- Wykonaliśmy wszelkie czynności zmierzające do ustalenia osoby kierującej drugim pojazdem, biorącym udział w zdarzeniu, niestety, ze skutkiem negatywnym. Wszelkie zabezpieczone nagrania z monitoringu wykluczyły odczytanie numerów rejestracyjnych samochodu. W sprawie został również przesłuchany autor nagrania - przekazał nam Piotr Świstak z Komendy Stołecznej Policji.
I dodał: - Sprawa została umorzona. W razie pojawienia się nowych okoliczności, zostanie ponownie rozpatrzona.
"Jakby się ścigali"
Przypomnijmy: chodzi o kolizję, do której doszło w nocy z 8 na 9 stycznia. Toyota koziołkowała, uderzyła w drzewo i wjechała w auta zaparkowane w alei Niepodległości. Uszkodziła cztery samochody: hondę, nissana, forda i renault. Policja przekazywała wówczas, że kierowca został ukarany mandatem w wysokości 500 złotych.
Początkowo policjanci uważali sprawę za zamkniętą. Jednak do redakcji tvnwarszawa.pl zgłosił się pan Piotr. Tej nocy również jechał aleją Niepodległości. Przekazał nam nagranie kolizji, którą zarejestrował ze swojego samochodu. Jego kamera uchwyciła to, że w zdarzeniu brały udział dwa auta. Jak relacjonował nam czytelnik, w chwili, gdy pierwsze (toyota) koziołkowało, kierowca drugiego próbował wyjść z poślizgu. Na kolejnym skrzyżowaniu odbił się od krawężnika i przejechał na czerwonym świetle. Jak wskazywał pan Piotr, obaj kierowcy mogli w jego ocenie pędzić nawet 150 kilometrów na godzinę. - Wyglądało to, jakby się ścigali - mówił.
Pan Piotr wezwał na miejsce służby. Jak podawała policja, kierowca toyoty nie ucierpiał w zdarzeniu, był trzeźwy. Ale z wraku auta musieli wyciągać go strażacy.
Policja zmieniła zdanie
Gdy policja przekazała, że mandat zamyka sprawę, dopytywaliśmy, czy kara jest wystarczająca i pokazaliśmy nagrania naszego czytelnika, z których można wywnioskować, że chodziło o uliczny wyścig, podczas którego kierowcy prawdopodobnie znacznie przekroczyli prędkość i stwarzali zagrożenie dla innych uczestników ruchu.
Policja obejrzała wideo i zdecydowała, że Wydział Ruchu Drogowego wróci do sprawy: dotrze do drugiego kierowcy i sprawdzi, czy chodziło o wyścig. Teraz okazało się, że nagrania z kolizji i relacje świadków nie wystarczyły.
Autorka/Autor: katke/r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Lech Marcinczak, tvnwarszawa.pl