- Czytam i analizuję publikowane zapisy nielegalnych podsłuchów. Jestem nimi poruszony - oświadczył na konferencji prasowej prezydent Bronisław Komorowski. Przyznał, że stara się je oceniać przede wszystkim z punktu widzenia prawa, a - jak mówił - nie odnalazł dowodu, by zostało ono złamane. Dodał, że mamy do czynienia z zagrożeniem "realną destabilizacją państwa".
Prezydent podkreślił, że konstytucja nie przewiduje, by to on inicjował powołanie nowego rządu. - Z jej zapisów wynika, że prezydent powinien działać szczególnie w sytuacjach kryzysowych jako czynnik stabilizujący państwo, a nie destabilizujący - mówił Bronisław Komorowski. Tłumaczył, że głowa państwa jedynie uczestniczy w procesie powoływania nowego rządu, jeśli taka jest wola parlamentu.
"Zagrożenie destabilizacją państwa"
Prezydent dodał, że należy minimalizować straty, które ponosi państwo polskie w wyniku nielegalnego podsłuchiwania polityków. - Nie mamy dziś wystarczającej wiedzy kto i w jakim celu dokonywał i upowszechniał nagrania, można się domyślać złych intencji i celów, jednak już dziś widać, że efektem jest zagrożenie realną destabilizacją państwa - mówił.
Komorowski przyznał, że z przykrością czyta zapisy z nielegalnych podsłuchów. - Jestem nimi głęboko poruszony, ale staram się oceniać te zapisy przede wszystkim z punktu widzenia prawa, a nie tylko estetyki politycznej. Z punktu widzenia tego czy świadczą one o łamaniu przez funkcjonariuszy państwa polskiego prawa, a nie tylko dobrych obyczajów - choć i dobre obyczaje są ważne, a nawet bardzo ważne - zaznaczył. Jego zdaniem, wnioski powinni wyciągnąć sami bohaterowie nagrań.
"Nie odnalazłem dowodu na złamanie prawa"
Dopytywany, czy ktoś, a zwłaszcza któryś z nagranych ministrów, powinien ponieść konsekwencje, odpowiedział: - Jeszcze raz powtórzę: uważam, że każdy z polityków, którzy nawet nie złamali prawa - bo ja do dzisiejszego dnia w tych nagraniach nie odnalazłem dowodu na złamanie prawa - powinien wedle własnej wrażliwości i wedle własnej wizji roli służebnej w stosunku do państwa polskiego, rozważyć i podjąć odpowiednie decyzje. Zaznaczył, że może sobie wyobrazić, że jakimś elementem stabilizującym państwo mogą być także decyzje natury kadrowej. - One dzisiaj należą do samych zainteresowanych, należą także do szefa rządu - dodał Komorowski. Na wcześniejszej konferencji prasowej premier Donald Tusk zapowiedział, że nie będzie działał pod niczyje dyktando i nie zamierza dymisjonować żadnego z nagranych ministrów.
Wyjaśnia, czy jest wola trwania koalicji
Prezydent mówił także, co może się przyczynić do ustabilizowania państwa dzisiaj. - Po pierwsze, wyjaśnienie, kto i w jakim celu dokonywał nielegalnych podsłuchów. Po drugie, wyjaśnienie, dlaczego operacja na tak dużą skalę była możliwa i została ujawniona w zasadzie przez samych sprawców tak późno. Innymi słowy konieczna jest odpowiedź dotycząca poziomu bezpieczeństwa dzisiaj i w przyszłości - wyliczał.
Prezydent poinformował także, że rozmawiał ws. afery taśmowej z premierem Donaldem Tuskiem. - Podjąłem działania zmierzające do wyjaśnienia, czy nadal istnieje wola trwania obecnej koalicji większościowej i jej zdolność brania odpowiedzialności za państwo - mówił.
Po godz. 16 w Belwederze prezydent spotkał się z Januszem Piechocińskim. Lider PSL po spotkaniu z głową państwa mówił dziennikarzom, że jeżeli po wakacjach sprawa nielegalnego nagrywania polityków nie będzie całkowicie wyjaśniona, powinien powstać nowy rząd.
"Linia państwa w relacjach z USA się nie zmienia"
Bronisław Komorowski odniósł się także do podsłuchanej rozmowy z udziałem szefa MSZ. Radosław Sikorski mówił m.in., że "polsko-amerykański sojusz jest nic nie warty".
Prezydent tłumaczył, że "nie ma w zwyczaju" komentowania prywatnych rozmów ministrów, szczególnie nagranych w sposób nielegalny. Podkreślał, że takie prywatne wypowiedzi nie mają większego znaczenia w relacjach międzypaństwowych.
- Jeśli chodzi o oficjalną linię państwa polskiego w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi nic się nie zmienia - zapewniał prezydent.
Jak mówił, linia ta oparta jest na przekonaniu, że "Stany Zjednoczone są dla nas niesłychanie ważnym sojusznikiem, niesłychanie ważnym partnerem we wszystkich obszarach, ze szczególnym uwzględnieniem obszaru bezpieczeństwa i współpracy na gruncie Sojuszu Północno Atlantyckiego". Zaznaczył, że jego zdaniem obowiązuje w dalszym ciągu zasada, że Polska stara się te relacje umacniać, a nie osłabiać.
"Coś się zmieniło na gorsze"
Prezydent ocenił, że upublicznione przez "Wprost" nagrania polityków są źródłem poważnego smutku i przykrości. Podkreślił, że dotyczy to faktu "łatwego podsłuchiwania", jak i treści nagranych rozmów. - Coś tu się zmieniło. Coś się zmieniło na gorsze. Wydaje mi się, że to jest niestety, proszę państwa, zmiana trochę pokoleniowa. Bo ja sobie nie wyobrażam tego rodzaju rozmów z udziałem Tadeusza Mazowieckiego, to w ogóle zostawmy na boku, ale ja sobie nie wyobrażam rozmów tego rodzaju z udziałem Krzysztofa Skubiszewskiego, Krzysztofa Kozłowskiego, Bronisława Geremka czy Leszka Balcerowicza i innych ministrów z tamtego okresu przełomu. Po prostu sobie nie wyobrażam - zaznaczył prezydent. To trzeba traktować jako wyzwanie dla nas wszystkich - podkreślił Komorowski, dodając, że brak umiaru w formułowaniu myśli i ocen jest zjawiskiem dotyczącym nie tylko jednego środowiska politycznego.
- Kto ma choć krótką pamięć, to pamięta identyczne zachowania albo bardzo podobne w wydaniu przedstawicieli różnych partii politycznych. Bardzo podobne i w podobny sposób bulwersujące. Jest to więc wyzwanie dla nas wszystkich, aby spróbować powstrzymać niedobre zjawisko psucia standardów, także standardów języka i kultury politycznej - mówił Komorowski.
Autor: db/tr / Źródło: tvn24