Za leczenie psów ma zapłacić 28 tysięcy złotych, zawiadomił policję

Psy pani Magdy i pana Tomasza zachorowały na parwowirozę
Ranny pies leżał w krzakach, trafił pod opiekę weterynarzy, jest już po operacji (materiał archiwalny)
Źródło: Urząd Gminy w Komańczy
Za pobyt w klinice weterynaryjnej i leczenie pięciu psów pan Tomasz otrzymał trzy faktury na łączną kwotę 28 tysięcy złotych. Sprawę zgłosił policji, bo - jak twierdzi - przez długi czas nie mógł odebrać czworonogów i nie otrzymał informacji, z czego wynika tak wysoka kwota. Pełnomocnik lecznicy przekonuje, że o wszystkich opłatach właściciele zwierząt są informowani na początku leczenia.

Pani Magda i pan Tomasz są właścicielami pięciu psów rasy american bully (trzech szczeniaków i dwóch suk). W połowie lutego szczeniaki zawieźli do lecznicy w powiecie piaseczyńskim. - Dwa szczeniaki miały pozytywny wynik parwowirozy, musiały dostać surowicę - mówi nam pani Magda. Parwowiroza to wysoce zakaźna choroba określana również psim tyfusem".

Wysokie rachunki za leczenia psów 

Według właścicieli zwierząt, lecznica poinformowała, że koszt leczenia trzech szczeniaków z pobytem w szpitalu zakaźnym, wyniesie sześć tysięcy złotych. - 13 lutego zostawiliśmy psy i odebraliśmy fakturę na umówioną kwotę - relacjonuje kobieta.

Dwa dni później odebrali jednego szczeniaka, okazało się, że nie został zarażony. 16 lutego do lecznicy z objawami tej samej choroby zawieźli także dwa pozostałe psy: dziewięciomiesięczną Lunę i półtoraroczną Balbinę.

- Poinformowano nas, że koszt leczenia to 400 złotych za dzień pobytu w lecznicy - mówi pan Tomasz. I dodaje, że w recepcji przekazano, iż fakturę za dwa kolejne psy otrzyma mejlem. - Gdy wróciłem do domu, jeszcze tego samego dnia, odebrałem wiadomość z fakturą na kwotę 17 tysięcy złotych. Z poprzednią, to było w sumie 23 tysiące złotych - opowiada.

Szczeniaki wróciły do domu po pięciu dniach pobytu w lecznicy.

Pomiędzy właścicielami czworonogów a lecznicą rozpoczął się spór o uregulowanie należności i opiekę nad przyjętymi do leczenia Luną i Balbiną.

Interwencja policji w lecznicy

Pan Tomasz mówi, że kilkukrotnie próbował dowiedzieć się, skąd wzięła się tak wysoka suma za leczenie. - Nie tylko nie otrzymałem wyjaśnień, ale również przestałem być informowany o stanie zdrowia pozostających w lecznicy Luny i Balbiny. Nie przekazano nam także karty informacyjnej z leczenia szczeniaków - wyjaśnia właściciel.

Pokazuje nam również korespondencję, jaką prowadził z lecznicą. "Stan Balbiny się pogarsza, ma liczne obrzęki na ciele! (…) Czynności medyczne inne niż podtrzymujące życie są wstrzymane do czasu zapłaty długu i zaliczki na kolejne leczenie. Jest niestety możliwość, że bez tych czynności pies nie przeżyje. Mamy ok. 2-3 godziny" - czytamy w wiadomości z 21 lutego.

Tego samego dnia otrzymał trzecią już fakturę, tym razem na kwotę pięciu tysięcy złotych. W połączeniu z dwoma poprzednimi łączna suma za leczenie wynosi 28 tysięcy złotych.

Pan Tomasz sprawę zgłosił policji. 24 lutego z funkcjonariuszami pojawił się w lecznicy, aby odebrać psy. - Nie zostały nam oddane, powiedziano, że zostają w klinice jako zabezpieczenie długu - mówi pan Tomasz.

Psy po pobycie w szpitalu są w złym stanie

Ostatecznie 28 lutego odebrał Balbinę i Lunę, które od razu zawiózł do lekarza weterynarii w Żyrardowie.

