Była osłabiona, wystraszona i cała trzęsła się z zimna. Lotopałankę - australijskiego ssaka - na swoim balkonie znalazł mieszkaniec Białołęki. Zwierzątko przekazał Ekopatrolowi, a następnie trafiło ono do przychodni weterynaryjnej. Niestety ssak nie przeżył, wcześniej prawdopodobnie zatruł się trutką na szczury.
Znaleziona przez mieszkańca Białołęki lotopałanka nie przeżyła. Mężczyzna przekazał ssaka Ekopatrolowi, a następnie zwierzątko trafiło pod opiekę przychodni weterynaryjnej OAZA, specjalizującej się w leczeniu zwierząt egzotycznych oraz zwierząt domowych.
- Lotopałanka trafiła do nas 4 maja, była wygłodzona i odwodniona - powiedziała lekarz weterynarii Aleksandra Maluta z przychodni weterynaryjnej OAZA. Zwierzątko zostało poddane badaniom, ale nic nie wskazywało, by miało poważne problemy zdrowotne. - Pierwsze objawy zatrucia pojawiły się w sobotę. Ssak zatruł się prawdopodobnie trutką na szczury, po której objawy uwidaczniają się dopiero po dłuższym czasie. Zastosowaliśmy leczenie, ale niestety lotopałanka zdechła w nocy, 7 maja - przekazała Maluta.
Mieszkaniec znalazł ssaka na balkonie
Jeden z mieszkańców warszawskiej Białołęki znalazł lotopałankę w czwartek, 4 maja, lotopałankę na balkonie. Dokładniej znalazł ją jego kot. Przerażony zwierzak trafił do transportera.
"Był wystraszony i zmarznięty, ale w ciepłym pomieszczeniu odzyskał wigor. Mężczyzna, zamieszczając informację w mediach społecznościowych, chciał na własną rękę znaleźć jego właściciela bądź właścicielkę. Nie spodziewał się jednak, że po australijskiego ssaka zgłosi się kilka osób. Nie mając w tej sytuacji pewności, do kogo tak naprawdę należy małe zwierzątko, postanowił zwrócić się o pomoc do straży miejskiej" - poinformowali w komunikacie stołeczni strażnicy.
Sygnał dał kot
Po publikacji tekstu do redakcji Kontaktu 24 zgłosił się mężczyzna, który przekazał, że to na balkonie jego mieszkania na Białołęce pojawiła się mała lotopałanka. Opowiedział, że zwierzątko pojawiło się dwukrotnie, jednak za pierwszym razem nie udało się go złapać.
- W środę, 26 kwietnia wieczorem, nasza kotka zaczęła miauczeć na coś, co zobaczyła na balkonie, była tym bardzo podekscytowana. Okazało się, że to mały gryzoń, lotopałanka, ale nie udało nam się jej schwytać, uciekła. Wróciła następnego dnia i znów - zaalarmowani przez naszą kotkę - próbowaliśmy ją złapać, tym razem się nam udało. Zwierzątko było przemarznięte, włożyliśmy je do transportera z kocykiem. Dostało też wodę i ziarno - opisywał mężczyzna.
Chcąc znaleźć właściciela małego uciekiniera, dodał post na kilku facebookowych grupach. - Zgłosiło się sporo osób, ale nie byłem pewien, kto jest prawdziwym właścicielem zwierzątka. Skontaktowałem się z Ekopatrolem, który następnego dnia przyjechał po lotopałankę. Była już ożywiona, popiskiwała sobie - zaznaczył rozmówca Kontaktu 24.
Trafiła do lecznicy
Ekopatrol przekazał ssaka lecznicy przy ulicy Potockiej. - Aby uniknąć takich sytuacji, zawsze warto mieć dokument poświadczający posiadanie egzotycznego zwierzęcia. To może być książeczka weterynaryjna, uzupełniana podczas wizyt lekarskich. Dla nas to dowód, że ktoś jest właścicielem zwierzaka i można mu je oddać - przypomniał, cytowany w komunikacie, strażnik, który uczestniczył w interwencji. Lotopałanki to niewielkie torbacze prowadzące nocny, nadrzewny tryb życia. Doskonale opanowały umiejętność lotu ślizgowego. Żyją w stadach, żywią się głównie owadami. Można je spotkać w Australii i Nowej Gwinei.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Straż Miejska