To już trzeci problem z bombardierem w tym roku. Samolot LOT-u znowu musiał awaryjnie lądować. Znowu to ta sama maszyna i znowu ma coś nie tak z podwoziem. W styczniu tak bardzo było "nie tak", że podczas lądowania samolot uderzył nosem w pas startowy. Dlaczego maszyna wciąż lata, a usterka wraca?
W tym przypadku powiedzenie "nic dwa razy się nie zdarza", nie jest prawdziwe. "Do trzech razy sztuka" - też nie. Feralny bombardier znowu lata, a to, co się z nim dzieje, ma być dowodem na coraz większe bezpieczeństwo lotów.
- To, co świadczy o bezpieczeństwie, to jest to, że systemy samolotu pozwalają w odpowiedni sposób zareagować na to i, na przykład, pozwolić na takie lądowanie, jakie miało miejsce. To nie było lądowanie awaryjne, to było normalne lądowanie - zapewnia Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT-u.
Norma, nie wyjątek
W poniedziałek samolot lecący do Gdańska, musiał zawrócić do Warszawy, gdy komputer wykazał, że mogło dojść do niedomknięcia klap w podwoziu. Trzy tygodnie temu wracał z tej samej trasy i z tego samego powodu. W styczniu awaryjnie zakończył się lot z Krakowa. Tu nie chodziło o niedomknięte klapy, a o niezablokowaną goleń przedniego zawieszenia. Jak się okazuje - w przypadku tych maszyn to nie wyjątek, a norma.
- Ponieważ kłopoty z podwoziem mają nie tylko samoloty LOT-u, ale też było wiele przypadków w wielu innych liniach lotniczych, miałem nadzieję, że ten problem został już rozwiązany przez producenta - stwierdza Cezary Orzech, ekspert lotniczy.
Nie został. Pytaliśmy producenta o problemy, ale na razie odpowiedzi brak. Bombardier Q400 to dość nowoczesna maszyna turbośmigłowa. Może nią podróżować prawie osiemdziesiąt osób. Ma zasięg do dwóch i pół tysiąca kilometrów. W różnych liniach świata lata ponad tysiąc egzemplarzy.
Awarie się zdarzają
- LOT obsługuje bodajże 10 tego typu maszyn. Codziennie każda z tych maszyn wykonuje około dziesięciu połączeń dziennie, więc około stu lotów dziennie, a tych przypadków jest kilka - mówi Krzysztof Zdanowski, pilot.
Awarie się zdarzają. Pytanie tylko - czy w tym konkretnym przypadku nie za często?
- To się zdarza i ma prawo się zdarzyć. Tak, jak każde narzędzie, czy pojazd mechaniczny, ma prawo się zepsuć. To jest również kwestia części podzespołów, które produkuje Bombardier i również z producentem przewoźnik jest w stałym kontakcie - informuje Michał Witkowski z Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Urząd Lotnictwa Cywilnego sytuację kontroluje, a sami piloci przekonują, że ten incydent, awaria czujnika klap, nie miał wpływu na bezpieczeństwo.
"Kołowrotek emocji"
- Nie była to sytuacja niebezpieczna, sytuacja awaryjna. Piloci zrobili to, co powinni byli zrobić, czyli zawrócili do Warszawy, gdzie mają pełne zaplecze techniczne - mówi Oskar Maliszewski, pilot.
Piloci ćwiczą na symulatorach i są przygotowani na tego typu sytuacje, ale pasażerowie mniej, a na tak ekstremalny stres - wcale.
- Pojawia się kołowrotek emocji. Od strachu, przez przerażenie, i przede wszystkim - jest tu poczucie bezradności - tłumaczy Przemysław Staroń, psycholog z SWPS.
W poniedziałek do Gdańska bombardierem podróżował komplet pasażerów.
Paweł Płuska, "Fakty" TVN
mn/pm