Podczas powstania w getcie warszawskim zeszli do bunkrów i kryjówek, sprzeciwili się Niemcom i narzuconemu przez nich systemowi mordowania bezbronnych w obozach zagłady. Od 18 kwietnia w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN będzie można oglądać wystawę "Wokół nas morze ognia. Losy żydowskich cywilów podczas powstania w getcie warszawskim".
- Koncepcja wystawy i opowiedzenia o cywilach podczas powstania w getcie warszawskim była inicjatywą prof. Barbary Engelking, która od lat zajmuje się tą tematyką, jednak nie była to wiedza powszechnie znana szerszej publiczności. Zależało nam, by przez wystawę przywrócić pamięć o losach blisko 50 tysięcy ludzi, którzy nie należeli do organizacji konspiracyjnych w getcie i nie walczyli z bronią w ręku. Pozostali w ukryciu i w ten sposób stawili opór wobec likwidacji getta. Chcemy przekazać widzom uczucia i emocje, jakie towarzyszyły tym, którzy nie poddali się niemieckiemu nakazowi i zamiast stawić się do transportu do obozu pracy – już wtedy było wiadomo, że deportacja oznaczała zagładę – ukryli się, zeszli do piwnic i bunkrów - powiedziała kuratorka wystawy Zuzanna Schnepf-Kołacz.
Ukrywali się podczas powstania w bunkrach
Zwróciła uwagę, że "większość śladów po cywilach w powstaniu została zniszczona, spalona, unicestwiona przez oprawców". - Głównym materiałem do opowiedzenia o ich przeżyciach stały się dla nas słowa, które pozostawili po sobie bohaterowie i bohaterki naszej wystawy – przejmujące relacje z "piekła", "dantejskiego inferno", jak pisali o swojej sytuacji. Autorzy i autorki tych zapisów stali się przewodnikami – ich głosy prowadzą nas przez wystawę, a zarazem przez ich przeżycia. To pięć kobiet i siedmiu mężczyzn. Ukrywali się oni podczas powstania w bunkrach w różnych miejscach na terenie getta warszawskiego - opowiadała o wystawie Zuzanna Schnepf-Kołacz.
Przekazała, że "świadectwa, których fragmenty czytamy i słyszymy na wystawie, powstały w trakcie powstania (dzienniki Maryli i anonimowej kobiety), podczas ukrywania się po stronie "aryjskiej" (zapisy Sewka Okonowskiego, Miry Piżyc, Mieczysława Barucha Goldmana, Maura, Leona Najberga) lub we wczesnych latach powojennych (wspomnienia Mietka Pachtera, Stelli (Stefanii) Fidelseid, Symchy Binema Motyla)". - Tylko dwie relacje pochodzą z późniejszych lat (Łazarza Menesa i Krystyny Budnickiej). W doborze tekstów źródłowych i, co za tym idzie, historii oraz postaci bohaterów i bohaterek wystawy, zależało nam na tym, aby perspektywa autorów i autorek świadectw była jak najbliższa czasowi powstania, w jak najmniejszym stopniu dotknięta późniejszymi narracjami i przetworzona przez pamięć - dodała.
Jednym z kluczowych materiałow, bezpośrednio związanym z losami cywilów w powstaniu, które znajdą się na wystawie, będą dwa dzienniki pisane w bunkrach.
Zapiski w bunkrze dzień po dniu
- Ich autorki, dwie kobiety: jedna o imieniu Maryla i druga o nieznanym imieniu i nazwisku, zginęły. Nie pozostawiły po sobie nic poza tymi zapisami. Ich fragmenty przytaczamy na wystawie. Jedynie dziennik Maryli przetrwał do dzisiaj w postaci oryginalnych zeszytów zapisanych w bunkrze dzień po dniu, godzina po godzinie. Dziennik anonimowej autorki zachował się najprawdopodobniej jako odpis - wyjaśniła.
Przekazała, że oryginał dziennika Maryli będzie pokazany na wystawie. Pierwszy z dwóch zachowanych brulionów jest w strzępach, niektóre z kartek są trudne lub niemożliwe do odczytania. - Drugi brulion, ostatni, ocalał w lepszym stanie. Zapisy, które przetrwały w całości, dotyczą okresu od 1 do 27 kwietnia 1943 r. Na wystawie traktujemy te zapisy z samego środka piekła jak największe skarby – świadectwa ocalałe "mimo wszystko" - podkreśliła Schnepf-Kołacz.
Dodała, że podobne znaczenie mają dla nich wykopaliska z terenu, gdzie obecnie stoi Muzeum POLIN. - Pokazujemy je na wystawie jako destrukty – spalone, stopione pod wpływem ognia, skorodowane i strawione przez wilgoć. Kawałki balustrady, drutu kolczastego, oderwana klamka, cegły… To fragmenty unicestwionej przestrzeni miejskiej, w której rozegrała się tragedia. Wydobyte spod ziemi łuski od nabojów bezpośrednio odnoszą się do powstania i wydarzeń, które rozegrały się w miejscu dzisiejszego Muzeum POLIN - zwróciła uwagę kuratorka wystawy.
