Kilkadziesiąt osób zebrało się w poniedziałek wieczorem przed ambasadą Turcji przy Rakowieckiej. Protestowali przeciwko atakom sił tureckich na Afrin - miasto w północno-zachodniej Syrii, do których doszło w ostatni weekend.
"Solidarność naszą bronią" i "Wycofać wojska teraz" - takie okrzyki wznosili zebrani przed ambasadą. Jednym z protestujących był Mustafa Muhammed. Jak sam przyznał, jest Kurdem mieszkającym w Polsce od 30 lat, pochodzącym właśnie z miasta Afrin. - To, co zobaczyłem dwa i trzy dni temu, było straszne. Jako Kurd dostałem szoku - powiedział. Ze łzami w oczach mówił też, że martwi się o swoich bliskich, którzy są w Syrii.
Krytycznie odnosił się do władz "państw cywilizowanego świata", że nie reagują na ataki. - Przez siedem lat walczyliśmy z tak zwanym Państwem Islamskim. Swoje życie oddali tam nasi chłopcy i nasze dziewczyny. Nie zasłużyliśmy na takie traktowanie - mówił.
W podobnym tonie wypowiadali się inny protestujący. - Dla mnie to jest bardzo bolesne. Mój wujek zginął wczoraj w walkach w tym rejonie - powiedział reporterowi TVN24 jeden z rozmówców.
"Gałązka oliwna"
O atakach, przeciwko którym protestowano w poniedziałek w Warszawie pisał portal tvn24.pl. Tureckie lotnictwo rozpoczęło w sobotę po zachodzie słońca ataki na kontrolowaną przez Kurdów enklawę Afrin w prowincji Aleppo na północnym zachodzie Syrii. Tamtejsi Kurdowie twierdzili, że atakowane były także dzielnice mieszkalne. Siły tureckie wydały oświadczenie z informacją, że ofensywa, którą nazwano "Gałązka oliwna", ma na celu ochronę granic Turcji, "zneutralizowanie" kurdyjskich bojowników w enklawie Afrin i uwolnienie tamtejszej ludności od "ucisku i opresji".
kw