Włoski renesans z PRL w centrum Warszawy

Tak ma wyglądać Ufficio Primo po modernizacji... / fot. materiały inwestora
Tak ma wyglądać Ufficio Primo po modernizacji
Źródło: | Eurosport
Niepozorna kostka przy Wspólnej to jeden z ciekawszych budynków z lat 50. Gdy przyjrzeć mu się bliżej, zaczyna ujawniać swoje sekrety. Prawdziwe niespodzianki kryje jednak w remontowanym właśnie wnętrzu.

Nie ma wątpliwości, że Ufficio Primo - bo tak nazywa się teraz budynek przy Wspólnej 62 - stanie się niebawem jednym z bardziej prestiżowych adresów biurowych w Śródmieściu. Do tej pory białych kołnierzyków tam nie widywano, chyba że w wersji casual. W podziemiach budynku działał bowiem klub Ground Zero, a miłośnikom clubbingu w pamięć zapadło z pewnością okrągłe wnętrze nakryte kopułą, opartą na potężnych łukach.

Przewrotny żart z partii

To wnętrze było pierwotnie schronem szykowanym na wypadek wojny z imperialistycznym Zachodem. Terminologia nie przypadkowa - budynek powstał bowiem jako siedziba prezydium rządu Polski Ludowej. Ale "władza" nie zajęła go na długo. Może w końcu poznała się na ironii?

Autorem projektu był Marek Leykam - przedwojenny architekt, któremu udało się odnaleźć w "nowej rzeczywistości" bez szkody dla indywidualnego stylu i architektonicznej erudycji. Był współautorem Stadionu Dziesięciolecia, a także autorem poznańskiego "Okrąglaka" i basenów Legii przy Łazienkowskiej. Projektował też obiekty przemysłowe, m.in. na Żeraniu i w Ursusie.

Przy Wspólnej, w budynku realizowanym w stalinizmie, zawarł czytelne nawiązania do pałacowej architektury renesansowej Florencji. Decydujący o realizacji Bolesław Bierut nie poznał się jednak na tych aluzjach i tym sposobem w samym centrum stolicy stanął budynek o architekturze, która do dziś zaskakuje elegancją i raczej nie kojarzy się z socrealizmem.

Powietrze za 16 milionów euro

Doskonałe proporcje i podziały elewacji to jednak nie jedyna zaleta tego gmachu. Prawdziwa niespodzianka kryje się we wnętrzu. Po minięciu głównego wejścia i kilku stopni okazuje się bowiem, że budynek jest w gruncie rzeczy... pusty. Jego centrum stanowi spektakularne, okrągłe atrium, otoczone galeriami kolejnych pięter. Całość wieńczy przeszklony dach z układem okrągłych świetlików, pochodzących ponoć z bunkra Hitlera.

- 2/3 kubatury stanowi powietrze. Bardzo piękne powietrze - śmieje się Jan Lubomirski-Lanckoroński, prezes należącej do Jana Kulczyka spółki Euro-Invest, która remontuje budynek. - Gdybyśmy chcieli postawić w tym miejscu porównywalny biurowiec klasy A+, wydalibyśmy z pewnością znacznie mniej, niż na remont tego gmachu. Ale szanujemy i doceniamy jego wartość - podkreśla inwestor.

Choć budynek nie jest wpisany do rejestru zabytków, projekt został uzgodniony z konserwatorem.

Firma szacuje koszt realizacji na 16 milionów euro. Remont minął właśnie półmetek, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Atrium wypełnia bowiem nie mniej spektakularna konstrukcja z rusztowań, wokół której uwijają się robotnicy. Ściany odarte są z tynków i oryginalnych instalacji.

- Budynek był technologicznie przestarzały. Nie mieliśmy wyboru - chcąc go zachować, musieliśmy w stary szkielet wepchnąć zupełnie nową strukturę - tłumaczy architekt Andrzej Skopiński.

"Wpychanie" ma się zakończyć za około siedem miesięcy. Wtedy też do renesansowego pałacu w centrum Warszawy wprowadzić się będą mogli pierwsi najemcy.

Włoski renesans z PRL w centrum Warszawy

Karol Kobos

Czytaj także: