Kilka tysięcy złotych – tyle za swój wybryk mogą zapłacić osoby, które "sfingowały" porwanie młodej kobiety na krakowskim osiedlu Piastów. Policja rozważa wytoczenie im procesu cywilnego. - Zrobili to dla żartów. Chcieli też sprawdzić reakcję ludzi. Ta była wzorowa - mówią policjanci. "Porwanie" postawiło na nogi kilkuset krakowskich funkcjonariuszy.
Policja rozważa wniesienie pozwu cywilnego przeciwko żartownisiom, którzy sfingowali porwanie młodej kobiety na krakowskim osiedlu Piastów. Chodzi o zwrot kosztów akcji poszukiwawczej. Ta wciąż jest szacowana, jednak wyniesie przynajmniej kilka tysięcy złotych. Policjanci rozpatrują też, czy będzie możliwość przedstawienia zarzutów związanych z poinformowaniem policji o zdarzeniu, które nie miało miejsca.
– Ponieśliśmy tutaj niesamowite koszty i nie mówię tylko o kosztach finansowych. To zaangażowanie policjantów z Krakowa oraz poinformowanie jednostek ościennych – podkreśla Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji.
"Rusza cała maszyna"
Kiedy policjanci otrzymują zgłoszenie porwania, ich działania ruszają natychmiast i zakrojone są na dużą skalę. - W takich działaniach bierze udział kilkuset policjantów, rusza cała maszyna, która pochłania duże siły i środki. Policjanci muszą przejrzeć każdy szczegół, zebrać wszystkie nagrania, przesłuchać świadków – opowiada o działaniach funkcjonariuszy policjant operacyjny pionu kryminalnego, który zaangażowany był w poszukiwania rzekomo porwanej kobiety.
– Tutaj mieliśmy bardzo szczątkowe informacje. Musieliśmy zabezpieczyć monitoring, przejrzeć każdy detal, spisać wszystkie tablice rejestracyjne, sprawdzić je w naszych systemach i powiązać je z osobami, które wcześniej były karane za takie przestępstwa. Jest to bardzo żmudna praca. Policjanci pracują nieprzerwanie, dopóki nie odnajdą takiej osoby – relacjonuje.
Policjanci zaznaczają też, że żartownisie sami narazili się na niebezpieczeństwo. Jak mówi Ciarka, gdy policjanci mają do czynienia z osobami podejrzanymi o porwanie i dysponującymi przedmiotami przypominającymi broń, muszą być przygotowani na każdy scenariusz.
- Jeden nerwowy ruch, zła reakcja zatrzymanych i policjanci mogliby nawet we własnej obronie oddać strzał – podkreśla rzecznik.
"Zrobili to dla jaj"
Funkcjonariusze zwracają też uwagę na koszty społeczne. - Policjanci zaangażowani w akcję poszukiwawczą "porwanej" dziewczyny zostali wyłączeni z innych działań i nie pojawili się w miejscach, gdzie być może ktoś bardziej ich w tym momencie potrzebował – tłumaczy Ciarka.
Policjanci zaznaczają, że takie bezmyślne działania mogą również odnieść i inne skutki: świadkowie prawdziwego porwania być może już nie zareagują, myśląc, że jest to kolejny wygłup młodych ludzi. - Jak to sami określili, zrobili to dla jaj. Koleżanka, która rzekomo została porwana wiedziała, że coś takiego jest przygotowane. Chcieli też sprawdzić reakcję obywateli. Ta reakcja była wzorowa. Za to ich postawa byłą dziecinadą – podkreśla Ciarka.
Reakcja natychmiastowa
Rzeczywiście przechodnie zareagowali natychmiastowo. Telefon dyżurnego policji rozdzwonił się już chwilę po zdarzeniu. – Słyszałem krzyk. Jak odwróciłem głowę, widziałem tylko faceta w kominiarce i jeszcze dwóch w środku. Stwierdziłem, że warto taki fakt zgłosić – tak zdarzenie relacjonował dyżurnemu policji świadek zdarzenia.
Do zdarzenia doszło w miniony piątek na osiedlu Piastów w Krakowie. Późnym popołudniem, obok idącej ulicą młodej kobiety gwałtownie zatrzymał się srebrny samochód. Zamaskowani i uzbrojeni napastnicy wyskoczyli z pojazdu i wciągnęli kobietę do środka. O całym zdarzeniu policją zaalarmowali zaniepokojeni przechodnie.
Policjanci od razu stawili się na miejsce. Przeczesywali okolicę i zabezpieczali nagrania monitoringu w okolicznych sklepach. Żeby je uzyskać, przez znaczną część nocy ściągali z domów ich właścicieli. Z tego samego powodu zawrócono też z trasy dwa autobusy miejskie, którymi mogła wcześniej jechać porwana dziewczyna. Zarządzono blokady dróg. Policjanci skontaktowali się także ze wszystkimi małopolskimi firmami, które organizują tzw. porwania kawalerskie, jednak żadna z nich nie organizowała takiego eventu w tym czasie w Krakowie.
Funkcjonariusze ustalili, że samochód którym poruszali się porywacze to srebrne BMW. Zablokowano drogi wyjazdowe z Krakowa i rozpoczęto monitoring na trasach, którymi mogli poruszać się porywacze. W policyjnym laboratorium analitycy opracowywali nagrania z monitoringu, by uzyskać numery rejestracyjne BMW i wizerunek porwanej.
Kilka godzin później wszystko okazało się wygłupem
Sprawców "porwania" zatrzymano, kiedy policjanci zatrzymali do kontroli srebrne BMW. W aucie byli 18- i 23-latek. Tłumaczyli, że porwanie wymyślili z nudów, bo chcieli sprawdzić, czy ktoś na nie zareaguje. Po wszystkim pojechali do Brzeska, by uczcić swoją pomysłowość na imprezie.
Jak informowali policjanci, ponieważ nie doszło do przestępstwa, sprawcom na razie nie postawiono żadnych zarzutów.
Autor: mmw / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków / Małopolska Policja