Warszawski sąd nie złoży zawiadomienia o podejrzeniu szantażowania przez biznesmena Marka Falentę najważniejszych osób w państwie – dowiedział się tvn24.pl. Przesłanie do prokuratury dokumentu przygotowanego przez jednego z sędziów wstrzymała prezes Sądu Okręgowego w Warszawie Joanna Bitner.
Projekt doniesienia do prokuratury napisał wiceprzewodniczący XVIII wydziału karnego w stołecznym Sądzie Okręgowym sędzia Paweł Dobosz, który zajmował się najnowszym wnioskiem o ułaskawienie biznesmena Marka Falenty.
- Zastosował wprost artykuł 304 kodeksu postępowania karnego, który nakłada obowiązek zawiadomienia o przestępstwie na każdego kto dowiedział się o łamaniu prawa – tłumaczy nasz rozmówca z sądu, proszący o zachowanie anonimowości.
Sędzia ocenił, że sformułowania, których użył biznesmen w piśmie do głowy państwa, mogą stanowić m.in. przestępstwo szantażu.
"Nie ma podstaw do złożenia zawiadomienia"
O tym, że zawiadomienie wyszło z sądu poinformowała "Rzeczpospolita" w poniedziałkowym wydaniu. Następnie ten sam dziennik przekazał, że nie opuściło ono jednak gmachu sądu. Teraz ustaliliśmy, że dokument nigdy nie dotrze do prokuratury - co wynika z odpowiedzi, które otrzymaliśmy z pionu prasowego sądu.
Projekt zawiadomienia od sędziego Dobosza trafił najpierw na biurko prezes Sądu Okręgowego Joanny Bitner. Jak wynika z treści odpowiedzi, prezes przesłała dokument do "sędziego-wizytatora do spraw karnych" z prośbą o jego opinię. Gotową opinię prezes otrzymała 11 czerwca.
- Zgodnie z tym stanowiskiem, które prezes podziela w całości, w przedmiotowej sprawie nie ma podstaw do złożenia zawiadomienia do prokuratury. Wszystkie bowiem informacje, jakie posiada sąd w tej sprawie pochodzą z prokuratury - brzmi odpowiedź sekcji prasowej warszawskiego Sądu Okręgowego.
- Ewentualna więc ocena prawna treści zawartych w piśmie Marka F. (pisownia oryginalna - red.), poza zawartym w nim wnioskiem o ułaskawienie, należy do kompetencji prokuratury, będącej w posiadaniu tego pisma - czytamy.
Prezes od ministra
Prezes Joanna Bitner swoją funkcję zawdzięcza decyzji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i pełni ją od września 2017 roku. Po tym jak 102 sędziów (zdecydowana większość) negatywnie oceniło jej pracę, złożyła rezygnację z funkcji, której minister jednak nie przyjął.
Pismo jak szantaż
Oryginalnie pismo biznesmena otrzymała Kancelaria Prezydenta, która potraktowała je jako nowy – trzeci już – wniosek o ułaskawienie przez głowę państwa. Urzędnicy w związku z tym uruchomili procedurę, kierując pismo biznesmena do prokuratury i sądu, by uzyskać opinie przed wydaniem decyzji przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Niektóre fragmenty listu biznesmena, które kancelaria prezydenta potraktowała jako wniosek o ułaskawienie, ujawniła poniedziałkowa "Rzeczpospolita".
"W hiszpańskim więzieniu gnije człowiek, który wierzył w sprawę pod tytułem Polska Uczciwa. Zrobił co do niego należało, wywiązał się ze wszystkich złożonych obietnic i został okrutnie oszukany przez ludzi wywodzących się z Pana formacji. Obiecali wiele korzyści i łupów politycznych. Czekałem latami codziennie łudzony, że niebawem nadejdzie dzień, w którym zostanę przez Pana ułaskawiony. Proszę potraktować ten list jako ostatnią szansę na porozumienie ze mną. Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły" – cytuje "Rzeczpospolita".
Jak autorzy tekstu piszą dalej: "w piśmie (Falenta - red.) wymienia 12 osób – prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, ministrów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, szefa CBA Ernesta Bejdę, oficerów biura i dziennikarzy piszących o aferze".
Biznesmen deklaruje, że chce zostać świadkiem koronnym, by w pełni opowiedzieć o kulisach afery z nagraniami z restauracji Sowa i Przyjaciele, która w zgodniej opinii komentatorów politycznych spowodowała przegraną koalicji PO i PSL w ostatnich wyborach parlamentarnych.
Oblegane akta
Reporter magazynu "Czarno na białym" w ubiegłym tygodniu zwrócił się do warszawskiego sądu o zgodę na wgląd w akta dotyczące wniosków o ułaskawienie Marka Falenty. Otrzymał ją – jednak na kilka minut przed rozpoczęciem lektury okazało się, że to niemożliwe, bo dokumenty przejęła prezes sądu. Teraz najwcześniejszy termin lektury to następny tydzień.
Dziś wiadomo również, że podobne pisma – jak do prezydenta – Marek Falenta skierował też do premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Treść tego ostatniego ujawnili dziennikarze "Gazety Wyborczej".
Tak jak w przypadku pisma do głowy państwa, biznesmen pisze w nim, że organizował podsłuchiwanie VIP-ów z rządu PO-PSL w porozumieniu z oficerami służb specjalnych, którzy przez cały czas pozostali wierni środowisku Prawa i Sprawiedliwości.
Wskazał m.in. dwa konkretne nazwiska oficerów, którzy rzeczywiście pracowali i pracują w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. O obydwu informowaliśmy na łamach tvn24.pl. Agent CBA, który już od lat kontaktował się z biznesmenem awansował po wygraniu wyborów przez PiS.
Autor: Robert Zieliński, Dariusz Kubik / Źródło: tvn24.pl, "Czarno na białym"