Francuski fotograf amator uwiecznił w swoim albumie niezwykłe ujęcia z Warszawy lat 30. Podczas podróży z delegacją kombatantów odwiedził typowo turystyczne miejsca. Fotografował Starówkę, stołeczne pałace, pomniki słynnych Polaków i miejskie ogrody. Przewodnicy zabrali go także na spacer po Dzielnicy Północnej, uchodzącej w oczach nie-Żydów za miejsce egzotyczne i osobliwe. Na jego zdjęciach uchwycona została ruchliwość uliczek pełnych żydowskich sklepików i zakładów rzemieślniczych.
Latem 1933 roku przedstawiciele francuskiego Narodowego Związku Kombatantów przybyli z wizytą do Polski. Między 30 lipca a 14 sierpnia odwiedzili Małopolskę, Śląsk, Wielkopolskę, Pomorze i Mazowsze. Jeden z uczestników wyprawy miał ze sobą aparat. Wówczas powszechnie dostępne były już modele małoobrazkowe, które do masowej produkcji trafiły w 1925 roku. Przebieg podróży został dzięki temu dokładnie udokumentowany. Po kilkudziesięciu latach album ze zdjęciami z wyprawy trafił do zbiorów Narodowej Biblioteki Izraela, gdzie odnaleźliśmy jego zdigitalizowaną wersję.
Znalazło się w nim łącznie ponad 400 zdjęć. Autor umieścił je na czarnych kartonowych stronicach i opatrzył podpisami. Wykonał je odręcznie, jasnym tuszem, wskazując na lokalizacje lub konkretne obiekty. Nie wiemy, czy fotografie zostały ułożone chronologicznie. Jeśli taka była intencja, to wizyta w Polsce rozpoczęła się w Krakowie, skąd kombatanci pojechali do Wieliczki, Gorlic i Zakopanego. Następne stronice pokazują przebieg wizyty w Katowicach, Poznaniu, Toruniu i Gdyni. Ostatni jej etap to Warszawa.
Uroczyście witali ich na dworcach
Wizyta w Polsce miała formalny charakter. Francuska delegacja była przyjmowana z honorami wojskowymi. Na zdjęciach widzimy, że specjalnie na przyjazd Francuzów na dworcach ustawiały się kompanie reprezentacyjne i grupy oficjeli. W stolicy na Dworcu Głównym u zbiegu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich witała ich wojskowa orkiestra. W Gorlicach fotograf zrobił dwa zdjęcia z wagonu pociągu - w dole, w tłumie oczekujących, znaleźli się nie tylko żołnierze w mundurach galowych, ale i elegancko odziani cywile. W Wieliczce na spotkanie kombatantów przyprowadzono dzieci ubrane w tradycyjne stroje krakowskie.
Choć powitania miały uroczysty charakter, Francuzi mieli też czas na odwiedzenie typowo turystycznych miejsc. W albumie nie brakuje pocztówkowych widoków Tatr i Bałtyku, są ujęcia Wawelu, zabytkowych kamienic z poznańskiego rynku czy sal Sejmu Śląskiego w Katowicach.
W stolicy delegacja złożyła wieńce przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Na jednym ze zdjęć fotograf uchwycił arkady kolumnady Pałacu Saskiego. Widzimy dzięki temu, jak wówczas wyglądało to miejsce. Jest też inny nieistniejący już dziś widok - uczestnicy uroczystości ustawili się do zdjęcia przed pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego, stojącym na placu Piłsudskiego. Pozowali również na tle pomnika Chopina w Łazienkach, przy pomniku Kopernika na Krakowskim Przedmieściu i przed kolumną Zygmunta na placu Zamkowym.
Warszawa okiem turysty z lat 30.
Jak zauważa varsavianista Ryszard Mączewski, zdjęcia wykonane są amatorsko, w typowy dla turystów sposób, dzięki czemu w powszechnie znanych miejscach możemy dostrzec zaskakujące szczegóły. - Na przykład pomnik Mickiewicza przy Krakowskim Przedmieściu znamy z dziesiątek zdjęć wykonanych z każdej strony, tymczasem na zdjęciu w albumie widzimy, że stoi pod nim mnóstwo taksówek czekających na klientów. Przez to, że fotograf pokazał to miejsce trochę inaczej niż zwykle, zdjęcie staje się ciekawsze. Podobnego ujęcia chyba nigdy wcześniej nie widziałem - mówi w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
Taksówki na postoju i autobus miejski fotograf uchwycił też na rynku Starego Miasta. Znalazł się tam też jedyny rowerzysta. Z kolei na moście Kierbedzia widzimy sunące jednocześnie auta i zaprzęgi konne.
Jest też fotografia dwóch mężczyzn, stojących na tle budynku, w którym być może zatrzymała się delegacja. - To nieistniejący już hotel Bruehlowski na rogu Niecałej i Fredry. Był to hotel z widokiem na Ogród Saski, znajdował się w bardzo dobrej lokalizacji - wskazuje Mączewski.
- Widać, że Francuzi zwiedzili całą Warszawę - zauważa varsavianista. Zobaczyli Starówkę, Ogród Saski, Łazienki i pałac w Wilanowie. - Pojechali też na Pragę, skąd mamy fotografię cerkwi świętej Marii Magdaleny. Po drodze zrobili sobie zdjęcie na moście Kierbedzia. Pomiędzy tymi zdjęciami jest nagle - nie wiadomo z jakiej okazji - zupełnie nieturystyczne miejsce, czyli okolice Dworca Zachodniego i widok na elewatory zbożowe. Być może to widok z okna pociągu. Ale jeżeli delegacja przyjechała do Warszawy z Gdyni, to pociąg jechałby od strony Modlina. To zagadkowe, skąd wzięło się tutaj to zdjęcie. Zupełnie nie pasuje do pozostałych - ocenia Mączewski.
Kombatanci wybrali się też na plac Trzech Krzyży. W albumie odnajdujemy zdjęcie kościoła św. Aleksandra w przedwojennym kształcie. - Wyglądał wtedy zupełnie inaczej. Dziś stoi tu niewielki kościół. Pierwotnie też tak wyglądał, ale uznano, że wzniesiona w 1826 r. świątynia jest za mała i rozbudowano ją w końcu XIX wieku. Każdego, kto rzadziej styka się z dawnymi zdjęciami Warszawy, ten widok na pewno musi zaskoczyć - mówi Mączewski.
Nietypowe jest też zdjęcie dwóch mężczyzn stojących obok bomby lotniczej. - To plac Napoleona i bomba reklamująca Ligę Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej, czyli LOPP. Takie bomby stanęły w Warszawie przynajmniej w dwóch miejscach - na placu Napoleona i przed Bankiem Gospodarstwa Krajowego w Alejach Jerozolimskich - wyjaśnia Mączewski. W tle fotografii można dostrzec jasne mury Prudentialu, najwyższego wówczas budynku w Polsce.
Niezwykłe ujęcia Dzielnicy Północnej
Szczególną uwagę archiwistów z Narodowej Biblioteki Izraela zwróciły kadry ze stołecznej Dzielnicy Północnej, zamieszkiwanej przed II wojną światową przez ludność żydowską. Być może właśnie za pośrednictwem Francuzów album został przekazany do jerozolimskich zbiorów.
Dzielnica, zwana także nalewkowską, znajdowała się na północny zachód od Starego Miasta. Z tym obszarem Żydzi byli związani historycznie i gospodarczo. W okresie dwudziestolecia międzywojennego Warszawę zamieszkiwało niespełna 1,2 miliona osób, z czego ponad 300 tysięcy to Żydzi. Około połowę społeczności żydowskiej w Warszawie stanowiła warstwa drobnomieszczańska. Kupcy, przedsiębiorcy i rzemieślnicy mieli w tej części stolicy swoje zakłady, magazyny i fabryki. To tu pracowali także żydowscy robotnicy. Handlowy charakter tego miejsca, jego ruchliwość i tłok, zostały uchwycone przez francuskiego fotografa amatora.
