Skoro udało się w Kijowie, to może uda się w Warszawie? - zastanawiają się aktywiści i wracają do postulatów, by na torze klubu Orzeł znów można było się ścigać na rowerach. Ale jednocześnie chcą, by teren wokół był zielony, dostępny dla wszystkich i zapewniał atrakcje nie tylko fanom dwóch kółek. Temat wrócił dzięki nowej koncepcji autorstwa Zofii Koniecko. - Tor jest unikatowy, to nie jest kolejne boisko do piłki - przekonują.
- Tu trenowały pingpongistki, zapaśniczki, gimnastyczki, ale do baru przyklubowego przychodzili też zwykli mieszkańcy. W tamtych czasach klub pełnił funkcję społeczną, jednoczącą mieszkańców. My teraz też tak to widzimy. Ale niestety, miasto uważa, że lepiej go zamknąć, zaryglować i udawać, że tego terenu nie ma - mówi nam Henryk Kwiatek z inicjatywy Nowe Dynasy, współtworzonej przez stowarzyszenie Miasto Jest Nasze.
Bo Orzeł to nie tylko tor kolarski. Najpierw była hala sportowa, oddana do użytku jeszcze w 1939 roku. Budynek zaprojektowało dwóch wybitnych architektów Maciej Nowicki i Zbigniew Karpiński. Ten pierwszy był później autorem ikonicznej hali wystawowej Paraboleum w Stanach Zjednoczonych. Zginął młodo w katastrofie lotniczej, więc każda jego realizacja jest wartością. Tę na Kamionku można docenić tylko na starych zdjęciach, bo dziś budynek jest zapuszczony, a okna i drzwi zamurowane pustakami.
Betonowy welodron w trójkącie Mińskiej, Podskarbińskiej i Stanisławowskiej uruchomiono w 1972 roku. W latach 70. i 80., rozgrywano tu zawody, które przyciągały kolarskie sławy - Czesława Langa, Mirosława Jurka, Szymona Kornackiego i wielu innych. Podobnie jak hala, tor lata świetności ma za sobą. Z początkiem lat 90. został wyłączony z eksploatacji. Ale żyje w pamięci mieszkańców i inspiruje młodych.
Pod koniec listopada światło dzienne ujrzała koncepcja zagospodarowania terenu autorstwa Zofii Koniecko. W ramach pracy dyplomowej na Politechnice Warszawskiej młoda architektka miała za zadanie zaprojektować rewitalizację istniejącego obiektu. Wybrała stary tor kolarski na Kamionku. Pomysł podsunął jej tata. - Ja wychowałam się na Saskiej Kępie, a mój tata na Grochowie. Nie jest kolarzem, ale za dzieciaka dużo szwendał się po okolicy i tak mu się skojarzyło, że to może być fajne miejsce do przeprowadzenia rewitalizacji. Mnie to pasowało, bo chciałam zrobić projekt, który zahaczy o ekologię w takim rozumieniu, żeby wykorzystać coś, co już mamy, a nie budować kolejny wieżowiec. A to miejsce ma i historię, i przypisaną funkcję, bo właściwie od zawsze jest wyznaczane do sportu i rekreacji w planach miejscowych. A dodatkowo nie jest zapomniane, bo jest społeczność, która o nie walczy - opowiada nam Zofia Koniecko.
- Zosia perfekcyjnie odczytała nasze intencje. Projekt jest genialny - zachwyca się Henryk Kwiatek. - Staramy się pokazać potencjał tego terenu, wykorzystując jego tożsamość i kolarską historię. Zachowując tor, można stworzyć współczesną i wielofunkcyjną przestrzeń nie tylko dla kolarzy, ale taką, która będzie działać dla dzielnicy i całej Warszawy. Można stworzyć zielone miejsce, dla którego się tu przyjeżdża - wyjaśnia.
Tor jako dodatek, jak Pałac na Wyspie w Łazienkach
Ideę swojego projektu architektka opisuje w trzech słowach: wielofunkcyjność, zieleń i dziedzictwo. Na wstępie rozprawia się z zarzutem, który często formułują urzędnicy dzielnicy, jakoby społecznicy chcieli tam toru dla wąskiej grupy kolarzy zawodowców. Koniecko podkreśla, że ma to być obiekt dla wszystkich, nie tylko dla wkręconych w kolarstwo. - W tym projekcie nie o to chodzi. Tor schodzi na dalszy plan, to taka jakby rzeźba, z której - owszem - można korzystać, ale nie definiuje funkcji tego terenu. Przy tworzeniu projektu kierowałam się myślą, żeby stworzyć park aktywności, czyli miejsce nie tylko do spacerowania, ale takie, gdzie można robić różne rzeczy: jeździć na rowerze, pójść na plac zabaw, na siłownię miejską, z psem na spacer czy zorganizować koncert albo festiwal food trucków. Tor ma być ikoną - wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Tak samo widzi to Henryk Kwiatek, który zauważa, że tor to zaledwie 10 procent powierzchni całej działki. Porównuje welodrom z Pałacem na Wyspie. W jego opinii jest on ważną częścią Łazienek Królewskich, ale nie definiuje funkcji terenu - pozostaje on głównie parkiem. - Cała reszta tej powierzchni mogłaby służyć innym celom - twierdzi. Ale zauważa, że dziś rower to nie tylko sport. - To też styl życia, twórczość, sztuka. Kiedyś się myślało, że jak ma się rower, to jest się biednym. Teraz to znaczy, że jesteś zdrowy, dbasz o środowisko, nie zanieczyszczasz, żyjesz bardziej eko. Kultura rowerowa się prężnie rozwija w ostatnim czasie i dużo osób chętnie by na taki tor przyjechało, chociażby na piknik. Brakuje takich miejsc spotkań - zauważa.
Łódź, Wrocław, Praga, Kijów...
I podrzuca przykłady funkcjonujących otwartych torów kolarskich: Społem w Łodzi czy Wrocławski Welodrom im. Grundmanna. Szczególnie ten drugi "pokazuje, że da się połączyć funkcję sportową z kulturalną". - Na tym torze co roku organizowany jest wspólnie z wrocławską galerią BWA Bike Film Festiwal. Część odbywała się w kinie Nowe Horyzonty, a potem impreza przenosiła się na tor, gdzie oprócz samej projekcji filmów były też organizowane zawody dla amatorów i inne piknikowe aktywności, jak wystawy czy warsztaty - opowiada Kwiatek. O historii wrocławskiego obiektu pisaliśmy na tvn24.pl>>>
Wymienia też tory w Pradze oraz w Kijowe. - Został uratowany przed patodeweloperką. Wystarczyło, że miasto zobaczyło potencjał w tym miejscu i ówczesny mer Kijowa Witalij Kliczko dofinansował obiekt. Tam są organizowane szkółki dla młodych adeptów kolarstwa, a jednocześnie odbywa się dużo działań kulturalnych. Jeśli jest przejście pod wstęgą toru, to co innego może się dziać na śródtorzu, a co innego na samym torze - podkreśla aktywistka.
Modernistyczna hala zostaje, obok dwa pawilony
Śródtorze w projekcie Koniecko to przestrzeń nie do końca zdefiniowana. Można ją wykorzystywać na różne sposoby. - Na przykład na koncert muzyki klasycznej. Tak jak w niedzielę w Łazienkach są koncerty chopinowskie, tak tutaj mogłaby grać Sinfonia Varsovia (siedziba orkiestry jest niedaleko - red.). To też idealne miejsce na kino plenerowe, pikniki, zawody dronów - rzuca pomysłami Kwiatek. Podczas spotkań z mieszkańcami pojawiały się też inne, na przykład diabelski młyn albo lodowisko.
Hala sportowa oczywiście by ocalała, nie tylko dlatego, że jest ujęta w rejestrze zabytków. - To modernistyczny budynek, więc forma jest minimalistyczna i żadne ornamenty nie przyciągają uwagi. Mimo wszystko jest to architektura warta zachowania, tym bardziej jeśli możemy ją włączyć w nowe funkcje. Jeśli ten stary budynek może służyć w dzisiejszych czasach, to nie ma potrzeby burzenia i budowania nowego, można go zaadaptować - przekonuje architektka. Przewiduje jednak nowe kubatury, "przyklejone" do starej hali pawilony: większy - wielofunkcyjny z wypożyczalnią i warsztatem rowerowym w parterze, i mniejszy - z przeznaczeniem na kawiarnię. Oba od strony toru kolarskiego.
W narożnikach powstałyby: pump track (od strony Mińskiej) oraz plac zabaw i siłownia plenerowa (przy Stanisławowskiej).
Konserwator powstrzymał możliwość przecięcia toru
Przeszkodą w realizacji oddolnych planów może być urzędniczy opór. Przypomnijmy: w lutym Rada Warszawy przegłosowała poprawkę planu zagospodarowania przestrzennego dla rejonów ulicy Podskarbińskiej, dopuszczającą przecięcie toru kolarskiego alejkami dla pieszych. Na takie zmiany nie zgodził się jednak wojewódzki konserwator zabytków prof. Jakub Lewicki, więc biuro Architektury i Planowania Przestrzennego postanowiło wyłączyć działkę z torem z projektu planu miejscowego.
