Kierowcy się wściekali, a urzędnicy mówili, że wszystko jest dobrze. Starostwo potem przyznało się do błędu, ale stwierdziło, że nic nie da się zrobić. Po interwencji (i kilku niezbyt trafionych urzędniczych pomysłach) rondo w Pabianicach wreszcie ma przestać być "rondem chaosu".
Rano informowaliśmy na tvn24.pl o "rondzie chaosu" w Pabianicach. W miejscu, gdzie ul. 20 Stycznia spotyka się z ul. Myśliwską, panował bałagan. Znaki pionowe mówiły, że obowiązują tam zasady jak na skrzyżowaniu, a pasy na jezdni sugerowały, że jest to rondo. Kierowcy stosowali różne techniki jazdy.
Po nagłośnieniu przez nas sprawy urzędnicy przez jakiś czas utrzymywali, że winę za zamieszanie ponoszą kierowcy, którzy nie znają przepisów ruchu drogowego.
- Obowiązują znaki pionowe. Na razie nie ma tam ronda - mówiła Joanna Kupś ze starostwa powiatowego w Pabianicach. Całe zamieszanie początkowo skwitowała, że "wystarczy myśleć" na skrzyżowaniu i nie będzie żadnego problemu.
"Jednak wyszło źle"
Im dłużej jednak oczy skupione było na tym ni to rondzie, ni to skrzyżowaniu, tym mniej urzędnicy ze starostwa do zarzucenia mieli kierowcom, a więcej firmie, która przebudowuje skrzyżowanie.
Rano otrzymaliśmy informacje, że na skrzyżowaniu pojawią się tabliczki informujące, że jest to wciąż teren budowy - a tym samym, że budowa ronda się nie zakończyła.
To był dopiero początek inwencji urzędników. Niedługo potem zostaliśmy poinformowani, że na skrzyżowaniu pojawią się dodatkowe oznakowania. Pomarańczowe pasy skreślały świeżo wymalowane koło na skrzyżowaniu. Tym samym sytuacja przez moment miała wrócić do tej sprzed sobotniego malowania ronda.
Pomysł za pomysłem
Po chwili urzędnicy stwierdzili, że po wymalowaniu ronda pomarańczowymi pasami sytuacja jest jeszcze gorsza niż przed interwencją.
Po godz. 14 do redakcji tvn24.pl dotarła kolejna informacja, że wymalowane kilkadziesiąt minut wcześniej pasy zostaną... zerwane.
- Zamiast tego postawimy znaki, że jest to rondo - obwieścili urzędnicy.
- Ale czemu państwo nie zrobiliście tego na początku? - pytaliśmy.
- Nie mogliśmy, bo to wciąż teren budowy. Nowe znaki pojawią się na odpowiedzialność wykonawcy - podkreśla Joanna Kupś, rzecznik starostwa.
Długa droga do normalności
W starostwie usłyszeliśmy, że najbardziej oczywiste rozwiązanie, czyli dostosowanie znaków do oznakowania na asfalcie, nie było brane pod uwagę. Dlaczego? Bo tak - podobno - mówią przepisy.
- Organizacja ruchu może być zmieniona dopiero po odebraniu inwestycji - wyjaśnia rzeczniczka.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź