Lawety z wyborczymi billboardami Patryka Jakiego, kandydata na prezydenta Warszawy, znalazły się na terenie Centrum Obsługi Administracji Rządowej (COAR) przy Powsińskiej - ich fotografie udostępnili w mediach społecznościowych posłowie Platformy Obywatelskiej.
"Bum!!! @PatrykJaki trzyma swoje bilbordy w rządowej instytucji. Centrum Obsługi Administracji. Rządowej. Nielegalnie. Kodeksy wyborczy zabrania agitacji na terenach administracji rządowej!!! Kierujemy zawiadomienie do prokuratury i PKW" - napisał na Twitterze poseł Tomczyk.
Po południu zorganizowali też konferencję w tej sprawie.
Bum!!! @PatrykJaki trzyma swoje bilbordy w rządowej instytucji. Centrum Obsługi Administracji. Rządowej. Nielegalnie. Kodeksy wyborczy zabrania agitacji na terenach administracji rządowej!!! Kierujemy zawiadomienie do prokuratury i PKW @MKierwinski Sam sobie chciał wynająć teren? pic.twitter.com/eXOYXpvDO3— Cezary Tomczyk (@CTomczyk) 5 października 2018
"Łamane jest prawo"
- Po raz kolejny infrastruktura państwowa jest wykorzystywana przez ministra Jakiego do tego, aby prowadzić kampanię wyborczą - ocenił Kierwiński. Jak podkreślił, zgodnie z Kodeksem wyborczym, prowadzenie agitacji wyborczej na terenie administracji rządowej, samorządowej czy na terenie zakładu pracy, podlega karze grzywny. - W sposób jawny łamane jest tutaj polskie prawo wyborcze - podkreślił Kierwiński.
Tomczyk poinformował, że w COAR spotkali się z naczelnik Wydziału Administracyjnego, która miała przyznać, że na terenie centrum przechowywane są materiały wyborcze Jakiego.
- Poinformowano nas również, że po wstępnych ustaleniach z pewną zewnętrzną firmą z Torunia, zdecydowano się na wynajem powierzchni na przetrzymanie lawet, które miały być jednak pozbawione jakichkolwiek znaków, nie mogły być elementem agitacji wyborczej. Dlatego że jest to zakazane wprost w Kodeksie wyborczym - mówił poseł PO.
Jak przekazał Tomczyk, szefowa Wydziału Administracyjnego COAR poinformowała ponadto, że stojące lawety z plakatami kandydata są niezgodne z ustaleniami, które zawarło COAR.
Problemowa umowa
- Dowiedzieliśmy się też, że w momencie, kiedy przybyliśmy do COAR, nie było żadnej umowy na fakt, że stacjonuje tu ponad 20 lawet Patryka Jakiego. Ta umowa była podpisana 26 września jednostronnie przez dyrektora (COAR - red.) Andrzeja Gadomskiego, ale nie było podpisu drugiej strony - relacjonował Tomczyk. - Powiedziono nam, że właśnie czekają na podpis i w ciągu 30 minut uzyskano podpis pod tą umową. Gdyby nie nasza dzisiejsza interwencja poselska, jesteśmy absolutnie przekonani, że ta umowa absolutnie nigdy nie weszłaby w życie - ocenił.
Poseł Marcin Kierwiński zapewnił, że Platforma "nie zostawi tej sprawy". - To nie pierwsza sytuacja, gdzie wykorzystywany jest majątek państwowy do prowadzenia kampanii wyborczej. My tę sprawę zgłosimy do Państwowej Komisji Wyborczej, aby przyjrzała się finansowaniu kampanii Patryka Jakiego - zadeklarował.
Zapowiedział też zgłoszenie sprawy do prokuratury. - Jest dla nas rzeczą oczywistą, że tak ordynarne wykorzystywanie mienia publicznego do prowadzenia kampanii wyborczej jest rzeczą, którą prokuratura powinna się zająć - dodał.
Według Tomczyka, hasło wyborcze Jakiego "Ambitna i uczciwa Warszawa", wobec tego że w Centrum Obsługi Administracji Rządowej, na terenie należącym do Skarbu Państwa są przechowywane billboardy Patryka Jakiego, "brzmi jak ponury żart".
Oświadczenie COAR
Po konferencji posłów Platformy, COAR opublikował oświadczenie, w którym poinformowano o wypowiedzeniu umowy firmie Sup Ultimate z Torunia (o której mówił Tomczyk).
"W związku z wykorzystaniem udostępnionych miejsc postojowych niezgodnie z zapisami umowy, w dniu dzisiejszym Centrum Obsługi Administracji Rządowej wypowiedziało przedmiotową umowę i zobowiązało Sup Ultimate S. A. do usunięcia przedmiotu umowy z terenu COAR" - czytamy w komunikacie.
"Centrum Obsługi Administracji Rządowej oświadcza, że zawarcie umowy odbyło się na zasadach komercyjnych oraz zgodnie z obowiązującymi przepisami" - zaznaczają pracownicy COAR.
"Rzeczy trzeciej wagi"
Do sprawy odniósł się w rozmowie z "Faktami" TVN szef sztabu wyborczego Patryka Jakiego. - Nasza umowa polegała na tym, że mamy udostępnione przyczepy, które mają podróżować i zostać postawione w różnych częściach Warszawy - tłumaczył Oliwer Kubicki. Zapewnił także, że sztab nie wiedział, gdzie przyczepy zostaną zaparkowane zanim trafią w wyznaczone miejsca, a umowa była podpisana z firmą, która miała wykonać konkretną usługę, a nie z instytucją rządową.
Na pytanie, czy sytuacja nie wydaje mu się niestosowana, odpowiedział: - Gdyby jakiś billboard z kandydatem stanął przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, pewnie byłby to problem. Mówimy tutaj o parkingu, na którym stanęły nośniki.
Dalej zapewnił, że przyczepy zostaną zabrane z parkingu COAR. - Natomiast robienie z tego awantury politycznej, pokazuje tylko słabość naszych przeciwników, którzy zajmują się rzeczami trzeciej wagi, ponieważ postawienie gdzieś przyczepy, używanie jakiegoś miejsca jako parkingu, to nie agitacja wyborcza. Jeżeli do mnie przyjeżdżają z drukarni ulotki wyborcze i położę je w piwnicy, to chyba nie oznacza, że w tej piwnicy odbywa się agitacja wyborcza, dlatego, że leżą tam ulotki. To jest absurdalne - ocenił Kubicki.
Do całej sprawy na Twitterze odniósł się także szef kancelarii premiera Michał Dworczyk. Nazwał ją "pseudoaferę" i porównał "do tej z pożarem toi-toia pod blokiem posła Krzysztofa Brejzy". "Takie kapiszony to specjalność totalnej opozycji" - napisał.
BUM! Kolejna pseudoafera wykryta przez polityków PO, podobna do tej z pożarem toi-toia pod blokiem posła @KrzysztofBrejza. Takie kapiszony to specjalność totalnej opozycji. @MKierwinski @CTomczyk https://t.co/YOVSAIhZT4— Michał Dworczyk (@michaldworczyk) 5 października 2018
PAP/kw/b