Płonęły szafy, łazienka, ściany największego pokoju - mówiła załamana. Było przedpołudnie, a w mieszkaniu tylko ona. Gdy mąż Ewy K. dowiedział się o pożarze, natychmiast ruszył w stronę domu. Wiózł syna, spieszył się. Kilkadziesiąt kilometrów od celu, z niewiadomych przyczyn, zjechał na przeciwny pas ruchu i wbił się w TIR-a. Obaj zginęli.
Ewa K. przebywa w szpitalu. - W pożarze nie odniosła żadnych ran - mówi portalowi tvn24.pl Piotr Jakubowski, oficer operacyjny łódzkiej straży pożarnej. - Ale jest pod opieką lekarzy, ponieważ jest w szoku - dodaje.
Przed południem straciła dorobek życia, ten materialny. - W mieszkaniu przy ulicy Admiralskiej 43, prawdopodobnie na skutek wadliwie działającej instalacji elektrycznej, wybuchł pożar. Spłonęła łazienka, sprzęt domowy. W mieszkaniu trwał właśnie remont - Z ogniem walczyło 14 strażaków, pięć zastępów - dodaje młodszy brygadier KW PSP w Łodzi.
Straty oszacowano na kilkanaście tysięcy złotych.
7 godzin
Kobieta załamywała ręce. W chwili wybuchu pożaru jej męża Andrzeja K. nie było w domu. Gdy dowiedział się o nim, ruszył do żony. Kilkadziesiąt kilometrów od celu, w Brzezinach, zjechał swoim fiatem 126p na przeciwległy pas ruchu. To był prosty odcinek drogi, panowały dobre warunki do jazdy. Czołowo zderzył się z TIR-em.
- Na razie nie wiemy, co było przyczyną tego wypadku. Być może jakaś usterka starego samochodu, może problemy zdrowotne mężczyzny - spekuluje sierżant Michał Szewczyk z zespołu prasowego łódzkiej policji. - Fiat dosłownie wbił się w ciężarowe Renault - dodaje. Jego kierowca wyszedł z wypadku bez szwanku.
53-letni Andrzej K. i jego 8-letni syn Damian nie mieli tyle szczęścia. Obaj zginęli na miejscu. Z informacji straży pożarnej wynika, że między wybuchem pożaru, a wypadkiem minęło dokładnie siedem godzin i jedna minuta.
Informację o obu wydarzeniach otrzymaliśmy na platformę Kontakt TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Internautka Ewa/Kontakt TVN24