Egzekucje cywilów
Przypomniała, że "w czasie powstania, właśnie tutaj, na dziedzińcu budynku Koszar Koronnych przy ul. Zamenhofa 19, odbywały się egzekucje cywilów wyciągniętych z bunkrów". - Inaczej jest w przypadku przedmiotów osobistego użytku: strzaskanych okularów, pękniętego cyferblatu zegarka, połamanego grzebienia, zardzewiałych kluczy czy stopionego kałamarza. Nie wiemy, do kogo należały i z jakiego czasu dokładnie pochodzą. Ważne jest natomiast, że były blisko ludzi, po których być może nie zostało nic innego, i że stanowiły część świata, który został zgładzony - wskazała.
Poinformowała, że na wystawie znajdą się dwa zespoły fotografii wraz z oryginalnymi kliszami, które trafiły do Muzeum POLIN i na wystawę, niemal w ostatniej chwili.
- Pierwszy z nich to zdjęcia wykonane w czasie powstania w getcie warszawskim przez Zbigniewa Leszka Grzywaczewskiego, który w czasie wojny pracował w Warszawskiej Straży Ogniowej. Negatywy zawierają 48 ujęć, 30 z nich pokazuje getto. Jest wśród nich 12 publikowanych już wcześniej zdjęć, zachowanych w formie odbitek w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie i Żydowskim Instytucie Historycznym, ale są i takie, które wcześniej nigdy nie były pokazywane. To widoki dymu nad gettem, na jego ulicach i podwórkach, wypalone domy, strażacy gaszący pożar, stojący na dachu domu i spożywający posiłek z metalowych menażek na ulicy. To jedyny znany obecnie historykom na świecie negatyw z czasu powstania ukazujący obrazy z wewnątrz getta, jak również unikatowe zdjęcia wykonane przez Polaka, a nie przez niemieckich żołnierzy, których celem było ukazanie Żydów w możliwie najgorszym świetle. Wykonywane przez nich zdjęcia służyły do celów propagandowych, jak raport przygotowany dla Himmlera przez Jurgena Stroopa - zaznaczyła.
Patrzą na płonące getto za murem
Drugi zespół fotografii i towarzysząca mu klisza to artefakty przyniesione do POLIN przez Aleksandrę Sobiecką, wnuczkę Rudolfa Dameca. - Autor zdjęć podchodzi blisko nie tylko do muru getta, ale także do ludzi, którzy patrzą się na płonące getto za murem. Można zobaczyć ich twarze, gesty, spojrzenia, detale ubioru, dostrzegamy wśród nich dzieci, dorosłych, ubranych elegancko i skromnie. Mamy obraz świata, który równolegle toczył swoje codzienne życie obok Zagłady za murem getta. Owa bliskość spojrzenia przez obiektyw jest wyjątkowa na tle innych zdjęć getta, zrobionych przez Polaków ze strony aryjskiej podczas powstania - oceniła. - Wiemy, że w mieszkaniu Dameca ukrywała się Żydówka. Jego spojrzenie na płonące getto nie jest anonimowe, wiemy, że jest to spojrzenie wrażliwe i świadome tego, co się dzieje - podkreśliła.
Dodała, że zdjęć ukazujących palące się podczas powstania getto i świadków mu się przyglądających po stronie tzw. aryjskiej – jest bardzo mało. W kolekcji Muzeum POLIN znajdują się dwa kolorowe slajdy autorstwa Zbigniewa Borowczyka, od lat prezentowane w galerii "Zagłada" wystawy stałej Muzeum.
Przez lata nie mówiło się o cywilach
Na pytanie, dlaczego przez lata niewiele mówiło się o cywilach przebywających w getcie w czasie powstania, odpowiedziała: - Narracja o powstaniu przez lata była skupiona na bojowcach i ich nierównej, skazanej na klęskę, bohaterskiej walce. I dodała: - Dominował obraz zbrojnego powstania, do którego historia ofiar cywilnych była dodatkiem. Więcej na ten temat było przekazów, materiałów i źródeł historycznych na temat walki. W środowiskach żydowskich po wojnie wiele miejsca poświęcono dokumentowaniu i opisom oporu zbrojnego podczas powstania. Osobista perspektywa cywilów nienależących do konspiracji w getcie nie była traktowana jako równoważna część tej historii. Nie bez znaczenia było milczenie samych Żydów ocalałych z Zagłady, którzy nie chcieli pamiętać i mówić o swoich wojennych przeżyciach. Starali się w Polsce lub za granicą, często w odległych częściach świata, odbudować swoje życie.
Wskazała, że "dużą rolę odgrywała też polityka historyczna uprawiana przez powojenne władze państwowe". - Zagłada i powstanie niejednokrotnie były wykorzystywane propagandowo. W zależności od bieżących celów politycznych eksponowano dany wątek w historii powstania przy jednoczesnym przemilczeniu innego. Walka zbrojna i bohaterstwo bojowców były zawsze bardziej "spektakularnym" tematem do honorowania niż cywile, którzy umierali w ciszy, uduszeni, spaleni w bunkrach, rozstrzelani lub wywiezieni do obozów - powiedziała. Dodała, że "Pomnik Bohaterów Getta, odsłonięty w 1948 r., w 5. rocznicę powstania, upamiętniał przede wszystkim bojowców". - Rewers, nigdy nieodsłonięty, ukazywał pochód wygnanych, prześladowanych cywilów idących na śmierć. Owa druga strona pomnika, widziana nie od strony placu, ale od strony ulicy Zamenhofa, nie była znana, nie istniała w powszechnej świadomości - zauważyła.
Kuratorka wystawy powiedziała, że do "heroizacji wojny i jej ofiar doszło także w Izraelu, gdzie walka bojowców podczas powstania w getcie warszawskim była traktowana jako wcielenie wartości syjonistycznych i jeden z mitów założycielskich państwa". - Los dziesiątków tysięcy cywilów idących w powszechnym przekonaniu bezwolnie na śmierć spotkał się z milczeniem, a nawet pogardą - mówiła.
Wskazała, że "zarówno w Polsce, jak i w Izraelu naukowcy zajmują się coraz więcej losami zwykłych ludzi podczas powstania, ich osobistą perspektywą Zagłady". - Ten proces w badaniach trwa już od lat i jest częścią szerszego podejścia związanego z degloryfikacją wojny. Natomiast opowiadanie historii powstania poprzez przeżycia żydowskich cywilów nie było dotychczas szeroko rozpowszechnione. Wystawa "Wokół nas morze ognia" jest jednym z pierwszych tego typu przedstawień skierowanych do szerokiej grupy odbiorców - podkreśliła.
Wystawa w 80. rocznicę powstania w getcie warszawskim
Wystawa stanowi część szerszego, całorocznego programu odbywającego się pod hasłem "Nie bądź obojętny. 80. rocznica Powstania w getcie warszawskim". Ekspozycja rekomendowana jest dla osób od 14. roku życia. Będzie prezentowana w Muzeum do 8 stycznia 2024 r.
Reporterka TVN24 Katarzyna Gozdawa-Litwińska rozmawiała z kolei z Joanną Fikus, kierowniczka działu wystaw Muzeum POLIN. Jak podkreśliła jej rozmówczyni, trudnością przy budowaniu wystawy o powstaniu w getcie warszawskim jest to, że "właściwie mamy tylko ich słowa". - W getcie było około 50 tysięcy cywilów. Natomiast bardzo niewiele zostawili po sobie. Zostawili swoje słowa, czasem nie wiemy, jak wyglądali. Czasami nie wiemy, co się z nimi wydarzyło - opisała.
Kierowniczka pokazała unikatowe zdjęcia, które zostały wykonane w kwietniu 1943 roku przez Rudolfa Dameca, polskiego inżyniera z Gdyni, który znalazł się w Warszawie i mieszkał przy ulicy Grzybowskiej. Był fotografem amatorem, pracował w zakładach optycznych. – Miał dostęp, tak sądzimy, do papierów fotograficznych i do negatywów. Jego wnuczka, pani Aleksandra Sobiecka, która znalazła się dwa miesiące temu, dowiedziała się o naszej wystawie i odezwała się do nas. Dzięki Mikołajowi Grynbergowi przyniosła nam prawdziwe skarby – wskazała.
ZPBACZ TAKŻE: Wystawy, koncerty i spektakle. Jest program obchodów 80. rocznicy powstania w getcie warszawskim
Zdjęcia nigdy nie były pokazywane
Podkreśliła, że są to zdjęcia nigdy niepokazywane, które zostały zrobione w czasie spaceru Rudolfa Dameca wzdłuż murów getta. Fotografie, które pokazała, przedstawiają teren dzisiejszej ulicy Elektoralnej i placu Bankowego. – To, co wydaje nam się najbardziej niezwykłe, to fakt, że widzimy ludzi, którzy wtedy w kwietniu 1943 roku, patrzą na płonące getto. Widzimy ich sylwetki, widzimy ich plecy, nie wiemy, co myśleli. Nie wiemy, jak reagowali. Ale możemy domniemywać, że z jakiegoś powodu ta tragedia, która rozgrywała się po drugiej stronie muru, nie była im obojętna – opisała Fikus.
Dodała, że wystawa "Wokół nas morze ognia" opowiada o ludności cywilnej, która chowała się i stawiała opór w czasie powstania w getcie warszawskim. Na jednej ze ścian muzeum zaprezentuje portrety bohaterek i bohaterów wystawy. Opisała, że udało się znaleźć część zdjęć bohaterów, ale nie wiadomo, jak część z nich się nazywała i jak potoczyły się ich losy. To nie przypadek, że widzowie zobaczą białe i puste ramy. – Ponieważ czasem nie wiemy, jak wyglądali. Niekiedy nie wiemy wręcz, jak się nazywali – powiedziała.
Jedną z głównych bohaterek wystawy jest Krystyna Budnicka, żyjąca do dziś w Warszawie. - Hena Kuczer, dziewczynka żydowska, która razem z rodziną ukrywała się w bunkrze na Muranowskiej. Udało jej się cudem przeżyć - opisała Fikus.
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24