Na sześć lat i cztery miesiąca więzienia skazał sąd Katarzynę G., byłą pracownicę Centralnego Biura Antykorupcyjnego, a jej męża Dariusza G. na karę ośmiu lat pozbawienia wolności. Z ustaleń śledczych wynika, że kobieta wyniosła z kasy biura ponad dziewięć milionów złotych, które jej mąż obstawiał u bukmachera.
Wyrok został ogłoszony we wtorek w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Sędzia Katarzyna Stasiów uznała oskarżonych małżonków za winnych czynów zarzucanych im przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie.
Katarzyna G. została skazana na karę łączną sześciu lat i czterech miesięcy pozbawienia wolności, musi także zapłacić 14 tysięcy złotych grzywny. Kobieta ma również orzeczony przez sąd siedmioletni zakaz zajmowania stanowisk związanych z dysponowaniem powierzonymi pieniędzmi.
Dariusz G. ma zgodnie z wyrokiem sądu spędzić osiem lat w zakładzie karnym, musi także zapłacić 12,5 tysiąca złotych grzywny. Sędzia orzekła wobec niego dziesięcioletni zakaz wstępu do ośrodków, w których organizowane są gry hazardowe, nie może także w tym okresie uczestniczyć w tego typu grach.
Małżeństwo musi solidarnie zapłacić na rzecz Centralnego Biura Antykorupcyjnego kwotę ponad 9,2 milion złotych. Środki te zostały zabezpieczone na kontach bukmachera. Muszą także pokryć koszty sądowe.
Prokurator: przywłaszczyli ponad dziewięć milionów złotych należących do CBA
Proces Katarzyny G. i jej męża Dariusza rozpoczął się 23 grudnia 2020 roku. Sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności z uwagi na interes prywatny małżeństwa G., a także "kwestie publiczne", czyli dobro CBA i tajemnicy, jaką objęte są procedury funkcjonowania biura. W akcie oskarżenia prokurator Przemysław Ścibisz zarzucił małżeństwu G., że w okresie od 1 czerwca 2017 do 30 grudnia 2019 roku, "działając wspólnie i w porozumieniu", przywłaszczyli należące do CBA "mienie ruchome w postaci pieniędzy w kwocie 9 mln 230 tys. 194 zł 9 gr", z czego uczynili sobie stałe źródło dochodu.
Prokurator Ścibisz oskarżył ich także o to, że we wskazanym okresie "podejmowali czynności mające na celu udaremnienie stwierdzenia przestępnego pochodzenia pieniędzy". Z ustaleń śledztwa wynika, że pieniądze, które Katarzyna G. wynosiła z kasy CBA, były następnie przelewane przez jej męża na rachunek przypisany do jego konta u jednego z polskich bukmacherów.
"Oskarżony dokonał transferu pieniędzy na dedykowany rachunek, w łącznej kwocie nie mniejszej niż 10 288 573 złote, a następnie obracając tymi środkami uczestniczył w grach hazardowych oraz wypłacił kwotę 2 008 875 zł i tak osiągnął znaczną korzyść majątkową w kwocie nie mniejszej niż 29 197 079 zł" – podsumował prok. Ścibisz.
Oskarżeni składali wyjaśnienia już bez udziału publiczności. Jak nieoficjalnie ustaliła Polska Agencja Prasowa, Katarzyna G. i jej mąż w śledztwie przyznali się do wyprowadzenia pieniędzy z CBA, ale umniejszali kwotę, której przywłaszczenie przypisuje im oskarżyciel publiczny.
Oskarżona mówiła, że teściowej groziła utrata pensjonatu w Bieszczadach
Małżeństwo zostało zatrzymane 30 grudnia 2019 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", która dotarła do uzasadnienia aktu oskarżenia, Katarzyna G. miała tego dnia zadzwonić do swojego szefa i poprosić o spotkanie. "Już w siedzibie Biura powiedziała, że nie może zawieźć do NBP pieniędzy, które zostały w CBA, bo ich nie ma. Przyznała, że z kasy wzięła 4 mln zł - dla teściowej, której grozi utrata pensjonatu w Bieszczadach - i przekazała je mężowi. W 'notatce służbowej' kasjerka podała, że jej mąż zdeponował środki u bukmachera, 'by spłacić matkę' i oddać pieniądze CBA". Gazeta podała również, że "kiedy sześć godzin później funkcjonariusze CBA zatrzymywali kasjerkę, jej mąż Dariusz miał na hazardowym koncie już tylko 50 groszy".
Urodzona w 1981 roku Katarzyna G. jest z wykształcenia ekonomistką i pracowała w finansach CBA od 2007 roku. Jak podała w środę w sądzie, zarabiała około 7 tysięcy złotych netto miesięcznie. Jej mąż, rówieśnik, jest z zawodu informatykiem i od maja 2018 roku był bezrobotny. Para ma na utrzymaniu dwoje małoletnich dzieci. Groziło im do 15 lat pozbawienia wolności.
Zaczęła od drobnych kwot, gotówkę wynosiła w reklamówkach
Wielokrotnie pisaliśmy o tej sprawie. Jak udało ustalić się dziennikarzom śledczym tvn24.pl, kasjerka miała zacząć wynosić gotówkę w 2016 roku. Była wtedy sama w kasie, gdyż jej dotychczasowa współpracownica została funkcjonariuszem CBA i rozpoczęła służbę w pionie dochodzeniowo-śledczym. - Odtąd nikt jej już nie patrzył na ręce. Zaczęła od drobnych kwot, tak przynajmniej dziś zeznaje – mówiła osoba znająca postępy śledztwa.
Kasjerka nie wymyśliła żadnej przebiegłej metody na kradzież tak wielkich pieniędzy. Kolejne pliki banknotów wynosiła w sklepowych reklamówkach lub włożone po prostu do kieszeni. Z budynku wychodziła niekontrolowana przez nikogo, na przykład pod pretekstem zjedzenia obiadu na mieście. Inaczej niż zaczynając i kończąc pracę, nie przechodziła w takiej sytuacji przez domek wartowniczy, ale korzystała z wyjścia przez szlaban na parkingu, znajdującego się od strony Alej Ujazdowskich. Pion ochrony CBA tolerował takie wyjścia funkcjonariuszy i pracowników cywilnych służby.
Dymisje dwóch dyrektorów w CBA
Działalność kobiety wyszła na jaw dopiero zimą 2019 roku. W połowie stycznia 2020 roku ówczesny szef CBA Ernest Bejda odwołał dwóch dyrektorów z centrali służby: finansów i pionu bezpieczeństwa wewnętrznego. Jak informował Onet, miało to związek ze sprawą kasjerki. Dyrektor Biura Finansów pracował w służbie od pierwszego dnia jej istnienia właśnie w tej roli – zatrudniał go Mariusz Kamiński, jeszcze w 2006 roku. Podobnie do najbardziej zaufanego kręgu należał dyrektor pionu bezpieczeństwa wewnętrznego.
Według źródeł tvn24.pl w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ta sprawa kosztowała Ernesta Bejdę utratę szans na pełnienie funkcji szefa CBA w kolejnej kadencji. Zgodnie z ustawą poprzednia kończyła się w lutym i premier Mateusz Morawiecki zdecydował się powierzyć to stanowisko byłemu policjantowi i funkcjonariuszowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego z Katowic Andrzejowi Stróżnemu.
Źródło: PAP, Onet, Rzeczpospolita, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24