O pomoc w odszyfrowaniu lokalizacji ulic, gdzie spacerowali Francuzi, poprosiliśmy dr Agnieszkę Żółkiewską, historyczkę i jidyszystkę z Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie. - To podróż do świata, który trudno rozpoznać. Są pewne miejsca, znaki i tropy naprowadzające nas na adres danego miejsca. Problem polega na tym, że po rozpoczęciu poszukiwań wchodzimy w pewien labirynt. Odkrywamy, że osoby, których nazwiska widnieją na szyldach, miały bardzo bogatą przeszłość handlową i adresową. Były niesłychanie mobilne na terenie Warszawy - wyjaśnia.
Wielobranżowe sklepiki żydowskich handlarzy
Na jednym ze zdjęć znajduje się szyld Składu Papieru Henocha Centnera. Z ustaleń ekspertki wynika, że od początku XX wieku prowadził on swoje interesy w bardzo różnych miejscach. - Jeden ze sklepów znajdował się nawet w tak reprezentacyjnym miejscu jak Krakowskie Przedmieście. Później przeniósł się na Grzybowską. Niestety adresu z 1933 roku nie udało się odnaleźć - zastrzega.
- Być może właściciel tego sklepu zgodnie ze zwyczajem siedzi właśnie na progu, zachęcając przechodniów do wejścia. Oczywiście, to wszystko jest oparte na impresjach i przypuszczeniach. Niewykluczone, że w miarę upływu lat jego interes podupadał. Widzimy, że afiszował go jako sklep prowadzący sprzedaż papieru, ale na bocznych tablicach reklamowych oferował bardzo szeroki asortyment towarów niezwiązanych z tą branżą - zauważa Żółkiewska.
Zaznacza jednocześnie, że różnorodność asortymentu nie musiała być podyktowana trudną sytuacją ekonomiczną. - Wielobranżowość była dźwignią handlu małych sklepikarzy żydowskich. Oni próbowali po prostu pełnić funkcje mikrodomów handlowych, gdzie można było wszystko kupić. To czyniło ich konkurencyjnymi dla innych sprzedawców - wyjaśnia.
Jej zdaniem wielokrotne zmiany adresów Centnera i wielobranżowy asortyment jego sklepu świadczą o niezwykłej umiejętności adaptacyjnej żydowskich handlarzy, której często brakowało innym przedsiębiorcom. Wyjaśnia, że na przestrzeni lat szukali oni przeróżnych sposobów na przetrwanie, co można wyśledzić w księgach adresowych. - Warszawa jest szczególnym przykładem tego, jak żydowscy handlarze dostosowywali się do zmieniających się koniunktur i potrzeb klientów na rynku. Byli też konkurencyjni, jeżeli chodzi o ceny, niekoniecznie pod względem jakości towaru. Zawsze u takiego kupca można było kupić taniej lub na tak zwaną kreskę - opowiada.
Zauważa też, że sfotografowane przez Francuza firmy handlowe mogły znacząco zmienić się na przestrzeni kolejnych lat, ponieważ tamten czas był dopiero początkiem kryzysu gospodarczego, a później doszło dodatkowo do bojkotu żydowskiego handlu.
Ruchliwe ulice dzielnicy żydowskiej
Sklep z szyldem "Ozdoby wojskowe" mieścił się najpewniej przy Franciszkańskiej. - Według spisów adresowych i firmowych Mordechaj Nelken miał sklep przy Franciszkańskiej 36. Być może przeniósł się pod numer 33 (ten numer widnieje na drzwiach). Franciszkańska słynęła z licznych księgarni, zwłaszcza religijnych - przypomina historyczka. Na sąsiadującej ze sklepem wojskowym bramie widzimy kilkanaście szyldów reklamowych. Obok jest też sklep oferujący artykuły szewskie.
Inne ujęcie z dzielnicy żydowskiej pokazuje bramę budynku o numerze 20, nad którą wisi szyld "Skład szyb M. Goldman". Jak wskazuje Żółkiewska, to ulica Nowolipie. - Mniej więcej w tym okresie Mordechaj Goldman, oprócz składu szyb, otworzył pierwszą w Polsce - przynajmniej tak ją reklamował - fabrykę kitu. Był to zatem biznes branżowo powiązany z tym, co dotychczas robił. Ta fabryka nazywała się Kit-Pol i znajdowała się pod adresem Nowolipie 26 - ustaliła historyczka.
Tuż obok w albumie znalazło się ujęcie słynnego podwórka przy ulicy Nalewki 15. - To ukochane miejsce fotografów. Widzimy tu mnóstwo szyldów, tłum klientów i przechodniów. To było - jak trafnie ujął Singer - miasto w mieście. Doskonale widać tu "pudełkowość" dzielnicy żydowskiej - mówi Żółkiewska.
- Nalewki na przełomie XIX i XX wieku były ulicą hurtowni i prymitywnych sklepików. Za bramami kamienic bardzo często znajdowały się liczne fabryczki i magazyny. Chasydzi na Nalewkach trudnili się głównie pośrednictwem w handlu i dystrybucją towarów. Według różnych źródeł historycznych ulica Nalewki zaczęła się modernizować pod koniec lat 20. XX wieku. Pojawiły się eleganckie, nowocześnie oświetlone witryny z dekoracjami - wskazuje historyczka.
Ujęcia z tej części miasta wyraźnie kontrastują z pozostałymi pod względem statyczności. - Tutaj nikt nie stoi w miejscu. Wszyscy są w ruchu. Ta ruchliwość, to zabieganie ulic dzielnicy żydowskiej są oddane w wielu wspomnieniach. Wręcz obowiązywał tu "latający" styl poruszania się, co wynikało z tego, że ludzie gorączkowo próbowali załatwiać interesy i zarabiać, by przetrwać - wyjaśnia Żółkiewska. I dodaje, że podobny pęd był później widoczny także na ulicach getta warszawskiego utworzonego przez Niemców podczas II wojny światowej.
Ortodoksyjna mentalność, postępowy strój
Na ulicy Przejazd fotograf uchwycił moment, gdy dwóch ortodoksyjnych Żydów mijały dwie wystrojone Żydówki w modnych sukienkach. Mają one odsłonięte ramiona i łydki. Ich wygląd wyraźnie odcina się od konserwatywnie ubranych mężczyzn. - To było charakterystyczne dla tej społeczności, zarówno w tym momencie, jak i w okresie przemian obyczajowych na ziemiach polskich u schyłku XIX wieku. Żydowskie kobiety zawsze wyprzedzały żydowskich mężczyzn o kilka kroków. Nie były tak ograniczane obyczajowością i obowiązkami religijnymi jak mężczyźni, którzy mocno tkwili w okowach tradycji. Nie tylko mentalnie, ale także pod względem wyglądu - opisuje historyczka.
Zauważa też, że autor zdjęć celowo wyłapywał w tłumie Żydów w tradycyjnych chałatach, ponieważ wyróżniali się na tle otoczenia. Na zdjęciu z ulicy Przejazd możemy także dostrzec mężczyzn noszących się krótko. - Są szalenie eleganccy, noszą kapelusze typu panama. Warszawa uchodziła za stolicę elegancji i Żydzi z dzielnicy nalewkowskiej starali się dopasować do innych warszawiaków. Zakładam, że w tym tłumie mężczyzn odzianych bardzo szykownie, gojsko - czyli krótko i pod krawatem - znajdują się Żydzi ortodoksyjni, którzy wybierali ubiór nieżydowski i szli z duchem czasów, gdyż wiedzieli, że taka jest potrzeba i cena nowoczesności - wskazuje Żółkiewska.
Uważa, że taki schemat często powtarzał się w rodzinach żydowskich powiązanych z ortodoksyjną partią Aguda, uznawaną w tamtym okresie za bardzo postępową. Jej zwolennicy nosili się na europejską modłę, golili lub krótko strzygli brody, ale jednocześnie przestrzegali wszystkich świąt i rytuałów. Ich postępowość wyrażała się także w podejściu do edukacji dzieci. W przeciwieństwie do chasydów posyłali dzieci do szkół świeckich, ponieważ chcieli w ten sposób zapewnić im lepszą przyszłość.
Strażnicy moralności vs nowoczesne kobiety
Pośród tłumu na zdjęciach w dzielnicy żydowskiej dominują mężczyźni. Jest jednak kilka miejsc, gdzie fotograf natknął się na kobiety. Na jednym ze zdjęć w obiektyw aparatu zalotnie spogląda brunetka. Ma lekki uśmiech na twarzy, elegancką fryzurę i prostą sukienkę. Na robiącego zdjęcie zerka też młoda dziewczyna w szarej spódnicy i jasnych butach. Odwraca się w jego kierunku tak, jakby przechodząc, dostrzegła nagle fotografa.
- Żydowskie wyemancypowane kobiety były prześladowane przez ortodoksów za odsłaniające ciało stroje, krótkie rękawki i dekolty. Tamci uważali, że ich ubiór nie licuje z wyglądem Żydówek. Nawet w tak postępowej synagodze jak synagoga na Tłomackiem kontrolowano kobiety przy wejściu, sprawdzając, czy wyglądają obyczajnie. Była też grupa funkcjonariuszy religijnych, która pilnowała przestrzegania szabatu, w miarę jednak unowocześniania się społeczności żydowskiej, zmienili się oni w stróżów moralności i obyczajowości żydowskiej - mówi Żółkiewska. I zaznacza, że kontrolowali oni zwłaszcza wygląd i zachowanie kobiet.
Według historyczki nieznaczna obecność kobiet na ulicach wynika między innymi z faktu, że w tym okresie były one głównie gospodyniami domowymi. Pod koniec lat 30. rozpoczęło się ich przekwalifikowanie, co było konsekwencją m.in. kryzysu gospodarczego, który mocno dotknął żydowskie rodziny. Uczono je zawodów, które kiedyś uchodziły za niewłaściwe dla Żydówek, czyli pracy posługaczek, kucharek i służących.
Na pierwszym planie jednego ze zdjęć widzimy chłopkę z chustą w grochy na głowie. - To był bardzo charakterystyczny widok dla dzielnicy nalewkowskiej, ponieważ chłopi bardzo często byli dostawcami świeżych produktów ze wsi. Co ciekawe, te kontakty zostały później podtrzymane, gdy wybuchła II wojna światowa. Ci sami ludzie przyjeżdżali z okolicznych wsi do getta robić interesy, sprzedawali swoje produkty tym samym rodzinom, nierzadko trudnili się szmuglem - opisuje Żółkiewska.
Żydowska Starówka
Szklarz niosący na plecach drewnianą skrzynię z towarem jest bohaterem zdjęcia wykonanego na ulicy Wąski Dunaj. - To już Stare Miasto, a dokładnie jego zachodnia część. Według źródeł pochodzących z 1430 roku to miejsce, gdzie osiedlili się pierwsi Żydzi w Warszawie - mówi Żółkiewska. - Początkowo bardzo duży odsetek mieszkańców Starówki stanowiła ludność żydowska. To zmieniało się na przestrzeni lat w związku z różnego rodzaju obostrzeniami, ale Żydzi zawsze wracali na te same ulice i w szczególny sposób upodobali sobie Wąski Dunaj, Żydowską, Piwną, czyli najstarsze ulice warszawskie - wyjaśnia historyczka.
Relacje z dwudziestolecia międzywojennego mówią o tym, że na Starówce mieszkała przemieszana ludność żydowska i chrześcijańska, głównie biedota. Według badaczki miejsce to było interesującym przykładem dość harmonijnej koegzystencji dwóch nacji. - Mamy dowody na to, że w momentach trudnych, jak zamieszki, bojkot czy pogrom, które miały miejsce w Warszawie pod koniec XIX i na początku XX wieku, tamtejsza ludność chrześcijańska wspierała swoich żydowskich sąsiadów. Ta koegzystencja istniała dalej w okresie międzywojennym - zaznacza.
Egzotyczny świat
Sposób postrzegania dzielnicy żydowskiej zmieniał się na przestrzeni lat. Ale przez większość czasu uchodziła ona za odrębny świat w samym sercu Warszawy. - Różne okoliczności historyczne niestety sprzyjały izolacji tej części miasta. We wspomnieniach przed- i powojennych w oczach nie-Żydów uchodziła za miejsce egzotyczne, osobliwe, niedostępne. Wiele osób nie mogło wyzbyć się kalek, które funkcjonowały w świadomości społecznej. Tę nieustającą ruchliwość Żydów, wiecznie coś sprzedających i targujących się ze sobą, umieszczano w kategorii osobliwości. Rzadko pojawiało się spojrzenie empatyczne czy próbujące zrozumieć ten świat - ocenia Żółkiewska.
Zwraca jednak uwagę na to, że mieszkańcy Warszawy zaopatrywali się na ogół w sklepach żydowskich, również tych znajdujących się w innych częściach miasta, choćby na Powiślu czy Pradze. - Charakterystyczne dla dzielnicy żydowskiej z tego okresu jest to, że nie mieszkają tu Żydzi zasymilowani, czy dążący do bycia Polakami pochodzenia żydowskiego. Ci mieszkają już poza dzielnicą Północną i są to zwykle ludzie bogaci albo osoby ze świata showbiznesu. Ze swoimi znajomymi spotykają się już poza jej granicami, w popularnych lokalach przy Kredytowej, Marszałkowskiej czy w Alejach Jerozolimskich - wylicza Żółkiewska.
Nie oznacza to jednak, że nieżydowscy warszawiacy trzymali się z dala od tej okolicy. - To, co przyciągało do dzielnicy Nalewkowskiej, to niskie ceny i jedzenie. Uważano je za coś niezwykłego i oryginalnego. Picie pejsakówki, czyli żydowskiej śliwowicy również było w dobrym tonie. Awangarda artystyczna, ludzie snobujący się, robili sobie nocne wycieczki na teren dzielnicy żydowskiej, żeby doświadczyć tam czegoś nowego i egzotycznego - wskazuje historyczka.
Przypomina, że na kulinarnej mapie żydowskiej Warszawy było kilka restauracji, które szczególnie upodobali sobie rządzący. Były to zarówno lokale o dobrej reputacji, jak i te mniej ekskluzywne. - Na ulicy Gnojnej znajdował się Szynk Grubego Joska. To miejsce uznawane za spelunę, ale zaglądali do niej najwięksi politycy sanacji, jak premier Walery Sławek, generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski i marszałek Bogusław Miedziński. Generał Wieniawa-Długoszowski słynął z tego, że jak dużo wypił po kolacji, urządzał sobie randez-vous po Nalewkach. Kompletnie pijany przejeżdżał nocą dorożką, wykrzykując i wyśpiewując różne rzeczy - opowiada Żółkiewska.
- Ludzie przepadali także za cukierniczymi wyrobami Bojmowicza. Nawet w czasie, gdy powstało już getto, wciąż przychodzili, by zjeść swoje ulubione ciasto. Z kolei Kawiarnia pod Kukułką na Siennej znana była ze sprzedaży najlepszych bajgli w Warszawie. Ludzie przechodzili przez mur, specjalnie żeby zjeść takiego bajgla - dodaje.
Zaskoczenia
Ekspertka zwraca uwagę, że na zdjęciach nie odnajdziemy nigdzie synagogi na Tłomackiem, uchodzącej wówczas za najbardziej okazałą świątynię żydowską w stolicy. - Jeżeli Żyd warszawski chciał zaimponować swojemu krewniakowi z Nowego Jorku czy innego miasta na świecie, to prowadził go do synagogi na plac Bankowy, by pochwalić się tą wspaniałą budowlą - opisuje.
W albumie natknęliśmy się na jeszcze jedno zaskoczenie. Zdjęcia dzielnicy żydowskiej znalazły się także na stronach poświęconych relacji z Krakowa. Zdaniem varsavianisty Ryszarda Mączewskiego, co najmniej trzy spośród tych fotografii autor wykonał tak naprawdę w stolicy. - Naprowadziły mnie na to tramwaje. Wyglądają bardzo "po naszemu" - zdradza. Z jego ustaleń wynika, że zdjęcia mogły powstać na ulicy Nowiniarskiej w rejonie skrzyżowania z Franciszkańską.
***
Końcowe strony albumu zapełnione zostały ujęciami z Tyrolu, Wiednia i Innsbrucka. Być może kombatanci odwiedzili je podczas drogi powrotnej do Francji. Album zamykają zdjęcia ze Strasburga, wykonane w listopadzie 1933 roku.
Pełna wersja albumu dostępna jest na stronie Narodowej Biblioteki Izraela.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: The Pritzker Family National Photography Collection, The National Library of Israel