Ratusz przedstawił w czwartek podwaliny koncepcji zmian w Alejach Jerozolimskich. Urzędnicy chcą wprowadzić zmiany przy okazji przebudowy linii średnicowej, planowanej przez kolejarzy na lata 2023-2027. Podczas konferencji prasowej padło pytanie, czy w związku z zapowiadanymi pracami metamorfozę przejdzie również most Poniatowskiego.
- Staramy się i będziemy dążyć do tego, by (stało się to – red.) w trakcie prac kolejowych czy bezpośrednio po nich – odparł dyrektor Zarządu Dróg Miejskich Łukasz Puchalski. - Dużo zależy od tego, w jaki sposób zostaną zaproponowane objazdy. My dziś mówimy o kształcie docelowym, ale musimy mieć świadomość, że to zadanie inwestycyjne, które da się we znaki mieszkańcom prawie przez cztery lata. Będzie bardzo uciążliwe dla mieszkańców bezpośrednich, jaki i dla miasta, choćby w kontekście prowadzenia objazdów dla komunikacji publicznej. Wtedy tak na dobrą sprawę jest możliwość zorganizowania przestrzeni na samym moście – zaznaczył.
Zapowiedzi przebudowy powróciły w ostatnich dniach za sprawą dyskusji wokół montażu fotoradarów na przeprawie. Przypomnijmy, że mazowiecki konserwator zabytków wystąpił do drogowców o zmianę ich lokalizacji, choć wcześniej wydał zgodę na instalację. Z kolei w mediach społecznościowych padło wiele słów krytyki nie tylko wobec samego wyboru miejsc, oberwało się też wyglądowi urządzeń. Żółte skrzynki z miernikami prędkości stanęły po obu stronach przeprawy, łącznie jest ich sześć.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO
"Pomija się fakt, że mówimy o bardzo niebezpiecznym odcinku drogi"
- Trochę mnie osobiście zastanawia w tej całej dyskusji o fotoradarach na moście Poniatowskiego to, że estetykę czy ich lokalizację zestawia się albo wręcz pomija się fakt, że mówimy o bardzo niebezpiecznym odcinku drogi, na którym ginęli ludzie. Jeżeli zapytacie państwo bliskich kogoś, kto zginął na tym odcinku, czy mają uwagi co do estetyki fotoradarów, spodziewajcie się bardzo brutalnej odpowiedzi. To są urządzenia, które służą naszemu bezpieczeństwu. Chcieliśmy postawić je jak najszybciej, żeby nie doszło do kolejnej tragedii – mówił wiceprezydent. Jego zdaniem "komentarze o lokalizacji i kolorze są co najmniej niestosowne".
Według danych ZDM na moście Poniatowskiego w latach 2015-2019 doszło do 26 wypadków, w których zginęły trzy osoby. Wyniki pomiarów prędkości mówią, że 84 procent kierowców przekracza tam prędkość.
Olszewski dodał, że o kolorze fotoradarów zdecydował w rozporządzeniu minister infrastruktury. - Ja wczoraj podpisałem pismo do pana ministra z prośbą o rewizję przepisów, tak żebyśmy mogli mieć większą elastyczność, jeśli chodzi o to, jak fotoradary mogą wyglądać. Jesteśmy jako miasto gotowi, żeby dokonać zmiany, jeśli zmienią się przepisy. Dziś jest tak, że jeżeli chcielibyśmy wprowadzić jakiekolwiek inne rozwiązanie w zakresie pomiaru prędkości, jesteśmy skazani na ograniczoną liczbę rozwiązań – wskazał Olszewski.
- Kiedy padła zapowiedź, że postawimy fotoradary, nikt nie kwestionował tego, że zrobimy to na obiekcie, który jest obiektem zabytkowym. Zrobiliśmy to zgodnie z prawem i jesteśmy absolutnie otwarci na to, żeby dokonywać korekty – zapowiedział. I wyjaśnił, że odnosi się to zarówno do ich wyglądu (pod warunkiem, że pozwolą na to przepisy) oraz lokalizacji docelowej, gdy dojdzie już do remontu mostu. - A to musi nastąpić, bo tego typu obiekty wymagają okresowych remontów czy przeglądów i dla mostu Poniatowskiego taki okres też się zbliża – zaznaczył.
Dlaczego nie na słupie? "Urządzenie mogłoby być kwestionowane przy pomiarach"
Dyrektor ZDM odnosił się też do zarzutów, które w ostatnich dniach pojawiały się w przestrzeni publicznej. Jak stwierdził, jako bardzo krzywdzące odbierał wypowiedzi o tym, że "drogowcy zniszczyli zabytkowy most". Przekonywał, że fotoradary są urządzeniami z założenia tymczasowymi, bo w każdej chwili można je zdemontować.
- To nie jest trwałe. Trwały jest wyłącznie fundament, na którym one umocowane – zaznaczył. - Kolor żółty jest po to, by ostrzegać. By nie dochodziło do sytuacji takich, że kierowcy hamują przed samym urządzeniem w sposób gwałtowny – wyjaśnił Puchalski. Zastrzegł, że to uzasadnienie pojawiało się w przestrzeni publicznej kilka lat temu, tuż po wprowadzeniu zapisów dotyczących wyglądu urządzeń.
Puchalski tłumaczył też, że drogowcy w uzgodnieniu z Generalną Inspekcją Transportu Drogowego wybrali urządzenia w pełnej zabudowie, a nie skrzynki na ażurowych słupach, bo te pierwsze są bardziej stabilne i mniej podatne na drgania mostu. - To drugie urządzenie mogłoby być kwestionowane przy pomiarach i mogłyby one odbiegać od stanu rzeczywistego – dodał.
Przypomniał też, że współpraca z konserwatorem zabytków w sprawie pomiarów prędkości na moście Poniatowskiego rozpoczęła się już w 2019 roku. Wówczas drogowcy planowali montaż urządzeń do pomiaru odcinkowego, ale dwukrotnie unieważniono postępowanie przetargowe. Drogowcy tłumaczyli to tym, że na polskim rynku funkcjonuje wyłącznie jedna firma posiadająca wymagane certyfikaty i w związku z tym jej ceny są wysokie. To wtedy zapadła decyzja o montażu tradycyjnych fotoradarów.
- Mieliśmy możliwość postawienia ich na chodniku, który ma 220 centymetrów szerokości, albo w wykuszu przy ławce, tak by schować całą konstrukcję, a ta konstrukcja ma ponad 70 centymetrów. Przy pozostawieniu tego na chodniku mielibyśmy niewymiarowy chodnik – poniżej półtora metra, bo urządzenie też nie może bezpośrednio dotykać żadnych innych elementów, by nie zaburzać pomiarów. Mielibyśmy taką sytuację, że wymijający się piesi musieliby schodzić na jezdnię – stwierdził dyrektor ZDM.
Dementował też informację o tym, że miasto ustawiło fotoradary, by zarabiać na kierowcach. Wpływy z mandatów za przekraczanie prędkości nie trafiają bowiem do budżetu miasta. Operatorem urządzeń jest Generalny Inspektor Transportu Drogowego, a pieniądze zasilają Skarb Państwa. - My wydajemy pieniądze na fotoradary. Warszawa wydaje na nie milion osiemset tysięcy złotych – zaznaczył.
Autorka/Autor: kk/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński/tvnwarszawa.pl