Frakcja, którą jedni chcą nazywać radykałami, inni lojalistami, zaczęła przeć do wyborów 23 maja. Na stole jest jeszcze drugi wariant. To pomysł zarządzenia wyborów na nowo 28 czerwca z pominięciem Sądu Najwyższego - mówił w niedzielę w "Loży prasowej" dziennikarz Andrzej Stankiewicz z Onetu. Według jego informacji, prawdopodobnie w niedzielę zapadnie decyzja dotycząca wyborów prezydenckich.
W obecnie obowiązującym stanie prawnym wybory prezydenckie powinny odbyć się 10 maja, a ewentualna druga tura - 24 maja. Jednak w środę wieczorem prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz lider Porozumienia Jarosław Gowin we wspólnym komunikacie oświadczyli, że "po 10 maja 2020 roku oraz przewidywanym stwierdzeniu przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, marszałek Sejmu ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie".
W sobotę po południu w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie odbyła się narada polityków PiS i Porozumienia. Na miejscu byli między innymi marszałek Sejmu Elżbieta Witek, premier Mateusz Morawiecki, prezes Porozumienia Jarosław Gowin oraz wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Nikt z uczestników nie poinformował jednak, czego dokładnie dotyczyło spotkanie i jakim zakończyło się rezultatem.
Kurski "powiedział prezesowi, że wybory powinny odbyć się jak najszybciej"
Dziennikarka tygodnika "Newsweek" Renata Grochal powiedziała w niedzielę w "Loży prasowej", że "zdaje się, że autorem wczorajszego zamieszania był były prezes TVP Jacek Kurski, który marzy o tym, by wrócić na stanowisko". - Powiedział prezesowi, że wybory powinny się odbyć jak najszybciej, dlatego, że im bardziej one będą odwlekane w czasie, tym bardziej spadają szanse Andrzeja Dudy - mówiła.
Przekazała, że z jej informacji wynika, że prezes PiS Jarosław Kaczyński "wystraszył się protestów przedsiębiorców, które miały miejsce w ostatnich dniach i poważnie obawia się tego, że coraz więcej grup społecznych będzie protestować, coraz więcej niezadowolonych będzie wychodziło na ulice, co może się przełożyć na poparcie Andrzeja Dudy".
- W ubiegłym tygodniu, kiedy trwało to całe zamieszanie w sprawie wyborów, kiedy trwały negocjacje Jarosława Kaczyńskiego z Jarosławem Gowinem, to Zbigniew Ziobro, Beata Szydło i chyba też Joachim Brudziński byli w takiej grupie, która była za bardzo radykalnymi rozwiązaniami, łącznie z przeprowadzeniem przyspieszonych wyborów parlamentarnych połączonych w wyborami prezydenckimi - mówiła dziennikarka.
Dodała, że według jej informacji, "premier Mateusz Morawiecki, który wczoraj chyba groził dymisją, ale Jarosław Kaczyński jej nie przyjął, był przeciwny takim wyborom".
Jedna z frakcji zaczęła "przeć do wyborów 23 maja"
Dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz mówił, że Kaczyński nie był w stanie przeciągnąć posłów Porozumienia na swoją stronę, dlatego w środę podpisał z Gowinem kompromis. - Ten kompromis opierał się na takim rozwiązaniu, na takiej protezie konstytucyjnej, czyli nie ma dzisiaj 10 maja wyborów i Sąd Najwyższy uznaje, że ponieważ ich nie było, to są nieważne. I to otwiera drogę do zorganizowania nowych wyborów - powiedział Stankiewicz.
Dodał, że "kłopoty" zaczęły się po wypowiedzi prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądy Najwyższego, sędzi Joanny Lemańskiej. Przyznała ona w czwartek, że "z pewnym zdziwieniem" przyjęła założenie co do przyszłego orzeczenia Sądu Najwyższego odnośnie ważności wyborów. Zapewniła, że "tylko od składu orzekającego zależy, jaka będzie treść podjętego orzeczenia". To właśnie ta izba SN orzeka o ważności wyboru prezydenta.
- Wtedy pojawiła się nerwowość, dlatego, że okazało się, że być może ta jedyna droga zorganizowania wyborów nagle zaczyna być problematyczna prawnie. Wtedy ta frakcja, którą jedni chcą nazywać radykałami, inni lojalistami, mam na myśli Jacka Kurskiego, Zbigniewa Ziobrę też do jakiegoś stopnia, ale Ryszard Terlecki, Joachim Brudziński, Beata Szydło, marszałek Kuchciński, zaczęła przeć do zorganizowania wyborów jak najszybciej - 23 maja, czyli poprzez złamanie porozumienia z Gowinem - powiedział Stankiewicz.
W przyjętej ustawie w sprawie głosowania korespondencyjnego, którą podpisał już prezydent, jest zapis, który daje marszałek Sejmu możliwość przesunięcia daty wyborów.
- Oni uważają, że jeżeli droga przez Sąd Najwyższy jest problematyczna prawnie, to może dojść do tego, że Duda w ogóle nie zostanie wybrany na prezydenta - dodał dziennikarz Onetu.
Mówił, że tak jak wspominała Grochal, była także obawa o spadające sondaże Andrzeja Dudy, a także o kwestię autorytetu Jarosława Kaczyńskiego. - Okazałoby się, co opinia publiczna by obserwowała, że prezes chce zrobić wybory a nie może. Podpisał z Gowinem jakieś kapitulacyjne porozumienie - mówił Stankiewicz.
Powiedział, że spotkanie zakończyło się tym, że Kaczyński nie podjął decyzji. Stankiewicz zaznaczył jednak, że ta decyzja może zapaść dziś.
Drugi wariant na stole
- Nie jest tak, że sprawa 23 maja została zamknięta. Oni się pokłócili nawet o to, czy mogą zmienić datę wyborów wczoraj, czy mogą zrobić to dzisiaj, dlatego, że dzisiaj teoretycznie trwają wybory. Według interpretacji Gowina czy (Jadwigi) Emilewicz tak naprawdę nie można zmienić daty wyborów, które już teoretycznie trwają - mówił dziennikarz Onetu.
Natomiast, jak dodał, Kaczyński uważa inaczej - że "dziś do teoretycznego zamknięcia lokali wyborczych, czyli do godziny 21 można zmienić decyzję o dacie organizacji wyborów".
Jak powiedział Stankiewicz, na stole jest jeszcze drugi wariant. - To jest pomysł na taką konstatację dzisiaj wieczorem, że ponieważ wybory się nie odbyły, to w sumie można je zarządzić na nowo. W tym pomyśle pomijany jest całkowicie niepewny, jak się okazało element Sądu Najwyższego - dodał. Według dziennikarza Onetu, te wybory miałyby zostać zarządzone na 28 czerwca.
- Dzisiaj ta decyzja - według moich informacji - zapadnie - dodał Stankiewicz.
"Ziobro próbował skorzystać na sytuacji"
Zaznaczył, że przesunięcie wyborów na 23 maja oznaczałoby zerwanie umowy z Gowinem. Jak mówił, prezes Porozumienia w sobotę na naradzie w siedzibie PiS przy Nowogrodzkiej powiedział w obecności wszystkich, że on i jego partia opuszcza koalicję. - Ilu posłów wyszłoby z Gowinem, to inna sprawa. On zadeklarował, że stworzy oddzielny klub parlamentarny - dodał.
Stankiewicz powiedział, że na pewno Ziobro próbował skorzystać na tej sytuacji, bo gdyby doszło do odejścia Gowina, to wtedy ludzie Ziobry staliby się niezbędni dla utrzymania władzy. - Tym bardziej, że Ziobro oferował Kaczyńskiemu jakieś mityczne transfery - dodał.
Morawiecki "był po stronie tych, którzy sprzeciwiali się wyborom 23 maja"
Mówił również o stanowisku premiera Mateusza Morawieckiego. - Nie jestem w stanie odpowiedzialnie powiedzieć, czy Morawiecki realnie zagroził dymisją, czy też nie. Na pewno był po stronie tych, którzy sprzeciwiali się wyborom 23 maja, natomiast różne źródła rozmaicie twierdzą. Jedni mówią, że on groził dymisją, inni że nie. Przestrzegał przed tym, że rząd może utracić większość i zbudowanie alternatywnej większości bez Gowina po prostu nie będzie możliwe - mówił Stankiewicz.
"Już dawno jesteśmy poza ramami prawnymi i konstytucyjnymi"
Publicysta Jacek Żakowski z "Polityki" powiedział, że kilka dni temu profesor (Grzegorz) Ekiert mówił, że to jest "koniec tej fazy demokracji, która zaczęła się w 89. roku". - To, co się działo na Nowogrodzkiej, absolutnie to potwierdziło. O ile nieudolność władzy może się zdarzyć w każdym systemie, o tyle tego typu haftowanie nieudolności władzy może się zdarzyć tylko w systemie autorytarnym - ocenił.
Łukasz Warzecha, publicysta "Do Rzeczy" odniósł się do wypowiedzi europosła PiS Ryszarda Czarneckiego, który powiedział w sobotę w "Faktach po Faktach", że "w tej chwili trwają poszukiwania rozwiązania, które byłoby zgodne z konstytucją - bo na tym nam bardzo zależy - i umożliwiło przeprowadzenie wyborów prezydenckich".
Warzecha stwierdził, że "już dawno jesteśmy poza ramami prawnymi i konstytucyjnymi, w jakiejś szarej strefie prawnej i konstytucyjnej, więc to stwierdzenie jest całkowicie oderwane od rzeczywistości".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24