Jak informuje Robert Koniuszy, oficer prasowy mokotowskiej policji, 42-latek umówił się z kobietą za pośrednictwem portalu internetowo. Mieli spotkać się w jego mieszkaniu.
- Z sympatią przyjął swojego gościa, zanim jednak przeszedł do bliższej znajomości, poczuł się senny i zasnął. Obudził się sam, bez towarzyszki. Około 8.00 rano zorientował się, że jest także bez gotówki i paru innych drogich rzeczy. Z mieszkania zniknęły pieniądze w kwocie około 22.000 złotych, dwa markowe smartfony, dowód osobisty, karty płatnicze, klucze do mieszkania oraz kluczyki do jego forda mondeo. Po chwili się okazało, że samochodu przed budynkiem także nie było. Noc wątpliwej przyjemności kosztowała go około 60 tysięcy złotych – wylicza policjant.
Pokrzywdzony sam zlokalizował telefon
Pokrzywdzony, zanim jeszcze powiadomił policję, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Wiedząc, że jeden ze smartfonów ma włączoną funkcję lokalizacji, używając innego telefonu komórkowego, ustalił, że sygnał nadawany jest z jednego z mieszkań przy Puławskiej.
- Pofatygował się więc tam późnym wieczorem i po krótkiej obserwacji napotkał na klatce schodowej kobietę, która u niego gościła wieczorem. Wmawiała mu, że nic nie ukradła. Chwilę później na miejscu pojawili się wezwani przez niego mundurowi. Twierdziła, że nie miała nic wspólnego z kradzieżą. Potwierdziła, że była u mężczyzny wieczorem, ale wyszła około godziny 1.00 w nocy, gdy zasnął – mówi Koniuszy.
Policjanci zapytali kobietę, czy ktoś jest w mieszkaniu. Najpierw twierdziła, że jest tam jej chora matka, której nie chce denerwować, a później twierdziła, że nie ma kluczy do mieszkania, ponieważ matka jej zabrała.
- Pokrzywdzony powiedział, że zanim podszedł do kobiety, stała ona na klatce schodowej z jakimś mężczyzną, który wszedł do środka. Funkcjonariusze dłużej nie czekali na zaproszenie. Skontaktowali się telefonicznie z prokuratorem, który mimo późnej pory zlecił przeszukanie mieszkania celem zabezpieczenia przedmiotów i śladów, które mogą być dowodami rzeczowymi w sprawie - opisuje policjant.
"Nie chcieli powiedzieć, gdzie ukryli samochód"
Jak dodaje "propozycja bardzo się nie spodobała kobiecie". - Niemniej jednak zapukała do mieszkania. Nie otworzyła im jej matka, a 45-letni partner, który jak później ustalili kryminalni, również brał udział w kradzieży. W jednej z kurtek w szafie policjanci znaleźli pęk kluczy należących do pokrzywdzonego – relacjonuje Robert Koniuszy.
Przejęto również około dwóch tysięcy złotych, które posiadała przy sobie 32-latka (reszty gotówki na razie nie znaleziono). Domownicy nie chcieli powiedzieć, gdzie ukryli samochód pokrzywdzonego. Oboje trafili do policyjnych cel.
- Zanim stanęli przed prokuratorem, policjanci z ursynowskiego wydziału kryminalnego operacyjnie ustalili, że do forda mondeo należącego do 42-letniego pokrzywdzonego wsiadł podejrzany. Mężczyzna odjechał nim na parking przy Jutrzenki na warszawskich Włochach. Tam policjanci zlokalizowali, odnaleźli i zabezpieczyli auto - przekazuje Robert Koniuszy.
Para już usłyszała zarzuty. Na wniosek policjantów, poparty przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Ursynów, Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa zastosował środek zapobiegawczy w postaci trzymiesięcznych aresztów. Podejrzanym grozi kara do pięciu lat więzienia.
Autorka/Autor: kz/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: KSP