Staram się zapewnić swoim pacjentkom maksymalne bezpieczeństwo. Natomiast, czy pacjentki są bezpieczne? Na pewno nie czują się bezpieczne - mówiła w "Faktach po Faktach" ginekolożka profesor Marzena Dębska. Dodała, że "problem jest w złym prawodawstwie i powinniśmy wszystko robić, żeby to zmienić".
Profesor Marzena Dębska, specjalistka ginekologii, położnictwa i perinatologii z Dębski Clinic została zapytana w czwartek w "Faktach po Faktach", czy "kobiety, które chcą być matkami, są w Polsce bezpieczne, jeżeli dojdzie do powikłań ciąży i czy mogą liczyć na pełną i szczerą informację, że nikt nie zaryzykuje ich życiem bez ich wiedzy, by czekać na naturalne obumarcie chorego lub uszkodzonego płodu".
- Ja zawsze swoje pacjentki namawiam, żeby się nie bały, jeżeli chcą zachodzić w ciążę, żeby zachodziły w ciążę, bo biologia nie będzie czekać na zmianę prawa - powiedziała Dębska.
Dodała, że "stara się zapewnić swoim pacjentkom maksymalne bezpieczeństwo". - Natomiast, czy pacjentki są bezpieczne? Na pewno nie czują się bezpieczne. Każdy przypadek, nawet jeżeli ich jest mało, jest oczywiście nagłaśniany i to potęguje jeszcze lęk - oceniła ginekolożka. - Oczywiście powinien być nagłaśniany, bo takie sytuacje nie powinny się zdarzać - zaznaczyła.
- Chciałabym powiedzieć, że pacjentki są bezpieczne, ale myślę, że dopóki ta ustawa obowiązuje, to niestety nie są - powiedziała ginekolożka.
- Chciałabym, żeby agresja i złość, którą ja doskonale rozumiem, nie kierowała się przeciwko lekarzom, to nie tutaj jest problem. Problem jest w złym prawodawstwie i powinniśmy wszystko robić, żeby to zmienić - dodała.
"To niezrozumiałe i nieakceptowalne"
Dębska odniosła się do śmierci 33-letniej ciężarnej Doroty, która w nocy z 23 na 24 maja zmarła w szpitalu w Nowym Targu. Kobieta trafiła tam w piątym miesiącu ciąży po odpłynięciu wód płodowych. Zmarła po trzech dniach z powodu wstrząsu septycznego.
"Zmarła zgłosiła się do szpitala 21 maja 2023 r. w godzinach nocnych z powodu przedwczesnego odpłynięcia wód płodowych, bez innych dolegliwości. W toku hospitalizacji nastąpiło obumarcie płodu. W dniu 24 maja 2023 roku personel medyczny stwierdził istotne pogorszenie stanu zdrowia, a następnie doszło do zgonu pacjentki. Jak nas poinformowano, przyczyną śmierci był wstrząs septyczny z niewydolnością wielonarządową" - informowała rodzina.
"Gazeta Wyborcza" podała, że przez cały pobyt pani Doroty w szpitalu nikt z personelu nie poinformował ani jej, ani rodziny o tym, że szanse na utrzymanie ciąży są minimalne. - Nikt nie dał nam wyboru ani szansy na uratowanie Doroty, bo nikt nie powiedział nam, że jej życie jest zagrożone. Nikt nie wspomniał o tym, że można wywołać poronienie i ratować Dorotę, bo szanse na przeżycie dziecka są nikłe - mówił pan Marcin, mąż zmarłej, cytowany przez "Wyborczą".
CZYTAJ TAKŻE: Była w ciąży, trafiła do szpitala, zmarła po trzech dniach. "Lekarz powiedział, że są szanse na szczęśliwy finał"
Ginekolożka została zapytana, czy to może być kolejna sytuacja jak w Pszczynie, gdzie zmarła 30-letnia Izabela. Zaznaczyła, że nie chciałaby ferować wyroków nie znając dokumentacji, ale jak dodała, "patrząc na to co mówi rodzina i jakie są przekazy, to sytuacja wygląda dość podobnie".
- Widzę dwie analogie. Pierwsza jest taka, że nikt nie pyta kobiety o zdanie, a druga to jest to, że lekarz ze specjalizacją dzwoni do konsultanta, żeby zapytać go, czy może przerwać ciążę w sytuacji, kiedy ma rozwiniętą sepsę u pacjentki - powiedziała.
Dodała, że dla niej jest to "niezrozumiałe i nieakceptowalne".
Dębska: najważniejsza jest rozmowa z pacjentką i informacja
- Jeżeli do odpłynięcia płynu owodniowego dochodzi we wczesnej ciąży przed 23. tygodniem, najczęściej przyczyną tego jest infekcja, która gdzieś się tli. Nie musimy jeszcze jej widzieć, bo objawy mogą być niewielkie, lub parametry laboratoryjne mogą być prawidłowe, ale musimy mieć z tyłu głowy, że to jest tak naprawdę najczęstsza przyczyna. Im ciąża jest młodsza, tym częściej jest infekcja i musimy pacjentce powiedzieć, że to niestety stanowi dla niej zagrożenie. I z drugiej strony, szansa, że ona donosi taką ciążę, że to dziecko urodzi się w takim terminie, że będzie mogło normalnie żyć, że będzie zdrowe, jest znikoma - wyjaśniła.
- Tej informacji zabrakło. Myślę, że gdyby ta pacjentka dowiedziała się o takim rokowaniu, to absolutnie by się na takie postępowanie nie zgodziła - dodała.
- Ja bym zaczęła działać po przyjęciu. Przede wszystkim najważniejsza jest rozmowa z pacjentką i informacja. Kontunuowanie takiej ciąży jest ogromnym ryzykiem - powiedziała Dębska.
Mówiła, że "jest przeciwko ustawie, która aktualnie obowiązuje" i która w jej ocenie "jest przyczyną większości tych problemów". - Na lekarzy została zrzucona odpowiedzialność podejmowania decyzji. Nigdzie nie jest powiedziane tak naprawdę dokładnie, kiedy mamy do czynienia z zagrożeniem życia, jak to ocenić, jakie to są parametry - podkreślała.
Wyrok TK w sprawie prawa aborcyjnego
Obowiązująca od 1993 roku Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zezwalała na dokonanie aborcji w trzech przypadkach. Jednym z nich było duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
22 października 2020 roku Trybunał Konstytucyjny kierowany przez Julię Przyłębską orzekł, że ten przepis ustawy antyaborcyjnej jest niezgodny z ustawą zasadniczą.
Orzeczenie TK sprawiło, że aborcja jest legalna tylko w przypadkach, gdy zagrożone jest życie czy zdrowie kobiety oraz gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, na przykład gwałtu lub kazirodztwa.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24