Musimy robić wszystko, aby pomóc Ukraińcom się bronić - powiedział w piątek premier Mateusz Morawiecki. Jego zdaniem do Kijowa powinien pojechać każdy przywódca wolnego świata. - Trzeba przebić mur obojętności i w pełni zaangażować się w powstrzymanie machiny wojennej Putina - przekonywał. Podkreślał, że "nie można ukraińskiej krwi, ukraińskich łez, mordowanych cywili przeliczać na pieniądze".
Premier, nawiązując w podcaście do wtorkowego wyjazdu do Kijowa, powiedział, że było to jedno z najważniejszych wydarzeń w jego życiu. - Oczywiście, pojechałem na Ukrainę z misją polityczną, ale pojechałem także w odruchu serca, tak, jak się odwiedza przyjaciela w ciężkim położeniu. Wojna na Ukrainie jest realna, więc i wsparcie nie może być tylko wirtualne. Ukraińcy muszą wiedzieć, że pomagamy im w walce, jak tylko potrafimy, że wierzymy w ich zwycięstwo - dodał Morawiecki.
- Kiedy przybyliśmy do Kijowa po wielogodzinnej podróży, panowała cisza, nietypowa dla tak wielkiego miasta, przed wojną tętniącego życiem. Ta cisza i zgaszone w oknach światła, to zrobiło na nas wielkie wrażenie - relacjonował szef rządu. Podkreślił jednocześnie, że - choć stolica Ukrainy sprawia takie wrażenie - to "wcale nie jest martwym miastem". - Pomimo ogromu zniszczeń i cierpienia cały czas jest nadzieja, że Kijów odżyje jako stolica wolnego państwa - powiedział.
Morawiecki: Putin zaatakował w odezwie nie tylko Ukraińców, ale i zwykłych Rosjan
Morawiecki zauważył, że Rosjanie liczyli na szybkie zajęcie Kijowa, co było celem numer jeden, "ale grubo się przeliczyli, nie docenili Ukrainy, pokazali przed całym światem swą nieudolność i nieprzygotowanie". - Może dlatego dwa dni temu (Władimir) Putin skierował do narodu rosyjskiego odezwę, w której rozpowiadał kłamliwą relację o tym, co się dzieje. Czego naród rosyjski mógłby się dowiedzieć od swego despoty? Między innymi tego, że ci Rosjanie, którzy nie popierają tak zwanej "specjalnej operacji wojskowej", sami się wykluczają ze wspólnoty narodowej. Każdy, kto przeciwstawia się mordowaniu ukraińskich kobiet, dzieci, starców, to w knajackim slangu Putina - szumowina i zdrajca - powiedział premier, dodając, że Putin zaatakował w swej odezwie nie tylko Ukraińców, ale i zwykłych Rosjan.
W opinii premiera "to jasny przejaw kryzysu władzy Putina i utraty przez niego kontroli". - On dobrze wie, że gra o własną skórę i to powoduje, że zachowuje się jak zraniony niedźwiedź - ocenił Morawiecki.
Premier: musimy każdego dnia pokazywać, że Ukraińcy mają wsparcie całej Europy
Szef rządu wskazywał, że mimo strachu Ukraińcy mają wielką wolę walki. - Musimy robić absolutnie wszystko, aby pomóc im się bronić. Oni bronią się tam, na tych fortyfikacjach, także dla nas. Musimy każdego dnia pokazywać, że nie walczą sami, że mają za sobą wsparcie nie tylko symboliczne, ale realne, jak najbardziej rzeczywiste i wymierne wsparcie całej Europy - powiedział.
Zdaniem Morawieckiego do Kijowa powinien pojechać każdy przywódca wolnego świata. - Trzeba przebić mur obojętności i w pełni zaangażować się w powstrzymanie machiny wojennej Putina - przekonywał.
- Dziś przywództwo nie oznacza kalkulowania, ile umów z Rosją straci dany kraj, ile będzie kosztowało embargo na rosyjską ropę i gaz. Bo nie można ukraińskiej krwi, ukraińskich łez, mordowanych cywili przeliczać na pieniądze - mówił premier.
- Stąd mój apel do niektórych europejskich premierów, prezydentów, komisarzy z Brukseli: porzućcie swoje kalkulatory i zaufajcie swoim sumieniom. Odwaga, męstwo, odpowiedzialność - to musi być dziś w cenie, a nie półśrodki i puste słowa - dodał.
Morawiecki: Europa wciąż zrobiła za mało
W ocenie premiera Europa jak dotąd zrobiła za mało. - Dopóki ostatni rosyjski czołg nie wyjedzie z terenu Ukrainy, nie mamy prawa się zatrzymywać. Dopóki ostatni rosyjski żołnierz nie zostanie przepędzony spod Kijowa, nie mamy prawa rozkładać rąk i mówić, że więcej nie da się nic zrobić - oświadczył szef rządu, postulując zwiększenie sankcji na Rosję.