Zmiany są sprzeczne z już istniejącymi regulacjami. Tak naprawdę dewastują istniejący stan i system prawny w zakresie klasyfikowania, dopuszczania i oceniania uczniów - powiedział w TVN24 mecenas Robert Kamionowski , ekspert w dziedzinie prawa oświatowego. Ocenił w ten sposób rządowy projekt dotyczący klasyfikacji maturzystów.
W związku z trwającym strajkiem nauczycieli rząd przyjął w środę projekt noweli prawa oświatowego dotyczący zabezpieczenia klasyfikacji uczniów i przebiegu matur. Projekt ma przejść przez parlament w ekspresowym tempie tak, żeby ustawa była gotowa do podpisu przez prezydenta w piątek.
Projekt zakłada, że jeżeli o klasyfikacji uczniów nie zadecyduje rada pedagogiczna, będzie mógł to zrobić sam dyrektor szkoły. Jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, że dyrektor też nie sklasyfikuje uczniów, wtedy będzie mógł to zrobić wskazany przez władzę samorządową nauczyciel. Według projektu "termin klasyfikacji może nastąpić po 26 kwietnia". CZYTAJ WIĘCEJ>
"To niebezpieczne"
Mecenas Robert Kamionowski z Kancelarii Peter Nielsen & Partners, ekspert w dziedzinie prawa oświatowego, ocenił w TVN24, że "zmiany są sprzeczne z już istniejącymi regulacjami i te sprzeczności wcale nie są wyjaśnione" (w projekcie - red.), a po drugie "tak naprawdę dewastują istniejący stan i system prawny w zakresie klasyfikowania, dopuszczania i oceniania uczniów". - To jest niebezpieczne - ocenił.
Pytany, czy jeśli komuś nie powiedzie się na maturze, może później podważyć przebieg egzaminu, bo został sklasyfikowany w rozumieniu ucznia w sposób wadliwy, powiedział, że "te dwie sprawy w istocie nie mają bezpośredniego związku".
- Ta nowelizacja dotyczy samego klasyfikowania, czyli dopuszczenia do matury - podkreślił. Zaznaczył, że ten, kto nie zostanie dopuszczony do matury, może mieć pretensje do osób dokonujących klasyfikacji. - Natomiast już nie w zakresie samego egzaminu maturalnego - dodał.
"Nie do końca sobie to wyobrażam"
Dyrektor III Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi Maria Włodarczyk, z którą rozmawiał reporter TVN24 Przemysław Kaleta, powiedziała, że jeśli ustawa wejdzie w życie, wystawi oceny swoim uczniom. Zaznaczyła jednak, że nie będzie to łatwe.
- Nie do końca sobie to wyobrażam, jak będę mogła wcielić się w (rolę - red.) nauczyciela matematyki, a już najgorzej chemii - powiedziała.
- Rozumiem, że są wystawione jakieś oceny cząstkowe. Część nauczycieli wystawiła oceny proponowane. To by była najbardziej komfortowa sytuacja dla mnie, bo jeżeli są wystawione oceny proponowane, to mogę je po prostu przepisać jako oceny klasyfikacyjne. Czy one się podobają uczniowi, czy nie, tego nie wiem - tłumaczyła.
"Nie mam w tym obszarze kompetencji"
- Nie mam w tym obszarze kompetencji, nie znam tych uczniów, to nie należało do tej pory do zadań samorządu. (...) Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli te kwalifikacje nabyć w tak krótkim czasie - mówił z kolei prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak w rozmowie z reporterem TVN24 Aleksandrem Przybylskim.
- Zapoznałem się dzisiaj z tym projektem ustawy i bardzo ubolewam, że rząd stosuje takie siłowe rozwiązania, że zakładnikami tego sporu między nauczycielami i rządem stają się maturzyści - powiedział.
Jak mówił, jest "zbulwersowany tym, że w tak ważnych kwestiach, jaką jest edukacja, ustawy pisane są na kolanie".
Rząd "przerzuca" sprawę "na cudze barki"
Mecenas Robert Kamionowski odnosząc się w TVN24 do wyrażanych wątpliwości, powiedział, że "rząd twierdzi, że załatwia sprawę klasyfikacji, natomiast przerzuca (ją - red.) tak naprawdę na cudze barki".
- Tutaj nie widzę żadnej odpowiedzialności ani ministra edukacji, ani kuratorów. Dlaczego tym organem, który miałby wyznaczyć ewentualnie nauczyciela, ma być prezydent czy zarząd powiatu, a nie kurator oświaty chociażby, który też jest organem nadzoru pedagogicznego - zastanawiał się.
Ocenił, że "z czysto prawnego punktu widzenia, to (rządowy projekt - red.) legislacyjny bubel, który całkowicie niszczy ustalony i obowiązujący od lat system oceniania, system klasyfikowania, bo wprowadza instytucje dotychczas nieznane, które mogą być potencjalnie niebezpieczne dla uczniów".
- Pamiętajmy, że to nie jest ustawa jednorazowa (...) Te przepisy pozostaną, przynajmniej dopóki ich się nie uchyli. Czyli zawsze będzie taki młot wiszący nad głowami nauczycieli czy rad pedagogicznych - zaznaczył ekspert.
- Te głosy nauczycielskie czy prezydenta są jak najbardziej słuszne - ocenił.
Autor: js/adso / Źródło: tvn24