Przepychanka między zarządem dzielnicy Bemowo a stołecznym ratuszem trwa w najlepsze już od czterech miesięcy. Jednak genezy konfliktu należy szukać wcześniej i wiąże się ona z osobą Jarosława Dąbrowskiego, byłego burmistrza dzielnicy i wiceprezydenta Warszawy.
Jeszcze niedawno był gwiazdą samorządu. W czasie swoich siedmioletnich rządów (2006-2013) na Bemowie Jarosław Dąbrowski uchodził za dobrego gospodarza. Inwestycje w sieć bezprzewodowego internetu czy wypożyczalnie rowerów Bemowo Bike tworzyły wizerunek nowoczesnej dzielnicy. Dąbrowski dobrze żył z mediami, swobodnie czuł się przed kamerą, wydawał nawet własną gazetę, która opisywała kolejne sukcesy burmistrza.
Nagły awans
W czerwcu 2013 roku awansował do "dużego ratusza". Po zdymisjonowaniu swojego zastępcy Jarosława Kochaniaka, który nie radził sobie z reformą śmieciową, Hanna Gronkiewicz-Waltz szukała zaufanego człowieka. Sięgnęła wówczas po Dąbrowskiego.
W awansie nie zaszkodziła mu nawet opisywana w lokalnych mediach sprawa przyznania poza kolejnością mieszkania komunalnego matce przyjaciółki w 2010 roku. W stołecznym ratusz mówiono wówczas, że "każdy może popełnić błąd". Skończyło się na upomnieniu.
Wiceprezydentowi Dąbrowskiemu udało się sfinalizować wprowadzenie nowego systemu odbioru odpadów. Jego akcje rosły, aż do kwietnia 2014 roku, kiedy ze stanowiskiem wiceburmistrza Bemowa pożegnał się Paweł Bujski, wcześniej współpracownik Dąbrowskiego. Nieoficjalnie mówiło się, że Bujski usilnie próbował rozwikłać sprawę nieprawidłowości w dzielnicy, o których donosili mu pracownicy.
Niespodziewany upadek
Były wiceburmistrz rozesłał do mediów oświadczenie, w którym zarzucał Dąbrowskiemu nepotyzm, mobbing, nadużywanie władzy i niejasności przy inwestycjach. Dąbrowski nazwał te oskarżenia "bredniami", ale szybko okazało się, że awantury nie da się wyciszyć.
Hanna Gronkiewicz-Waltz zleciła kontrolę w bemowskim ratuszu. Jeszcze przed ogłoszeniem ich oficjalnych wyników Jarosław Dąbrowski podał się do dymisji. Tłumaczył, że nie chce być obciążeniem wizerunkowym dla pani prezydent. Dymisja została przyjęta. Kontrola potwierdziła część zarzutów Bujskiego.
Sprawa zajęła się też prokuratura. – Śledztwo cały czas jest w toku. Na razie nikomu nie postawiono żadnych zarzutów – mówi nam Przemysław Nowak, rzecznik prokuratury okręgowej.
Zaskakujący powrót
Choć wydawało się, że kariera polityczna Dąbrowskiego jest skończona, ten postanowił powalczyć. Z gronem najbliższych współpracowników powołał własny komitet wyborczy i ku ogólnemu zaskoczeniu zdobył najwięcej mandatów - 9. Ale nawet wtedy wydawało się, że zostanie zmarginalizowany. Władze lokalnych struktur PO i PiS zadeklarowały stworzenie egzotycznej koalicji, aby tylko nie dopuścić eksburmistrza do władzy.
Dąbrowski jednak nie złożył broni - przeciągnął do swojego klubu pięciu radnych PO. Rozłamowcy wraz z ludźmi byłego burmistrza wybrali go na przewodniczącego rady dzielnicy.
Namaścił następcę
Na czele nowego zarządu Bemowa stanął natomiast jego były rzecznik, a potem zastępca - Krzysztof Zygrzak. Natychmiast pojawiły się glosy, że to niedawny wiceprezydent stolicy będzie rządził dzielnicą "z tylnego fotela". Nowy burmistrz zaprzecza, ale swoich rozlicznych powiązań z dawnym pryncypałem się nie wypiera.
– To mój wieloletni współpracownik. Widzieliśmy, że kandydatura Jarosława Dąbrowskiego na burmistrza byłaby trudna dla przełknięcia dla Hanny Gronkiewicz-Waltz ze względów czysto osobistych. Stąd powołano skład zarządu, który nie powinien budzić kontrowersji – tłumaczy dziś Zygrzak.
Krzysztof Zygrzak o relacjach z Jarosławem Dąbrowskim
Konflikt z ratuszem
Hanna Gronkiewicz-Waltz od razu zapowiedziała, że nie przekaże pełnomocnictw koniecznych do sprawnego dzielnicą zarządowi związanemu ze swoim niedawnym zastępcą.
Prezydent ustanowiła dla dzielnicy swoich pełnomocników, ale władze Bemowa odprawiły ich z kwitkiem. Zygrzak oskarżył Gronkiewicz-Waltz o zamach na demokrację i przekraczanie uprawnień. Od kilku miesięcy obie strony przerzucają się opiniami swoich prawników. Końca konfliktu nie widać.
Dochodzi do scen żenujących. "Gazeta Stołeczna" opisywała urzędników, którzy barykadują się w gabinetach albo uciekają przez okno przed wysłannikami z ratusza. Zygrzak miał własnoręcznie zdemontować kamery monitoringu w urzędzie, ponieważ czuł się szpiegowany przez prezydent Warszawy.
Przedmiotem sporu stał się też telebim umieszczony nad głównym wejściem do urzędu dzielnicy przy ul. Powstańców Śląskich. Urzędujący burmistrz wykorzystuje go do krytyki swojej przełożonej. W styczniu wyświetlał informację o tym, że "prezydent ignoruje demokrację, łamie prawo i próbuje siłą przejąć władzę na Bemowie".
W poniedziałek przekroczona została kolejne granica. Na fasadzie urzędu pojawiły się z kolei dwa ogromne banery z wizerunkami Hanny Gronkiewicz-Waltz i prezydenta Rosji Władimira Putina. Czytaj więcej o sprawie.
jb/b