Na czwartkowej sesji stołeczni radni pochylą się nad projektem nowej metody naliczania stawek za odbiór odpadów. Jeśli go przegłosują, a najpewniej tak się stanie, od grudnia część mieszkańców Warszawy za odbiór śmieci zapłaci więcej. Od grudnia bowiem opłata za śmieci ma być liczona na podstawie średniego zużycia wody z sześciu ostatnich miesięcy i wyniesie 12,73 złotego za metr sześcienny wody.
Jak poinformował na wtorkowym spotkaniu z dziennikarzami wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski, miasto przy przeliczaniu stawki nie będzie jednak uwzględniać wody bezpowrotnie zużytej, czyli tej, którą na przykład podlewamy ogródek. - Pod uwagę będzie brana jedynie woda wykorzystywana na tak zwane cele bytowe, czyli to, co wypływa z kranu i trafia do kanalizacji - doprecyzował.
Od marca w stolicy obowiązują dwie stawki: 65 złotych za wywóz odpadów z budynków wielorodzinnych i 94 złote - to z kolei stawka dla mieszkańców domów jednorodzinnych. Ile zapłacą mieszkańcy po zmianie stawki? Ratusz przyjął, że jedna osoba zużywa średnio 2,5 metra sześciennego wody w ciągu miesiąca. To oznacza, że miesięczna opłata za gospodarowanie odpadami wyniosłaby około 32 złote za jedną osobę. Widać, że zmiana będzie więc najkorzystniejsza dla tych warszawiaków, którzy mieszkają w pojedynkę lub w dwie osoby.
Nowe stawki mają wejść w życiu 1 grudnia 2020. - Deklarację trzeba będzie złożyć do 10 stycznia 2021 roku, ale opłatę za grudzień trzeba wnieść już w tej zaktualizowanej wysokości do 28 grudnia - zaznaczył Olszewski.
Warszawa będzie 12. gminą metropolii warszawskiej (na 40), która będzie rozliczać w taki sposób wywóz śmieci.
Co z nieruchomościami niepodłączonymi do miejskiej sieci?
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2018 roku, warszawiak zużywa średnio 47,5 metra sześciennego wody rocznie, co daje prawie 4 metry sześcienne wody miesięcznie. Jak zauważył Olszewski, te dane uwzględniają wodę bezpowrotnie zużytą, którą ratusz ma odliczać.
Ponadto, jak stwierdził wiceprezydent, GUS wykonuje swoje obliczenia na podstawie zaniżonej liczby mieszkańców Warszawy. - Te liczby są od dawna nieaktualne. Szacujemy, do naszych dokumentów planistycznych, że w Warszawie mieszka ponad dwa miliony osób, a nie 1,7 miliona. Do symulacji wykorzystujemy dane Izby "Wodociągi Polskie", która zrzesza wszystkie przedsiębiorstwa wodociągowe w Polsce i te dane mówią, że przeciętne zużycie wody w Polsce na osobę wynosi miesięczne od 2,3 metra sześciennego do 3 metrów - mówi Olszewski.
Jednak inną wartość szacunkową ratusz przyjął w przypadku nieruchomości, które nie mają swojego wodomierza albo nie są podłączone do sieci wodociągowej. W takich przypadkach stawka zostanie naliczona według wzoru: liczba mieszkańców x 4 metry sześcienne wody x 12,73 zł.
- Ten ryczałt jest wzięty z rozporządzenia ministra infrastruktury i jest przyjęty jako przepisy do ustawy o zaopatrzeniu w wody i odprowadzaniu ścieków. Stosuje się go wtedy, kiedy dana nieruchomość nie ma licznika wodociągowego, bo ma na przykład własne ujęcie wody. Często ministerstwo odpowiada, że celowo jest to wartość zawyżona, żeby zdopingować takie gospodarstwo do przyłączenia się do sieci – wyjaśnił Olszewski. Wskazał, że takie gospodarstwa stanowią w Warszawie mniej niż dwa procent ogółu.
"Jedyna metoda, w której codzienne nawyki mają przełożenie na to, ile się zużywa wody"
- Jest taki stary argument, że ani powierzchnia lokalu nie produkuje śmieci, ani woda, ani liczba osób. To wszystko są czynniki niepowiązane wprost z ilością odpadów, bo jedna osoba potrafi produkować odpadów mniej niż inna. Metoda od zużycia wody jest jedyną, w której mieszkaniec ma realny wpływ na to, ile faktycznie zapłaci za odpady, a codzienne decyzje i nawyki mają rzeczywiste przełożenie na to, ile się zużywa wody, ile się za nią płaci i co za tym idzie, ile płaci się za gospodarkę odpadami - argumentował Olszewski.
Urzędnicy zwracają też uwagę, że oszczędzanie wody ma pozytywny wpływ na środowisko i uzależnienie opłaty za wywóz odpadów będzie dodatkowym bodźcem do racjonalnego jej zużycia.
- Komunikujemy mieszkańcom konieczność oszczędzania wody, jej retencjonowania i zwracania uwagi, ile jej się faktycznie zużywa. Liczą się tutaj takie proste zachowania, jak zakręcanie kranu podczas mycia zębów czy zastępowanie wanny prysznicem. To wszystko są rzeczy, które nas czekają, jeśli chodzi o dostosowywanie się do sytuacji związanej z deficytem wody, który jest faktem. - Polska jest jednym z krajów zagrożonych tym deficytem - podkreślił wiceprezydent.
"Miasto w całości tę opłatę przeznacza na gospodarkę odpadami"
Zaznaczył też, że po marcowej podwyżce stawek za wywóz śmieci, do ratusza wpłynęło setki uwag od mieszkańców. Jedną grupą byli ci, którzy nie mieszkają na stałe w danej nieruchomości, a jedynie w niej bywają: - Tego typu mieszkanie produkuje inną ilość odpadów niż te, które jest wykorzystywane w trybie ciągłym. Nowa metoda pozwala uwzględnić tego typu sytuacje wynikające z rożnego zużycia lokali i prawdopodobnie relacja zużytej wody do ilości produkowania odpadów będzie bardzo podobna.
Swój sprzeciw zgłaszały również osoby, które mieszkają samotnie. - One również wskazywały, że taka metoda jest najbardziej sprawiedliwa i zrozumiała społecznie, bo najtrafniej odzwierciedla liczbę osób, która mieszka w danym lokalu - zauważył Olszewski.
- Co ważne, miasto w całości tę opłatę przeznacza na gospodarkę odpadami. To są pieniądze naznaczone, czyli nie możemy ich wydać na inny rodzaj usługi – zwrócił też uwagę.
Program osłonowy dla rodzin wielodzietnych
Ratusz zdaje sobie jednak sprawę, że zmianę stawek najbardziej odczują rodziny wielodzietnie. - Dlatego proponujemy program osłonowy, w którym każda osoba z rodziny posiadającej Kartę Dużej Rodziny, otrzyma od nas pomoc w wysokości 30 złotych miesięcznie. To zaokrąglona wartość przemnożonej wartości 12,73 złotego razy 2,5 metra sześciennego - poinformował Olszewski i wskazał, że kryterium dochodowe w takim przypadku wynosi 1848 złotych za osobę.
Konieczne zmiany w przepisach
Zdaniem stołecznych urzędników za wzrost kosztów gospodarowania odpadami w około 80 procentach winne są nowe przepisy. Przede wszystkim uszczelniające system gospodarowania odpadami znowelizowana w 2019 roku ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, a także te, które nakładające dodatkowe obowiązki na firmy. Olszewski podał tutaj przykład wymogów, które rząd nałożył na przedsiębiorstwa przetwarzające odpady po tym, jak w 2017 i 2018 roku dochodziło do pożarów składowisk.
- To spowodowało, że jedna trzecia tych przedsiębiorstw przestała funkcjonować, bo przestało się to opłacać. Koszty wprowadzenia tych zabezpieczeń, jak na przykład kamery o wysokiej rozdzielczości, pozostałe firmy przełożyły na oferty składane gminom - tłumaczył Olszewski.
Wskazał, że problem stanowi też brak wprowadzenia rozszerzonej odpowiedzialności na przedsiębiorców. - Koszty opakowań, które są wprowadzane na rynek, są dziś ponoszone przez mieszkańców naszych miast, a nie klientów czy konsumentów, którzy mieliby to w formie opłaty za opakowanie. Opakowań jest więc na rynku coraz więcej, bo koncerny produkujące je nie mają żadnej motywacji, by wprowadzić opakowania zwrotne - nie ma żadnych mechanizmów fiskalnych, które je do tego mobilizują - tłumaczył.
Jak dodał, w związku z tym na rynku jest coraz więcej surowców, których nikt nie kupuje lub kupuje za bezcen. - Albo to my musimy dopłacać za ich przetworzenie, bo ceny niektórych surowców spadły poniżej zera. Kiedyś otrzymywaliśmy za tonę foli 240 złotych, dzisiaj musimy dopłacić te 240 złotych. Podobnie jest z papierem. Tylko niektóre frakcje surowcowe mają ceny na plusie, ale tylko po dokładnym ich oczyszczaniu w miejscu sortowania - podkreślił wiceprezydent.
Autorka/Autor: Marcela Pęciak
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24