- Konserwator zabytków odmówił uzgodnienia projektu planu, narzucając warunki ochrony odmienne od przedstawionych w uzgodnieniu w 2020 roku. W związku z faktem, że planowany sposób zagospodarowania terenu zakładał przekształcenia terenu toru kolarskiego pod pełnienie nowej funkcji, niezbędne są dodatkowe analizy, konsultacje i prace projektowe, mające na celu dostosowanie zapisów projektu planu do nowych uwarunkowań - wyjaśniała nam wówczas Marlena Happach, dyrektorka Biura Architektury.
- Dzielnica stoi okoniem, choć konserwatorzy miejski i wojewódzki są za utrzymaniem tego toru. Jeden z sąsiadów zauważył, że po przecięciu alejkami można by ten tor z łatwością rozparcelować, a utrzymanie go w jednolitej formie blokuje deweloperskie zakusy. Zastanawiająca jest ta pasywność dzielnicy, to, że nie widzi potencjału w tym miejscu - zauważa Kwiatek.
Argumenty aktywistów ewidentnie nie przemawiają do południowopraskich urzędników. Podnoszą oni także argumenty finansowe, ale oparte raczej na spekulacjach niż szczegółowych wyliczeniach. Burmistrz Pragi Południe Tomasz Kucharski wydał swego czasu oświadczenie, w którym stwierdził, że teren po dawnym torze "ma służyć wszystkim mieszkańcom". "Część osób postuluje odbudowę nieużywanego od lat 80tych toru kolarskiego. Z inwestycji takiej jednak regularnie korzystałoby zaledwie kilkudziesięciu entuzjastów kolarstwa torowego, a koszt odbudowy toru to około 5 mln złotych. Dochodzą do tego jeszcze koszty utrzymania toru i terenu, które wynosiłyby od stu do nawet kilkuset tysięcy rocznie - tak wynika ze wstępnych kalkulacji" - napisał na Facebooku Kucharski. Propozycję zachowania funkcji toru określił jako "nieracjonalną i nieopłacalną inwestycję".
Zapowiedział również, że po złagodzeniu covidowych obostrzeń zorganizowana zostanie debata, "z udziałem nie tylko wąskiej grupki aktywistów, ale przede wszystkim okolicznych mieszkańców". Choć obostrzenia zostały zniesione, to do organizacji debaty urząd się nie pali. Rzecznik urzędu dzielnicy Andrzej Opala twierdzi, że najpierw rozstrzygnięte muszą zostać kwestie związane z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego.
Najpierw plan miejscowy, potem dyskusja?
- Organizacja debaty przed ogłoszeniem planu mogłaby okazać się działaniem jałowym, ponieważ ustalenia konsultacji mogą nie pokrywać się z ostatecznymi decyzjami co do zagospodarowania przestrzennego, a to spowodowałoby konieczność ich powtórzenia i mogłoby doprowadzić do większej frustracji uczestników debaty społecznej - argumentuje Opala.
Zdaniem urzędnika kolejność działań powinna wyglądać następująco: - Ustalenie ogólnych przepisów zagospodarowania przestrzennego (mpzp), które określą ramy możliwych działań, przedstawienie ich zainteresowanym stronom dyskusji, podjęcie szerokich konsultacji z okolicznymi mieszkańcami i stowarzyszeniami, samorządami osiedli, klubami sportowymi etc. – i na końcu podjęcie decyzji co do szczegółowego przeznaczenia tego obiektu.
Ratusz zapewnia, że sport przy Podskarbińskiej zostanie. Ale jeszcze nie wiadomo, w jakiej formie. Zdecyduje o tym cześć I planu miejscowego rejonu ulicy Podskarbińskiej. Na jakim etapie są prace? "Dokument został rozesłany do wszystkich uzgodnień ustawowych. Dopiero po ich uzyskaniu projekt planu zostanie wyłożony do wglądu publicznego. Projekt ustala, że teren ma być wykorzystany pod usługi sportu. Zapisy dopuszczają też usługi rekreacji, gastronomii, handlu. Usługi nie mogą jednak zajmować więcej niż 40 procent powierzchni użytkowej budynków. Zakazuje się też lokalizacji usług handlu o powierzchni sprzedaży powyżej 200 metrów kwadratowych" - odpowiada nam biuro prasowe urzędu miasta.
Przytacza też zapisy z projektu planu: "Nakazuje się zachowanie układu przestrzennego oraz elementów toru kolarskiego wraz z trybunami i detalami architektonicznymi, w tym schodami, balustradami, elementami oświetlenia itp.; dopuszcza się odtworzenie historycznego wyglądu toru kolarskiego wraz z trybunami i detalami architektonicznymi, w tym schodami, balustradami, elementami oświetlenia itp.; dopuszcza się realizację membranowej konstrukcji zadaszającej obiekt toru kolarskiego".
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zofia Koniecko, Nowe Dynasy