- Po raz pierwszy w naszej historii miała miejsce taka sytuacja, że trzech kierowców zignorowało przepisy i wjechało na teren prowadzonych prac - mówi Karolina Gałecka, rzeczniczka Zarządu Dróg Miejskich. W weekend drogowcy położyli nową nawierzchnię na Jana Kazimierza robiąc luki na nieprawidłowo zaparkowane auta. Jedno z nich udało się odholować dopiero w poniedziałek.
O kuriozalnej sytuacji na Odolanach informowaliśmy w poniedziałek rano. W weekend drogowcy naprawiali nawierzchnię rozjeżdżoną przez samochody ciężarowe. Niespodziewanie ich prace zakłóciło troje kierowców, którzy postanowili zaparkować swoje auta na odcinku wyłączonym z ruchu.
"Staranowali barierki, zignorowali znaki"
- Stan nawierzchni na Jana Kazimierza wymagał szybkiej interwencji. W piątek rozpoczęliśmy awaryjne zajęcie pasa drogowego. Gdy weszliśmy na ulicę, nie było na niej żadnych pojazdów. Była zupełnie pusta - podkreśla Gałecka.
Na remontowanym odcinku pojawiły się znaki drogowe i wygrodzenie. Ustawione zostały znaki B1, oznaczające zakaz ruchu w obu kierunkach.
Pierwsza warstwa nowej jezdni została położona w sobotę. - W nocy z soboty na niedzielę, kierowcy trzech samochodów staranowali barierki, zignorowali znak zakazu i wjechali na teren prac budowlanych. Zostawili swoje samochody na świeżo położonej nawierzchni - opisuje rzeczniczka ZDM.
I dodaje, że na sąsiedniej ulicy Ordona były dostępne miejsca parkingowe, z których w czasie prac korzystali mieszkańcy okolicznych budynków.
Dlaczego nie odholowali?
Zapytaliśmy dlaczego drogowcy kontynuowali prace, mimo samochodów blokujących część jezdni. - Policja odmówiła możliwości odholowania aut. W związku z tym zapadła decyzja, że musimy dokończyć remont w takim zakresie, w jakim będzie to możliwe - dodaje Gałecka. - Nie mogliśmy sami zlecić usunięcia pojazdów lub polecić pracownikom, by je przesunęli. Nie jesteśmy do tego uprawnieni - zaznacza.
Policja przekazała nam jednak, że nie została poproszona o interwencję na Jana Kazimierza. - Nie otrzymaliśmy informacji na temat naruszeń na związanych z pozostawionymi na tym odcinku pojazdami - mówiła Marta Sulowska z komendy rejonowej na Woli.
Jeszcze inaczej sprawę tłumaczył burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski. "Organizacja uniemożliwiała odholowanie, a podnośnik mógłby zniszczyć cześć zrealizowanych w nocy prac" - napisał na Twitterze.
Dopiero w poniedziałek jednym z nieprawidłowo zaparkowanych samochodów zajęła się straż miejska. - Wczoraj ani zarządca drogi, ani wykonawca nie poinformował nas o utrudnieniach na miejscu prac - wyjaśnia Monika Niżniak, rzeczniczka straży.
Jeden z samochodów został odholowany. Koszt tej operacji pokryje jego właściciel. - W drugim przypadku właściciel pojazdu w porozumieniu z wykonawcą, zobowiązał się do usunięcia pojazdu we własnym zakresie - dodaje Niżniak.
Pojazd udało się odholować, ale podstawą do jego usunięcia nie było remont, ale to, że utrudniał ruch i zagrażał bezpieczeństwu. Był bowiem zaparkowany w taki sposób, że omijający go kierowcy musieli przekraczać podwójną linię ciągłą.
Zapytaliśmy straż miejską, czy gdyby w niedzielę dostała zgłoszenie o zawalidrodze, to odholowałaby pojazd, ale nie dostaliśmy jednoznacznej odpowiedzi. - Każda sytuacja wymaga indywidualnej oceny - stwierdziła jedynie Monika Niżniak.
Rano, kiedy na miejscu był nasz reporter Lech Marcinczak, w okolicy wyrw, na których nie udało się położyć nowego asfaltu, zaparkowanych było więcej pojazdów.
Kto za to zapłaci?
Burmistrz Woli zastanawiał się w niedzielę na Twitterze, kto powinien pokryć koszty ponownych prac. Sugerował, że powinni zapłacić za nie kierowcy odpowiedzialni za niewłaściwe parkowanie. Gdy poprosiliśmy rzecznika urzędu dzielnicy o komentarz w tej sprawie, zostaliśmy odesłani do drogowców.
Jak zapowiada ZDM, pozostała część jezdni zostanie naprawiona najbliższej nocy. Jednak nie wiadomo na razie, ile wyniosą koszty naprawy fragmentów jezdni, ani kto za nie zapłaci.
kk/pm/b