Niewielki murowany pałacyk na Młocinach powstał w 1758 roku dla Henryka von Brühla, ministra Augusta II. W latach świetności słynął z hucznych zabaw. Bywali tu m.in. August III Sas i Stanisław August Poniatowski. Przez lata przechodził z rąk do rąk. Częściowo zniszczony w czasie wojny, został odbudowany w czasach PRL-u. Stał się wtedy siedzibą Muzeum Etnograficznego, potem znalazł się pod opieką Polskiej Akademii Nauk.
- Ten pałac był zwany swego czasu Łazienkami Północy - mówi Mirosław Kaczyński, który mieszka w sąsiedztwie pałacu. – Teraz stanęło wszystko w miejscu. Budynek niszczeje – alarmuje.
Jak do tego doszło? W latach 90. spór o budynek toczyła spadkobierczyni dawnych właścicieli i Polska Akademia Nauk. Wyrokiem sądu pałac został zwrócony kobiecie. Ta jednak sprzedała nieruchomość Sławomirowi Tomaszewskiemu, honorowemu prezesowi Austriackiego Forum Polonii. Nowy właściciel chciał obok pałacu wybudować dziewięć apartamentowców, nie dostał jednak na nie pozwolenia, więc budynek sprzedał. Tym razem nowym właścicielem stał się warszawski prawnik.
- Interesowałam się nim już z pięć lat wcześniej i po negocjacjach kupiłem go w 2007 czy 2008 roku - opowiada Sylwester Gardocki, obecny właściciel pałacyku. Nie chce jednak zdradzić, jaką cenę zapłacił za młocińską nieruchomość. Według szacunków, mogło to być jednak nawet 18 mln złotych – za rozkradzioną ruinę w 4-hektarowym parku.
"Wypruty ze wszystkiego"
- Pałac został wypruty ze wszystkiego. Zniknęły zabytkowe kasetony, kominki, marmurowe parapety, stolarka gdzieś się rozpłynęła – wylicza Kaczyński.
Nie wiadomo, kto i kiedy to wszystko wyniósł. Cień podejrzeń pada m.in. na pracowników Polskiej Akademii Nauk. – Z tego, co mi wiadomo, część rzeczy była wymontowana przy okazji remontu – zaznacza Kaczyński. Część wyposażenia miał wynieść również przedostatni właściciel. Jak tłumaczył, chciał w ten sposób zapobiec kradzieży. Po sprzedaży wyjechał jednak z Polski. Reporterowi TVN 24 nie udało się z nim skontaktować.
Remont za miliony
- Obecny właściciele nie wyniósł stąd nic, bo został to już puste – podkreśla Mirosław Kaczyński. Od siedmiu lat nic nie dzieje się również we wnętrzach pałacyku, choć obecny właściciel zapewnia, że chce go jakoś wykorzystać. Jak się jednak okazuje, jego wizja nie jest zbieżna z wizją konserwatora zabytków.
– Każdy reprezentuje swój interes, i urząd też. Ja tam nie chcę zrobić żadnej restauracji, żadnego hotelu. Chcę po prostu odrestaurować budynek, ale dostosowując go wewnętrznie do funkcji współczesnej i tyle – zapewnia Gardocki i dodaje, punktem spornym miedzy nim a konserwatorem zabytków są "drobne rzeczy", np. świetlik nad basenem, kostka brukowa czy wysokość dachu. Jak ustalił reporter TVN 24, remont budynku według wytycznych konserwatora może kosztować nawet 30 mln złotych.
- To dosyć istotny zabytek w zasobie Warszawy. Jego właściciel może liczyć na pomoc miasta w kwestii dotacji na remont – wyjaśnia Piotr Brabander, stołeczny konserwator zabytków. Suma, którą proponuje miasto, nie odpowiada jednak Gardockiemu. – To śmieszna suma w stosunku do potrzeb – komentuje.
I tak błędne koło się zamyka, a pałac, który przetrwał ponad 200 lat, może niebawem zmienić się w stertę gruzu.
Rafał Stangreciak, "Czarno na białym" /jk/b