Jak ustaliliśmy, wyrok w tej sprawie zapadł tuż przed świętami. Sąd Rejonowy dla Warszawy Woli uznał oskarżonego Piotra A. za winnego zarzucanego mu czynu (nieumyślnego narażenia na ciężkie kalectwo - red) i wymierzył mu karę roku ograniczenia wolności w postaci obowiązku wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne po 30 godzin miesięcznie.
Ponadto zasądził od oskarżonego na rzecz pokrzywdzonej 150 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Wyrok jest nieprawomocny.
Art. 156. Ciężki uszczerbek na zdrowiu § 1. Kto powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci: 1) pozbawienia człowieka wzroku, słuchu, mowy, zdolności płodzenia; 2) innego ciężkiego kalectwa, ciężkiej choroby nieuleczalnej lub długotrwałej, choroby realnie zagrażającej życiu, trwałej choroby psychicznej, całkowitej albo znacznej trwałej niezdolności do pracy w zawodzie lub trwałego, istotnego zeszpecenia lub zniekształcenia ciała, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3. § 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Studia tatuażu szukała rok
"Wcześniej przez dwa lata nosiłam soczewki, które całkowicie zakrywały oczy. Stwierdziłam, że to jest coś, z czym dobrze się czuję. Chciałam, żeby te czarne oczy były częścią mnie, dlatego zdecydowałam się na zabieg, który trwale zmienił ich kolor. Od pomysłu do wykonania zabiegu minęło jakieś pięć lat. Studia szukałam rok" - opowiadała w Dzień Dobry TVN młoda kobieta.
Ostatecznie umówiła się na wizytę u Piotra A., który tatuaże wykonywał w Warszawie.
Sam zabieg wspominała dobrze. Piotr A., jak opisywała na antenie TVN, podczas wizyty był spokojny i opanowany. Zapewniał, że wszystko będzie w porządku i nie ma powodu do zmartwień.
"Uwierzyłam mu. Teraz tego bardzo żałuję" – mówiła.
Kobieta straciła wzrok w jednym oku, a na drugie ledwo widzi. Jak wskazywali wówczas jej obrońcy, z badań przeprowadzonych przez prokuraturę biegłych wynikało, że tusz, który został wpuszczony w oczy ich klientki, był przeznaczony do tatuowania skóry.
"To oczywisty dowód na to, że tatuażysta nie wiedział, w jaki sposób przeprowadzić taki zabieg. A jednak zdecydował się na jego wykonanie, co doprowadziło do tragedii" - dowodzili prawnicy Igor Sikorski i Paweł Jagielski.
Prawnicy rozważają apelację
Ostatecznie sprawą zajęła się prokuratura, a Piotr A. stanął przed sądem. Odpowiadał za "nieumyślne narażenie na ciężkie kalectwo". Nie przyznawał się do winy. Groziły mu trzy lata więzienia, jednak ostatecznie sąd skazał go na rok ograniczenia wolności.
Obrońcy Aleksandry czekają na sporządzenie przez sąd pisemnego uzasadnienia wyroku. Rozważają apelację. Ich zdaniem kara nie jest współmierna do czynu. Kwestionują również wysokość zasądzonej nawiązki.
- Rozważamy apelację, ponieważ w naszej ocenie kwota nawiązki w wysokości 150 tysięcy złotych jest niewspółmierna co do rozmiaru poniesionej krzywdy - ciężkiego kalectwa w postaci całkowitej utraty wzroku. Traktujemy wyrok skazujący jako przyznanie racji stronie pokrzywdzonej przez sąd I instancji, co rokuje na dokonywanie dalszych czynności prawnych - powiedział nam Paweł Jagielski z kancelarii Sikorski i Jagielski E-Prawnik.biz we Wrocławiu.
I dodał: - Aktualnie stan zdrowia pokrzywdzonej jest stabilny, ale już wiemy, że utrata wzroku jest całkowita w obydwu gałkach ocznych.
Na tvnwarszawa.pl informowaliśmy również o akcie oskarżenia dla dentysty:
Autorka/Autor: kz/gp
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock