Jechał pasem awaryjnym, chciał zdążyć przed śmigłowcem. Inny nagrywał telefonem

Zderzenie na S2
Na S2 zderzyły się trzy auta
Źródło: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl
Jeden z kierowców pasem awaryjnym próbował przecisnąć się pomiędzy strażakami zabezpieczającymi lądowisko dla śmigłowca. Drugiego kolizja na S2 zainteresowała na tyle, że w czasie jazdy wyciągnął telefon, nagrywał służby i rozbite auta. Obu ukarała policja.

Po niedzielnym zderzeniu trzech aut na trasie S2 mandatami i punktami ukaranych zostało dwóch kierowców, którzy nie uczestniczyli w zdarzeniu. Jednemu za bardzo się spieszyło, drugiego na tyle zainteresowała kolizja, że zapomniał o zakazie używania telefonu podczas jazdy.

"Powiedział, że zdąży przejechać przed helikopterem"

Aspirant sztabowa Monika Orlik, rzeczniczka pruszkowskiej policji w rozmowie z tvnwarszawa.pl potwierdziła, że ukarano dwóch kierowców. Pierwszego za to, że nie wykonywał poleceń służb.

- Straż pożarna kierowała ruchem i zabezpieczała miejsce do lądowania śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jeden z kierujących nie wykonywał poleceń do zatrzymania się. Pan powiedział, że mu się spieszy i że zdąży przejechać przed helikopterem. Został ukarany mandatem w wysokości dwóch tysięcy złotych i otrzymał 15 punktów karnych - opisała policjantka.

Ale to nie koniec, jeśli chodzi o nieodpowiedzialne zachowanie kierujących w miejscu niedzielnej kolizji. - Drugi kierowca podczas jazdy korzystał z telefonu i nagrywał zdarzenie. Również został ukarany mandatem karnym w wysokości 500 złotych. Nałożono na niego 12 punktów karnych - podała Orlik.

Zatrzymują się, by nagrać wypadek, tak spowalniają ruch

Obserwowanie, zwalnianie, nagrywanie i inne tego typu zachowania kierowców potęgują korki po kolizjach i stwarzają dodatkowe zagrożenie na drodze. Według reportera tvnwarszawa.pl Artura Węgrzynowicza, to codzienność, warszawska "norma".

- Policjanci od dłuższego czasu zwracają uwagę na kierowców, którzy w czasie jazdy używają telefonów komórkowych, między innymi do nagrywania i robienia zdjęć. Większość nie zdaje sobie sprawy z tego, że w ten sposób wstrzymują ruch, a także tego, że może się to skończyć mandatem - zauważył Węgrzynowicz. Przykład z Pruszkowa pokazuje, że skutki mogą być bolesne.

Czytaj także: