziny później, kilka kilometrów dalej, w okolicy stacji PKP Włochy, na tył stojącego przed semaforem pociągu najechał drugi. Strażacy przez kilkanaście godzin rozcinali blachę wagonów. Tam także zginęli ludzie.

Dokładnie 36 lat temu, 3 września 1987 roku, w krótkim odstępie czasu i niewielkiej odległości od siebie, doszło do dwóch katastrof na torach: tramwajowej na Woli i kolejowej we Włochach. Zginęło 15 osób, a ponad 100 odniosło obrażenia. Dzień ten przeszedł do historii jako czarny czwartek warszawskiej komunikacji miejskiej.

Decyzją prezydenta miasta Jerzego Bolesławskiego piątek, 4 września 1987 roku, ogłoszono "dniem żałoby w stolicy i stołecznym woj. warszawskim". Odwołano seanse kinowe, spektakle teatralne oraz wszystkie inne imprezy rozrywkowe.

Tramwaje zderzyły się na krzyżowaniu Wolskiej z MłynarskąTomasz Igielski

Niespodziewany skręt "26", chwilę później zderzenie tramwajów

Na przystanek PDT Wola podjechał tramwaj linii 27. Składał się z dwóch wagonów typu 105N. Na sygnalizatorze, przed skrzyżowaniem Wolskiej z Młynarską, zaświeciła się pionowa kreska – to odpowiednik zielonego światła dla kierowców. Motorniczy ruszył w kierunku Cmentarza Wolskiego. Tramwaj przyspieszał.

Z naprzeciwka, w kierunku Pragi, nadjeżdżały składy tego samego typu, tyle że linii 26. Motorniczy początkowo zwalniał, na sygnalizatorze widział poziomą kreskę, w ruchu tramwajowym oznaczającą czerwone światło. Skład nie zdążył wyhamować, światło się zmieniło, wagony ponownie nabierały prędkości.

Jak opisywało ówczesne "Życie Warszawy", "tramwaje były pełne ludzi". Powinny przejechać obok siebie, tak się nie stało. Na środku skrzyżowania, punktualnie o godz. 13.12, "26" niespodziewanie skręciła w lewo, w Młynarską. "27" z dużą siłą wjechała w prawy tylny bok pierwszego wagonu tramwaju linii 26.

Tramwaje zderzyły się na krzyżowaniu Wolskiej z MłynarskąTomasz Igielski

Rannych nie mogli wydostać z wagonów, pielęgniarki w wiadrach przynosiły opatrunki

"Widok straszny, trzy wagony sczepione ze sobą, dziwnie powyginane i podniesione, a skwerek obok zajęli ranni. Było ich dużo. Przez radio ściągnęliśmy następne karetki" - opowiadał na łamach "Życia Warszawy" lekarz Janusz Czachanowski. W stołecznym pogotowiu ratunkowym pracował od 32 lat, na miejscu katastrofy był jednym z pierwszych lekarzy.

"Widziałem akcję wydobywania ze spiętrzonego wagonu czterech osób. O tym, że trzy zginęły na miejscu wiedzieliśmy, czwartą kobietę wydobywano ponad godzinę. Strażacy rozcinali palnikami stal, w tym czasie dr Julian Rzucidło podawał jej kroplówkę i środki przeciwbólowe" - relacjonował Czachanowski.

W akcji udział brało siedem jednostek specjalistycznych ratownictwa technicznego straży pożarnej. Przy pomocy pił i palników strażacy starali się zrobić otwory, przez które można było wynosić rannych ze zmiażdżonych wagonów. Jeden z nich, najbardziej przechylony, podparli wozem strażackim. "Nie możemy pozwolić, aby się przewrócił. W tramwaju są jeszcze ludzie, musimy się do nich dostać" - mówił dziennikarzom "Expressu Wieczornego" płk. poz. Edward Gierski, zastępca komendanta stołecznej straży pożarnej.

Rannym pomocy udzielali na miejscu też pracownicy pobliskiego Wolskiego Szpitala Zakaźnego. "Kiedy około 13 usłyszeliśmy straszny huk, każdy, kto akurat nie był zajęty przy chorych zbierał butelki z wodą utlenioną, środki opatrunkowe i wybiegał z budynku" – mówiła w relacji dziennikarzy "Expressu Wieczornego" Urszula Adamek, pracownica administracji szpitala. "Ranni leżeli na trawniku, a my staraliśmy się wszystkim udzielić pomocy. Ilu ich było? Może ze stu, chyba nikt nie liczył" – opowiadała kobieta.

Zofia Dera, pielęgniarka operacyjna opisywała: - "Tych, którzy mogli iść, prowadzono do naszego szpitala. Tam udzielaliśmy pomocy, chyba ze trzydziestu osobom, założyliśmy klamerki na głębokie skaleczenia. Potem dowiedzieliśmy się, że nasza pomoc przyda się na miejscu wypadku, więc przybiegłyśmy. Wiedziałyśmy już o ogromnych rozmiarach tragedii, wodę utlenioną i środki opatrunkowe zabierałyśmy już nie do kieszeni i w ręce, ale przychodziłyśmy z pełnymi tacami i wiaderkami.

Na miejscu skierowano około 30 karetek pogotowia. Lżej rannych opatrywano na miejscu, ciężej poszkodowanych odwożono do szpitali w całym mieście.

Ostateczny bilans tego wypadku to siedem osób zabitych (trzy zginęły na miejscu, cztery zmarły w szpitalach) oraz 72 ranne.

To nie była jednak jedyna tego dnia katastrofa komunikacyjna w Warszawie.

Tramwaje zderzyły się na krzyżowaniu Wolskiej z MłynarskąTomasz Igielski

Mężczyźni podtrzymywali wagon, zakrwawieni ludzie wskazywali drogę ratownikom, kolejarze przebili mury

Gdy na Woli trwała akcja ratunkowa, kilkanaście minut po godzinie 15, w tył stojącego przed semaforem pociągu relacji Warszawa Wschodnia - Grodzisk Mazowiecki uderzył pociąg z Mińska Mazowieckiego do Sochaczewa.

"Na miejscu spotykamy tych samych ludzi, lekarzy, strażaków i funkcjonariuszy MO. Przyjechali niemal bezpośrednio z katastrofy tramwajowej. Są zmęczeni, ale z pełnym oddaniem ratują poszkodowanych" - opisywali dziennikarze "Expressu Wieczornego".

Akcję ratunkową prowadzono na wysokim nasypie, około półtora kilometra przed stacją kolejową PKP Włochy.

"Bardzo trudno było tam dojechać. Kolejarze przebili mury odgradzające tory kolejowe, więc tamtędy szliśmy na miejsce katastrofy. Żołnierze nosili rannych. Sporo pokrwawionych ludzi szło drogą, nie chcieli pomocy. Mówili, idźcie dalej, tam są bardzo ciężko ranni" – opowiadał Janusz Czachanowski, lekarz pogotowia ratunkowego, który dwie godziny wcześniej udzielał pomocy przy wypadku tramwajów.

"Na 11 lat pracy w pogotowiu po raz pierwszy brałem udział w akcji ratunkowej w tak tragicznych wypadkach. Straszniej wyglądał ten kolejowy. Wśród ratujących widziałem ekipy pogotowia lotniczego, kolejowego, MSW. Przyjechał każdy kto mógł" – opisywał w "Życiu Warszawy", sanitariusz Marek Wiśniewski.

Wśród pasażerów jadących do Grodziska był Władysław Pieczkowski. "Staliśmy pod semaforem, ja znajdowałem się pomiędzy drugim a trzecim pomostem ostatniego wagonu, w pewnym momencie usłyszałem straszliwy huk i zobaczyłem jak ludzie spadają pod siedzenia. Nasz wagon dosłownie zmiotło z podwozia i wyrzuciło na tory" – opowiadał dziennikarzom "Expressu Wieczornego" Pieczkowski. - "Pierwszy wagon drugiego pociągu też się przewrócił, ale na drugą stronę. Było wielu ludzi zupełnie nieposzkodowanych, wśród nich ja. Natychmiast zaczęliśmy ratować rannych, część mężczyzn podtrzymywało skład, inni wynosili rannych. Byli też zabici" - opisywał.

Na miejsce katastrofy zadysponowano 16 zastępów straży pożarnej. Akcja ratunkowa trwała przez całą noc. Ponad 30 osób trafiło do szpitali, osiem zmarło.

Czarny czwartek w komunikacjiŻycie Warszawy, Express Wieczorny

Ponad 100 rannych, medycy zgłaszali się do pracy

Do szpitali z urazami głowy, tułowia oraz licznymi złamaniami trafiło ponad 100 osób. Jak możemy przeczytać na łamach "Życia Warszawy" z 4 września 1987 roku w szpitalu przy Barskiej przebywało 16 osób: sześć z wypadku tramwajowego i 10 z kolejowego.

Krzysztof Hildt, chirurg pełniący dyżur powiedział, że karetki z rannymi z Młynarskiej zaczęły nadjeżdżać w kilkanaście minut po wypadku tramwajowym. "Niedługo potem zgłosili się do pracy lekarze, którzy nie mieli dyżurów. Tak samo pielęgniarki, anestezjolodzy, laboranci. Dwa oddziały urazowe pracowały w pełnej obsadzie. Przydało się to później, gdy po paru godzinach zaczęto przywozić następnych poszkodowanych z wypadku pod Włochami"– mówił lekarz. "Ludzie byli zszokowani. Wielu doznało ciężkich obrażeń ciała. O godz. 20.30 gdy rozmawialiśmy w Izbie Przyjęć jeszcze trwały operacje" – relacjonowali dziennikarze.

Dla rodzin ofiar "czarnego czwartku" uruchomiono specjalne linie telefoniczne, w których udzielano informacji o poszkodowanych.

Miejskie Zakłady Komunikacyjne (istniały do 1994 roku, w ich miejsce powstały Tramwaje Warszawskie, MZA oraz ZTM), podstawiły autobusy, które woziły mieszkańców, aby oddać krew dla ofiar. "W ciągu niecałych trzech godzin zgłosiło się ponad 250 osób ofiarując swoją krew. Chętnych było tak dużo, że w kilka godzin po wypadkach uruchomiono dodatkowe punkty pobierania krwi w szpitalach" – opisywał dziennikarzom "Życia Warszawy" dr Jerzy Ostaszewski, dyrektor Stacji Krwiodawstwo przy ul. Saskiej.

Początkujący motorniczy nie zauważył przestawionej zwrotnicy, "patron spał na fotelu poza kabiną"

Jeszcze tego samego dnia zapadła decyzja o powołaniu dwóch komisji w celu wyjaśnienia przyczyn katastrof. W raportach wykluczono warunki pogodowe oraz usterki techniczne.

W przypadku zderzenie tramwajów ustalono, że o 13.10, dwie minuty przed wypadkiem, motorniczy tramwaju linii 1 skręcał w lewo z Wolskiej w Młynarską. Chwilę wcześniej wyruszył z nieistniejącej już pętli technicznej przy Staszica. Jak wskazano w dokumencie, po ręcznym przestawieniu zwrotnicy, nie przestawił już jej do jazdy na wprost.

Motorniczy linii 26, który nie zauważył przełożonej w lewo zwrotnicy, kilka dni przed wypadkiem, uzyskał uprawnienia do prowadzenia tramwaju. Jak wskazano w raporcie, był to jego zaledwie szósty dzień pracy jako motorniczego. Zgodnie z procedurami, w takim przypadku w kabinie powinien znajdować się tzw. patron, kontrolujący pracę mniej doświadczonego kierującego.

Komisja ustaliła, że opiekuna w chwili wypadku nie było w kabinie, nie mógł więc obserwować trasy. Według ustaleń, w wyniku zmęczenia, znajdował się na fotelu za kabiną i zasnął. Z danych z karty pracy wynikało, że w sierpniu motorniczy pełniący tego dnia funkcję opiekuna przepracował ponad… 300 godzin.

W zaleceniach komisji po wypadku wskazano na braki kadrowe w MZK.

"Średniomiesięczna liczba godzin nadliczbowych na 1-go zatrudnionego wynosi 54 godz. w grupie kierowców i 49 godz. w grupie motorniczych" – czytamy w załączniku do raportu. Jego autorzy zaznaczają, że prezentowane dane uwzględniają kierowców i motorniczych "zasilających, co obniża podane średnie wartości". Ponadto wskazano na brak specjalistycznego sprzętu, który można wykorzystać w trakcie awarii i akcji ratunkowych.

Maszynista minął dwa semafory, przekroczył też prędkość

Katastrofa kolejowa we Włochach wydarzyła się na prostym odcinku drogi, przy bardzo dobrej widoczności.

Starszy dyspozytor zmianowy PKP Stanisław Górski tłumaczył dziennikarzom: "Na szlaku tym jest blokada samoczynna, to znaczy, że jest on podzielony semaforami na odcinki. Pociąg jadący tędy powoduje, że na mijanym przez niego semaforze pojawia się sygnał "Stop". Na tym, który mijał poprzednio zapala się żółte światło a na jeszcze poprzedni zielone. Katastrofa mogła nastąpić albo na wskutek awarii blokady (prace komisji to wykluczyły – red), albo motorniczy pociągu nie zachował ostrożności przy dwóch semaforach, bo zlekceważyć je mógł tylko samobójca".

Pociąg z Mińska Mazowieckiego do Sochaczewa, który uderzył w stojące przed semaforem wagony poruszał się z prędkością ok. 60 km/h. W niektórych relacjach z tamtych wydarzeń konkretnie wskazana jest prędkość 57 km/h. Śledczym nie udało się ustalić, dlaczego pociągi znalazły się na jednym torze.

Za spowodowanie katastrofy obwiniono maszynistę pociągu do Sochaczewa, który zginął w wyniku uderzenia.

Korzystałem z archiwalnych wydań "Życia Warszawy" i "Expressu Wieczornego".

Autorka/Autor:Artur Węgrzynowicz

Źródło: tvnwarszawa.pl

Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Igielski

Pozostałe wiadomości

Saturn - kundel z podwarszawskiego schroniska - stał się dawcą nerki dla rasowego owczarka z hodowli. Fundacja zajmująca się ochroną zwierząt informuje teraz, że lekarz weterynarii, który okaleczył psa, usłyszał wyrok.

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Pięć tysięcy złotych mandatu i 10 punktów karnych kosztowało 20-latka driftowanie na parkingu przed sklepem w Piasecznie. Wszystkiemu przyglądali się członkowie jego rodziny, a ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć".

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

- Skrzywdził rodzinę, odebrał ojca dzieciom - mówią o Łukaszu Ż. żona i matka zmarłego 37-letniego Rafała. Podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w czwartek zostanie przewieziony z Niemiec do Polski. Prokuratura przedstawi mu zarzuty.

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Źródło:
"Uwaga!" TVN, tvnwarszawa.pl

- Moją rolą, jako mamy, jest zadbać o to, żeby dzieci nie zapomniały, jaki był tatuś. Każdej nocy o tym rozmawiamy, krzyczymy: "tatusiu, kochamy cię" - tak mówi wdowa po panu Rafale, który zginął dwa miesiące temu w wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Auto, którym jechała cała rodzina, staranował swoim samochodem Łukasz Ż. 14 listopada mężczyzna trafi z Niemiec prosto w ręce polskich służb.

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

Źródło:
Fakty TVN

W miejscowości Jedlińsk pod Radomiem dachowała karetka, która wracała z wezwania, bez pacjenta. "Jechało nią dwóch mężczyzn, jeden z nich poniósł śmierć na miejscu, drugi trafił do szpitala" - podała policja. Prokuratura wyjaśnia, kto był sprawcą wypadku.

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjant z Ostrołęki wracał po służbie do domu, gdy zobaczył siedzącego na poboczu mężczyznę. Pieszy był wyraźnie zdezorientowany, na nogach miał klapki. Funkcjonariusz pomógł wyziębionemu mężczyźnie, który miał zamiar pieszo dotrzeć do domu. Miał jeszcze 30 kilometrów.

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Twarz miał zakrytą szalikiem, a na głowie kaptur. Groził pracownikom stacji paliw przedmiotem przypominającym broń palną. Ukradł pieniądze z kasy i uciekł w kierunku drogi wojewódzkiej numer 7.

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Zakończyło się śledztwo w sprawie ataku w szkole w Kadzidle (Mazowieckie). 18-letni Albert G. zaatakował uczniów. Do szpitali trafiły trzy osoby. Tuż po zdarzeniu nożownik usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa wielu osób. Po roku od zdarzenia stanie przed sądem.

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

W środę przed Sądem Okręgowym w Warszawie mowy końcowe wygłosili obrońcy oskarżonych w sprawie o zabójstwo byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony. To jedna z najgłośniejszych zbrodni początku lat 90. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku.

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Źródło:
PAP

Policjanci wyjaśniają okoliczności poważnego wypadku pod Legionowem. Ranni zostali mężczyźni wykonujący prace na drodze. Obaj stali przed autem, w które wjechał inny kierowca.

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl

"Decyzją Mazowieckiego Konserwatora Zabytków wpisem objęte zostały brama główna wraz ogrodzeniem (trzy przęsła), budynek dyrekcji, hala kolebkowa, części hali spawalni, części hali tłoczni wraz z rampą wjazdową oraz główne ciągi komunikacyjne i teren położony przy ul. Jagiellońskiej w Warszawie" - poinformowano w środę.

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Źródło:
PAP

Jak wynika z danych ratusza, przemoc domowa w dalszym ciągu jest silnie związana z płcią i zdecydowana większość osób jej doświadczających to kobiety. A w skrajnych przypadkach może być przyczyną bezdomności. Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności. One bardzo potrzebują wsparcia.

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Parking P+R przy stacji metra Młociny przejdzie kompleksową przebudowę. Wymieniona zostanie nawierzchnia, a obiekt zyska rozwiązania, które ograniczą zużycie energii.

Największy parking P+R do przebudowy

Największy parking P+R do przebudowy

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Prokuratura przesłuchała już wszystkich świadków w sprawie śmierci 31-latka na plebanii w Drobinie niedaleko Płocka (Mazowieckie). Śledczy mają otrzymać na początku lutego przyszłego roku wyniki badań toksykologicznych zmarłego.

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Źródło:
PAP

75-latkę osaczali przez kilka dni. Przekonali ją, że bierze udział w policyjnej obławie i jest świadkiem incognito. Byli tak wiarygodni, że nie wierzyła prawdziwym policjantom i swoim bliskim, którzy sygnał o jej dziwnym zachowaniu dostali od pracownika banku. Przekazała oszustom ponad pół miliona złotych. Na jej szczęście prawdziwi policjanci działali. Oszuści wpadli w zasadzkę, a teraz zostali oskarżeni o oszustwo, grozi im do 10 lat więzienia.

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Na terenie powiatu kozienickiego doszło do dwóch groźnych wypadków z udziałem dzikich zwierząt. W Magnuszewie kierowca zderzył się z łosiem, który wbiegł na jezdnię. W Zajezierzu kobieta potrąciła sarnę. Policja przestrzega przed wzmożonym ruchem zwierząt w rejonach zalesionych.

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Studenci, którzy nie kupowali dyplomów, ale rzetelnie na nie zapracowali, mają poważne problemy. Po aferze korupcyjnej Collegium Humanum zmieniło nazwę, ale to tylko spotęgowało kłopoty. Część studentów zdecydowała się już na pozew zbiorowy przeciwko uczelni. Materiał Łukasza Łubiana z programu "Polska i Świat" TVN24.

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Źródło:
TVN24

Urząd dzielnicy Mokotów zapowiedział, że w najbliższych miesiącach wybudowane zostanie 650 metrów nowej drogi rowerowej w ciągu ulic Domaniewskiej i Suwak. W ramach prac przebudowane zostaną chodniki oraz jedno z przejść dla pieszych.

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policja zatrzymała 23-letnią mieszkankę warszawskiego Targówka podejrzaną o posiadanie znacznej ilości mefedronu i marihuany. W mieszkaniu kobiety znaleziono m.in. pojemniki z poporcjowanymi narkotykami oraz wagę elektroniczną.

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policjanci z Piaseczna w niecałą godzinę dwukrotnie zatrzymali 44-letniego mężczyznę, który prowadził samochód nietrzeźwy i bez prawa jazdy. - Musiałem odwieźć partnerkę do domu - tłumaczył.

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Źródło:
PAP

Auto ciężarowe, dwa busy i samochód osobowy. W środę rano na autostradzie A2 doszło do poważnego wypadku. Są ranni.

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjanci ze Śródmieścia zatrzymali czterech obywateli Turcji, w tym podejrzanego o brutalny atak nożem. 23-latek usłyszał już zarzuty: usiłowania spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, posiadania narkotyków oraz kierowania samochodem pod ich wpływem.

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

Źródło:
tvnwarszawa.pl