"Samolot LOT-u ma awarię na Międzynarodowym Lotnisku w Pekinie" - napisał do nas Reporter 24. Boeing 787 Dreamliner miał odlecieć do Warszawy w poniedziałek o godzinie 8.45 czasu lokalnego.
Według informacji Adriana Kubickiego, rzecznika prasowego PLL LOT, powodem opóźnienia była usterka techniczna samolotu. - Po wylądowaniu stwierdzono wyciek płynu hydraulicznego. Konieczna była wymiana jednej z pomp hydraulicznych, to już się stało - poinformował jeszcze w poniedziałek Konrad Majszyk z biura prasowego linii. Ostatecznie pasażerowie dotarli do Warszawy przed godziną 23.
Pożyczka od pasażerów
Do redakcji "Newsweeka" zgłosił się pasażer, który twierdził, że pracownik magazynu w Pekinie odmówił zaakceptowania innej formy płatności za część do naprawy niż gotówka. Przedstawiciel LOT-u nie miał przy sobie odpowiedniej sumy. Zdecydował się poprosić pasażerów o pożyczkę.
Informację tę potwierdził rzecznik prasowy spółki. - Po kilku rozmowach nasz przedstawiciel przyznał, że rzeczywiście rozmawiał z czworgiem pasażerów i użyczyli mu oni doraźnie gotówki - przyznał Adrian Kubicki.
Jak powiedział rzecznik "nie akceptujemy takiego zachowania, jakiego dopuścił się nasz przedstawiciel w Pekinie. Z pewnością wyciągniemy wobec niego konsekwencje, ale raczej nie będą to konsekwencje finansowe, bo to nie jest kwestia odpowiedzialności finansowej" - powiedział Kubicki.
Rzecznik dodał, że może to być upomnienie lub nagana, jednak zanim zapadnie jakakolwiek decyzja o konsekwencjach dla pracownika, przeprowadzona zostanie z nim rozmowa. - Chcemy się dowiedzieć, co nim powodowało i co ma na własną obronę - zapewnił.
Umowa między LOT-em a Boeingiem, który odpowiadał za naprawę, jest skonstruowana w taki sposób, by wszystkie naprawy odbywały się bezgotówkowo. - W lotnictwie nie jest niczym nadzwyczajnym, że płaci się gotówką za doraźne naprawy i części pozyskiwane doraźnie. Jednak w tym przypadku była to część pozyskana od firmy Boeing, z którą współpracujemy - zaznaczył.
"Przedstawiciel popełnił błąd"
Przedstawiciel LOT-u powinien mieć przy sobie zarówno gotówkę, jak i kartę kredytową. Spółka zapewnia im środki właśnie na rozwiązywanie podobnych sytuacji. - Nie ma żadnych okoliczności, które usprawiedliwiają proszenie o te pieniądze pasażerów - zastrzegł Kubicki. - Nasz przedstawiciel uznał, że wypłata z bankomatu potrwa dłużej niż uzyskanie pieniędzy od pasażerów, których - jak twierdził - znał. Nawet jeśli działał w dobrej wierze, popełnił błąd. Nie akceptujemy takich standardów. Decyzja nie była z nikim konsultowana, nikt nie wyrażał na nią zgody - przyznał rzecznik.
Gdy samolot wylądował w Warszawie przedstawiciele LOT-u spotkali się z czwórką pasażerów. Od razu oddali im pożyczone pieniądze. Jak wyjaśnił Kubicki, chodziło o kwotę około dwóch i pół tysiąca juanów, czyli równowartość około 1300 złotych. - W ramach przeprosin i podziękowań postanowiliśmy przekazać tym pasażerom bilety otwarte na dowolne połączenie LOT-u - dodał.
"Pasażerowie go lubią"
Wobec przedstawiciela LOT-u w Pekinie zostaną wyciągnięte konsekwencje. Jak zastrzega rzecznik spółki, stanie się to dopiero po wysłuchaniu jego wyjaśnień. - Ta osoba ma bardzo długą historię pracy w LOT, za granicą, głównie w Azji. Pasażerowie bardzo go lubią - powiedział Kubicki.
Bilety na poniedziałkowy lot dreamlinerem z Pekinu do Warszawy wykupiło 249 pasażerów. Rzecznik LOT-u zapewnił, że pasażerowie otrzymali od przewoźnika zakwaterowanie w hotelu na czas oczekiwania na podróż do Warszawy.
kk/PAP/pm