- Przykro mi się zrobiło, muszę skrytykować Hannę Gronkiewicz-Waltz, choć robię to niechętnie - stwierdziła w "Kropce nad i" minister ds. walki z korupcją Julia Pitera. Prezydent Warszawy postanowiła przyznać urzędnikom z ratusza premie na łączną kwotę 58 milionów zł. - Nie bardzo mi się to podoba, bo to jest niepotrzebne - oceniła minister.
Zdaniem Pitery, Gronkiewicz-Waltz nie powinna - zwłaszcza w czasie kryzysu - rozdawać tak wysokich premii. - Ale pocieszam się, że wcześniej zaoszczędzono pół miliarda na przetargu na Most Północny - powiedziała. - Może rzeczywiście ci urzędnicy, którzy tego dokonali, powinni dostać nagrody - dodała.
Nie bardzo mi się to podoba, bo to jest niepotrzebne, zwłaszcza w czasie kryzysu Pitera
Zaraz jednak zaczęła wyliczać sukcesy i chwalić dotychczasową pracę prezydent Warszawy. - Miasto rozwija się dobrze, jest porządek w inwestycjach, geodezji, w zasobach komunalnych i lokalowych miasta - mówiła minister.
"Jarosław Kaczyński nie jest moim ojcem chrzestnym"
Pytana o słowa Jarosława Kaczyńskiego, który miał przyznać, że wprowadzenie do polityki Julii Pitery było największym grzechem odpowiedziała, że "nie została namaszczona" przez prezesa PiS. - Jestem osobą samodzielną, a Jarosław Kaczyński nie jest moim ojcem chrzestnym - mówiła Pitera. Teraz "samodzielna" minister domaga się nowego ładu w Sejmie.
Jestem osobą samodzielną, a Jarosław Kaczyński nie jest moim ojcem chrzestnym pitera
- Trzeba wyczyścić sytuację w parlamencie - uważa minister. Jej zdaniem, poseł czy senator nie może jednocześnie reprezentować interesów beneficjenta i sprawować funkcje nadzorcze, kontrolerskie. Dlatego - przekonywała minister - parlamentarzyści powinni pozbyć się akcji czy udziałów w danej firmie oraz nie zasiadać w radzie nadzorczej, jeśli współuczestniczą w tworzeniu przepisów, które mogą tej firmie sprzyjać. - Potrzeba nowych regulacji, by wyczyścić tę sytuację i nie stwarzać tego typu pokus prowadzących do konfliktu interesów - podkreśliła Pitera.
Ona nie ma nic, oni też nie będą mieć
Minister - jak przyznała - nie posiada żadnych akcji ani udziałów, nigdy nie była też w żadnej radzie nadzorczej. W imieniu partyjnych kolegów, którzy pełnią ważne funkcje w biznesie (m.in. Paweł Graś) zapewniła, że zamierzają oni w najbliższym czasie z nich zrezygnować. - Nie można tego zrobić z dziś na jutro, chociaż premier oczekuje, że posłowie zrobią to natychmiast, bo inaczej - będą oskarżani kolejno o wywieranie wpływu - mówiła Pitera.
Na pytanie, dlaczego sama - jako minister ds. walki z korupcją - nie podjęła się kontroli oświadczeń majątkowych parlamentarzystów, Pitera stwierdziła, że w tym przypadku przekroczyłaby swoje uprawnienia. - Proszę nie oczekiwać od władzy wykonawczej, że będzie kontrolować oświadczenia majątkowe posłów, bo tego uprawniona jest wyłącznie sejmowa komisja etyki - wyjaśniła minister.
Jak dodała, "nie mieści jej się w głowie, że taka sytuacja, jak z senatorem Misiakiem mogła mieć miejsce". PO zapowiedziała stworzenie spisu swoich parlamentarzystów, którzy zarabiają na działalności gospodarczej, w reakcji na sprawę byłego senatora PO Tomasza Misiaka. Jego firma miała realizować kontrakt na mocy specustawy stoczniowej, nad którą senator wcześniej pracował.
Poseł czy biznesmen?
Wbrew apelom minister Pitery parlamentarzyści PO z mieszanymi uczuciami przyjęli wezwanie premiera Donalda Tuska do pozbycia się przez nich posiadanych udziałów i akcji. Nieoficjalnie mówią: "nie zmienia się reguł w trakcie gry".
Zgodnie z ubiegłotygodniową zapowiedzią szefa klubu Platformy Zbigniewa Chlebowskiego, najprawdopodobniej w tym tygodniu będzie gotowa lista parlamentarzystów PO, którzy mają akcje lub udziały w spółkach.
Szef klubu PiS Przemysław Gosiewski poinformował w poniedziałek, że lista dotycząca parlamentarzystów jego klubu powstanie za dwa dni. Z kolei przedstawiciele Lewicy i PSL nie zamierzają podejmować żadnych nadzwyczajnych kroków w sprawie posłów-biznesmenów.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24