W poniedziałek 2 maja na Stadionie Narodowym rozegrano mecz finałowy Pucharu Polski, w którym zmierzyły się drużyny Raków Częstochowa i Lech Poznań.
- Niestety część osób, zamiast dopingować swoją drużynę, postanowiła zaatakować policjantów. Nasze działania były zdecydowane. Użyto środków przymusu bezpośredniego - powiedział nadkom. Marczak.
Zaznaczył, że w trakcie zabezpieczeń wielokrotnie do grup agresywnych osób kierowano komunikaty o zachowaniu zgodnym z prawem. - Te jednak zostały zlekceważone - podkreślił.
Chcieli wtargnąć na stadion
Wskazał, że najpoważniejszy incydent miał miejsce przed zakończeniem pierwszej połowy finałowego meczu, kiedy to grupa pseudokibiców postanowiła wtargnąć na stadion od strony parkingów pomiędzy bramami numer 10 i 11.
- Zaatakowani policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego m.in. w postaci granatów hukowych, gazu oraz siły fizycznej. W czasie zabezpieczeń zatrzymano kilkanaście osób. Wśród nich są osoby zatrzymane do czynnej napaści na policjanta - powiedział. Wieczorem bilans zwiększył się do "ponad 20 osób". - Dwaj rani funkcjonariusze nie zostali hospitalizowani, poszkodowanym koniem ma zająć się weterynarz - relacjonował rzecznik na konferencji po meczu.
Zapytany, dlaczego kibice Lecha Poznań nie weszli na stadion odpowiedział, że to nie policja odpowiada za to, kto może wejść na trybuny.
- Pojawiła się w przestrzeni medialnej informacja nieprawdziwa, że kibice nie mogą wejść na stadion, bo policja ich nie wpuszcza. Podkreślam, policja nie odpowiada za to, kto może wejść, a kto nie wchodzi na stadion. Po drugie jest różnica między tymi, którzy nie mogą, a nie chcą. W końcu wielu kibiców na stadionie stosowało się do jasno określonych zasad - wyjaśnił rzecznik KSP.
Użyto granatów hukowych
W rozmowie z reporterem TVN24 Pawłem Łukasikiem Sylwester Marczak mówił, że pojawiły się informacje o użyciu przez policję gazu przy bramie numer 10. - Decyzje w tym przypadku podejmowane były ze strony ochrony, ze strony służb porządkowych. To oni używali tego typu środków - zaznaczył Marczak.
- My używaliśmy środków pomiędzy bramą 10 i 11, kiedy policjanci zostali zaatakowani. Grupa około dwóch tysięcy osób zaatakowała policjantów też po meczu, na parkingu na błoniach stadionu - wskazał policjant.
Przyznał, że wówczas użyto granatów hukowych i salwy ostrzegawczej. - To pohamowało zapędy niektórych osób. Mamy osoby zatrzymane za czynną napaść, za posiadanie narkotyków, naruszenie nietykalności, osoby poszukiwane, osoby, które używały pirotechniki podczas imprezy masowej. W tym przypadku czynności będą prowadzone w trybie przyspieszonym. Niestety, w trakcie tego ataku zostali ranni policjanci, dokładnie dwóch. Ranny został też koń służbowy - wymienił Marczak.
Policjant powiedział też, że w kierunku policjantów i koni rzucano "pirotechniką, kamieniami i butelkami". – To prawdopodobnie jedna z takich butelek zraniła konia, który ma ranę ciętą nogi, krwawił również z pyska – podkreślił.
Kto zakazał wnoszenia sektorówek?
Część kibiców Lecha Poznań nie weszła na Stadion Narodowy. Powodem ich nieporozumienia z organizatorami był zakaz wnoszenia dużych flag, tzw. sektorówek. Chodziło o kwestie bezpieczeństwa, by uniknąć problemów związanych m.in. z pirotechniką.
Prezes PZPN Cezary Kulesza nie ukrywa rozgoryczenia brakiem sporej grupy kibiców Lecha Poznań na trybunach podczas finału Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa w Warszawie. Na Twitterze napisał, że stanowisko straży pożarnej o zakazie wnoszenia większych flag "uderza w piękno sportu".
"Stanowisko Kom. Miejskiej PSP (Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej - PAP) o zakazie wnoszenia większych flag uderza w piękno sportu, jest niezrozumiałe i powoduje więcej szkód niż pożytku. Zmieniono zasady obowiązujące od lat. Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie" - napisał na Twitterze prezes PZPN Cezary Kulesza.
Stanowisko Kom. Miejskiej PSP o zakazie wnoszenia większych flag uderza w piękno sportu, jest niezrozumiałe i powoduje więcej szkód niż pożytku. Zmieniono zasady obowiąz. od lat. Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie.
— Cezary Kulesza (@Czarek_Kulesza) May 2, 2022
Do sprawy odniósł się również minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk.
"To powinno być święto piłki i kibiców. Elementem kibicowania są też oprawy - bardzo często patriotyczne. Nieodpowiedzialne decyzje mogą to święto zepsuć, a dodatkowo sprowadzić zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Trzeba z tej sytuacji wyciągnąć wnioski na przyszłość" - skomentował na Twitterze.
To powinno być święto piłki i kibiców. Elementem kibicowania są też oprawy - bardzo często patriotyczne.
— Kamil Bortniczuk (@KamilBortniczuk) May 2, 2022
Nieodpowiedzialne decyzje mogą to święto zepsuć, a dodatkowo sprowadzić zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.
Trzeba z tej sytuacji wyciągnąć wnioski na przyszłość. https://t.co/tcHZS8pyuS
W dyskusję włączył się także prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
"Zakaz wnoszenia flag i banerów większych niż 2x1.5 m na mecz o Puchar Polski na Stadionie Narodowym to była decyzja Państwowej Straży Pożarnej. Takie samo zezwolenie wydane było w 2019 roku" - napisał na Twitterze.
Na wpis prezydenta odpowiedział rzecznik prasowy komendanta głównego PSP Karol Kierzkowski.
"Szanowny Panie Prezydencie @trzaskowski_ uprzejmie proszę nie wprowadzać opinii publicznej w błąd. Państwowa Straż Pożarna wydała pozytywną opinię dotyczącą bezpieczeństwa pożarowego meczu #LPORCZ, w której "nie zaleca się wnoszenia flag i banerów większych niż 2x1,5m" - napisał. W kolejnym wpisie dodał, że decyzję o pozwoleniu na organizację imprezy masowej na stadionie wydaje prezydent Warszawy, a o bezpieczeństwo uczestników zapewnić ma organizator, w tym wypadku PZPN.
Później rzeczniczka prasowa stołecznego ratusza Monika Beuth-Lutyk zamieściła na Twitterze skany opinii wydanej przez Komendanta Miejskiego Państwowej Straży Pożarnej. "Wyjaśniam dalej - opinia Straży Pożarnej była pozytywna POD WARUNKIEM ZAKAZU wnoszenia banerów lub flag większych niż 2x1. 5 m" - napisała Beuth-Lutyk.
Broniący trofeum piłkarze Rakowa Częstochowa wygrali z Lechem Poznań 3:1 (2:0).
Autorka/Autor: katke/gp
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24