"Pies wylękniony, stan zwierzęcia średni, zwierzę wychudzone, wystają kości miednicy oraz żebra. Zapach jest odrzucający. Brak historii leczenia" - napisano o Balbinie w karcie informacyjnej z wizyty. Podobnie lekarz ocenił zdrowie Luny.

Na przełomie lutego i marca, po złożeniu zawiadomienia w Komendzie Powiatowej Policji w Piasecznie, jak twierdzi właściciel, przelał na konto lecznicy 15 tysięcy złotych, czyli nieco ponad połowę kwoty, jaka widnieje na fakturach za opiekę weterynaryjną.

"Usługi weterynaryjne w całodobowej klinice muszą wiązać się z kosztami leczenia"

O wyjaśnienie kosztów leczenia zwierząt zwróciliśmy się do lecznicy, do której trafiły psy.

"Niestety, w związku z obowiązującą nas tajemnicą zawodową oraz faktem, iż zostały podjęte z naszej strony kroki prawne na kanwie zarówno procedury karnej, jak i cywilnej, a także z uwagi na dobro tych postępowań, mimo szczerych chęci muszę pozostawić pytania bez komentarza" - zastrzegł na wstępie pełnomocnik lecznicy Ksawery Kurski.

W dalszej części odpowiedzi pełnomocnik zwrócił uwagę, że "usługi weterynaryjne w całodobowej klinice muszą wiązać się z kosztami leczenia, bo po pierwsze, lekarze też muszą zarobić na życie, a po drugie wyposażenie lecznicy jest niezwykle drogie". I dodał: "klienci często nie rozumieją wysokości stawek, przyzwyczajeni do obsługi medycznej finansowanej przez publicznego płatnika – jak NFZ".

Pełnomocnik podał konkretne kwoty zakupu sprzętu do badań: "cena USG to koszt 140 tysięcy złotych, RTG 130 tysięcy złotych, a aparat do biochemii to 60 tysięcy złotych".

"Klienci nie płacą za leczenie zwierząt"

Ksawery Kurski poinformował również, że jeśli kwota leczenia przekracza dwa tysiące złotych, klient w lecznicy podpisuje dokument, w którym potwierdza, że został poinformowany o "znacznych kosztach leczenia".

"Jednak mimo tego klienci z różnych powodów starają się nie zapłacić za leczenie (na przykład w przypadku zgonu zwierzęcia), wtedy właściciele kliniki spotykają się z trudnościami w odzyskaniu należności za świadczone usługi" – wyjaśnił pełnomocnik lecznicy.

Przyznał jednocześnie, że w takich sytuacjach interweniuje policja, a sprawy trafiają do sądu.

"Jesteśmy stawiani w bardzo niekomfortowej sytuacji, policja wezwana na miejsce rozkłada ręce, my narażamy się na krytykę w internecie, która potrafi bardzo zaszkodzić w tej branży, a sprawa trafia do sądu, gdzie będzie się toczyć przez najbliżej 3-6 lat. Dotychczas nie przegraliśmy żadnej sprawy sądowej, wszystkie kończyły się nakazami zapłaty. Za nerwy, nieprzespane noce, godziny spędzone na telefonie oraz naruszoną reputację nie zwróci nam nikt" – stwierdził Kurski.  

Postępowanie pod nadzorem prokuratury

Policja z Piaseczna potwierdziła, że w sprawie rozliczenia kosztów leczenia zwierząt "jedna ze stron złożyła zawiadomienie".

- Postępowanie prowadzone jest przez Wydział do Walki z Przestępczością Gospodarczą i Korupcją Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie, pod nadzorem prokuratury. Z uwagi na toczące się postępowanie udzielenie szerszego komentarza w tej sprawie na tym etapie nie jest możliwe - przekazała aspirat sztabowa Magdalena Gąsowska z policji w Piasecznie.

Policjantka dodała także, że - jak wynika z zapisu w Systemie Wspomagania Dowodzenia - w ciągu ostatnich dwóch latach w lecznicy policjanci interweniowali dwa razy: 24 lutego oraz w innej sprawie 1 listopada 2023 roku.

Czytaj także: